czwartek, 26 września 2013

Część 45.

Cześć kochani! Wiem, że długo nie dodawałam, ale szkoła, apel, próby 24 h na dobe ;ddd mam dość!!! chce na emeryture :'((((  teraz postaram sie wczesniej pisac i juz tylko publikowac! jakos postaram sie dawac rade :)  pamietamy o zasadzie conajmniej 2 komeczków ;) ;* więc działajcie ;**  
---------------------------------------------------------------------------------------------------------



                                                        *James*

-Aha? - uniosłeb brew.
-A o co ci znów chodzi? - spojrzała na nią Wika, która jak my wszyscy nic nie kumała.
-Wylatujemy.
-No dobra, zawsze coś, a można chociaż wiedzieć gdzie? - rozłożyła ręce znużona Wika.
-Na Wyspy Kanaryjskie - kiwnęła głową Wera pokazując bilety.
-Ale po co...? - dalej nie rozumiała Wika.
-Zaraz to jest w Hiszpanii!! Jedną z wysp jest Grand Canaria!! - olśniło mnie.
-Wooo tam kręcą Pamięniki z wakacji!!! *OOO* - podskoczyła Wika. - Jedziemy wystąpić w Pamiętnikach z wakacji!! Kocham Cię!!! - przytuliła Werę Wika.
-Wiem Wera, że kochasz Hiszpanie i zawsze, chciałaś tam pojechać, ale nie sądze, żeby to był na to dobry czas - skomentowała Zuza.
-Nie jedziemy tam na wycieczkę - skrytykowała Wera.
-Co?! To nie będzie Pamiętników z wakacji?! Nie wystąpie w TV?!  I tych plaż, chłopaków i klubów nocnych?! - wybuchła Wika, a my na to ostatnie unieślimy brew. - No co.. Słyszałam, że są tam świetne..
-Wszystko jest tam świetne, ale nie w tym rzecz. - Wera usiadła na kanapie, a na stole położyła mapę po
czym  my stanęliśmy wkoło stołu. - Samolot, którym leciała Pati, nie leciał prosto do Los Angeles. - unieśliśmy brew. - Miał zalecieć jeszcze właśnie na Grand Canarię i Lanzarotę. I mniej więcej nad tymi wyspami nastąpił wypadek. I jeśli Pati żyje, to będzie właśnie tam.
-Wow - skwitowała Wika.
-Ale przecież, gdyby tam była, hiszpańska policja dałaby znać. - rozstawił ręce Logan.
-Otóż to. Stąd wiemy, że nie jest na zamieszkanych częściach wysp. Oczywiście przeszukano dżungle, ale to by było niemożliwe, gdyby te szukanie było dokładne. My musimy to sprawdzić. - kiwnęła głową blondynka.
-Nie to, żeby coś, mieliśmy  lecieć szukać jej, ale czemu cię naszło, żeby właśnie teraz.? - uniosła brew Zuzka.
-No właśnie, mamy wystarczająco dużo problemów tu - wzruszył ramionami z krzywą miną Log.
-Ponieważ dla niej tam, jeśli przeżyła, a czuję, że po prostu nie może być inaczej, to może się tam dla niej liczyć każdy dzień. A i tak zwlekamy już długo. A poza tym, jak już mówiłam, nie pomożemy Kendallowi. Mówiłam, że musi być z taką osobą bardzo związany. I jest z nami związany bardzo, ale to tylko Pati może mu teraz pomóc. - wyjaśniła Wera.
-A więc kiedy chcesz lecieć? - zwrócił się do niej Logan.
-Jutro z samego rana, jak tylko odbierzemy Carlosa ze szpitala. W końcu nie zostawimy go tu.
-Nie, z samego rana raczej nie, najwyżej po południu - kiwnąłem głową.
-No ok. Najwyżej przenocujemy - wzruszyła ramionami Wera.
-No.! W jakimś pięciogwiazdkowym hotelu jakie tam są :3333 - rozmarzyła się Wika.
-Nie - stwierdziła Wera, a my się zdziwiliśmy. - Przenocujemy pod namiotem. Będzie szybciej, ciekawiej i milej.
-Milej to by było w spa w hotelu.! - założyła ręka na rękę Wika.
-Tak?  A ja uważam, że wspaniale jest siedzieć z przyjaciółmi przy ognisku i to na tak wspaniałej plaży, grać na gitarze, pogadać, pośmiać się, pośpiewać. - uśmiechnęła się, a mi aż ciepło się zrobiło.
-Popieram! - podniosłem rękę do góry i wyprostowałem ją przed siebie.
Potem poparli nas też Zuz i Logan kładąc dłonie na naszych.
-Mfmfmfmfmfh - mruknęła Wika. - No dobra! - mruknęła i dołączyła do nas po czym unieśliśmy ręce.

                                                       *Zuza*

No i na mnie wypadło, żeby przekonać Kendalla, żeby z nami pojechał -_-  A naoglądając się nas już się zapowiadało jakie to będzie "łatwe" -_-  Zajęło mi tu kuźwa 4 godziny!!! Ale udało się w końcu. Zaczął się pakować, a ja ruszyłam do siebie zrobić to samo. A w drodze natknęłam się na Jamesa..
-Sorki.. - uniosłam głowę patrząc mu w oczy kiedy staliśmy praktycznie 'na sobie' twarzą w twarz.
-Nic się nie stało..  - uśmiechnął się na chwilę lekko zmieszany.
-I co teraz zrobisz? - nie odrywałam wzroku od jego ślicznych oczu. Wyczekiwałam odpowiedzi.
-A co powinienem? - usłyszałam tylko na co się uśmiechnęłam.
-Jak możesz tego nie wiedzieć.
-A ty wiesz? - on również cały czas patrzył mi prosto w oczy. Czułam jak całą przeszywa mnie wzrokiem.
-To o wiele bardziej skomplikowane.. - spuściłam wzrok.
-No właśnie. - powiedział dobitnie, a ja spowrotem spojrzałam na niego.
-Ale tak nie może być - pokręciłam głową z łzami w oczach.
-Czy to jest złe? - patrzył na mnie wyczekująco.
-Nie wiem.. - szepnęłam i wbiegłam do siebie do pokoju, zamknęłam drzwi po czym się o nie oparłam i zjechałam na ziemię dusząc się łzami. - Nie wiem czy miłość to coś złego

czwartek, 19 września 2013

Część 44.

No siemaneczko ^_^  A ja tak jestem sb chooooora ^^  Mam 4-dniowy weekend 'It's a beautifull day.!!:D"  No, więc siedzę siedzę siedzę i tak se stukam w te klawiauuuureeee. Chce mi sie banana... Zadzwonie do mamy, żeby kupiła :33  Leci reklama michałków *OOOOOOOO*  <33
Nom, ten rzdz. to miały być 2 rozdziały, ale chcę szybciej przejść do rzeczy i nie chcę Was aż tak na śmierć zanudzać ;) :D xd
Jestem ogroooooooomnieeee wzruszona 5 KOMKAMI pod jednorazówką *OOO* <33 ;***  Dziękuję Wam bardzo!! u.u <3  A więc pamiętamy, conajmniej 2 komki do nn, a więc zapraszam :D ;*  Pozdrowionka dla ych co łączą się ze mną w bólu chorobowym oraz tych co męczą się w szkole ;D xD  A także tych, którzy juz szkołe skończyli, bądź jeszcze nie zaczęli :D  Pozdrawiam wszystkich Rushersssssss ;** Czytankooo :3
--------------------------------------------------------------------------------------------



Wypisali już Kendalla. Odebraliśmy go, a ten zupełnie przestraszony nie chciał z nami iść. No cóż, nie pamiętał nas. Dopiero po jakimś czasie przekonywania go zgodził się z nami pójść, ale zagroził, że w razie czego wieje. Ehhh -,-  Tak czy inaczej, już go wypisaliśmy i ruszyliśmy do wyjścia gdzie już czekali na nas fotoreporterzy. No ludzie, serio?! Robili nam mnóstwo fotek, i obsypywali milionami pytań.:  „Co się stało??”, „Był wypadek??”, „Jakaś choroba??” „Napad??”  „Gwałt??” O.o Pytania z każdą sekundą były coraz bardziej debilne, więc musieliśmy jeszcze szybciej stamtąd spadać.  Logan utorował nam  drogę i pociągnęliśmy Kendalla do auta.
-Wreszcie!! – wyciągnęłam ręce ku górze kiedy wreszcie już siedzieliśmy w samochodzie. – Zwiewajmy stąd!!
-Nie ma sprawy.! – odpalił samochód Logan i z piskiem opon zniknęliśmy z szpitalnego parkingu.
*25minut później*
Wreszcie dojechaliśmy.! Staliśmy już pod domem i… nic. No właśnie. Nic! Nikt nie otwierał, wszyscy tylko zerkali po sobie.
-No otworzycie w końcu?! – rozstawiłam ręce poirytowana w końcu.
-Eeeee no, a nie masz klucza? – rozstawiła ręce patrząc na mnie Wera.
-Ja? Pogięło cię? Myślałam, że Logan ma. – spojrzenia padły na Loga.
-Ja?! Przecież James miał je mieć! – z kolei teraz rozstawił ręce Log.
-Powaliło? A to przypadkiem nie miała być Zuza? – wskazał na zamurowaną brunetkę grzywacz.
-Od kiedy niby? Byłam pewna, że Wera je ma! – wskazała na blondynkę i kółko się zatoczyło -_-.
-No, a ja, jak już wspominałam, że Wika! – znów doszło do mnie.
-No jasne. Ja i klucze – spojrzałam na nią wzrokiem mówiącym ‘‘w bajki wierzysz?”.
-No i wszystko jasne – westchnęła reszta.
-Czekajcie.! – powiedziała Wera i podbiegła do okna od salonu, a my wzruszając ramionami ruszyliśmy za nią nie śpiesząc się.
-Są! – uniosła głos, a my za jej wzrokiem spojrzeliśmy w okno. Rzeczywiście. Na stole w salonie leżały klucze z różowym misiem jako breloczek, co oznaczało, że są to klucze Wery.
-No brawo! – jękną Logan.
-Czekajcie! – znów zaczęła Wera unosząc palec wskazujący ku górze i cofając się kilka kroków do tyłu.
-Co znowu? – jęknęłam niechętnie.
-O ile się nie mylę.. – ruszyła w lewo. – Tak! Balkon od jednego z pokoi jest otwarty!
-No to brawo geniusu, to właź Se na 1 piętro.! – warknął Logan.
-Ej! Ciesz się, że wogle na coś wpadła, nie to co ty.! – objął Werę James i wystawił język dla Logana, a ja tylko wywróciłam oczy.
-Wiecie co mamy teraz większe problemy niż wasze głupie sprzeczki. – założyła ręka na rękę również już poirytowana Zuza.
-Ona nachrzaniła, ona włazi.! – bez chwili wahani ani zastanowienia wskazał na Werę Logan.
James już chciał coś powiedzieć, ale Wera mu przerwała.:
-Luz, ja zawszę mogę. Lubię łazić wszędzie :D  Zwłaszcza tam gdzie nie mogę -.^   Ale wlazę tam pod warunkiem, że ktoś go walnie.! – wskazała na Logana, który jakby dopiero co wrócił na Ziemię.
-Ok. – wzruszyłam ramionami po czym podeszłam do chłopaka i jebłam go w głowę.
-Ałłł!! Za co?! – spojrzał na mnie łapiąc się za głowę.
-Za debilizm.! – odpowiedziałam wywracając oczy.
-Ale boli.. – mruknął.
-To co? Może jeszcze pocałować, żeby nie bolało? – spojrzałam na niego ironicznie.
-Tak.!! – wyszczerzył się jak dziecko, które widzisz ogromnego lizaka, na co ja uiosłam brew. A potem, nie mam zielonego pojęcia dlaczego, ale właśnie nachyliłam jego głowę ku sobie i go w nią cmoknęłam, na co teraz wszyscy inni unieśli brew, a ja sama skołowana swoim czynem patrzyłam na nich zdziwiona.
-No i luzik – wyszczerzył się Logan, ale po chwili przetworzył chyba w końcu informacje i również spojrzał zdziwiony. Zapanowała niezręczna cisza. Okropna cisza!! >.<
-No to wchodzę! – odezwała się wreszcie Wera. Boże kocham cię!!
Zaczęła wspinać się po rynnie, a James na dole ją asekurował. Przez chwilę rynna się zachwiała i coś trzasnęło, na co Logan się odezwał.:
-Za dużo się żarło. – mruknął, na co oberwał od Zuz w kostkę. Ja już się wolałam nawet nie ruszać.
Tak czy inaczej Wera w końcu dotarła na górę, złapała się poręczy i sprytnie wskoczyła na balkon po czym zniknęła wewnątrz domu. Wszyscy ruszyli ku drzwiom. Czekaliśmy i czekaliśmy. Powoli zaczynaliśmy się denerwować. Patrzyliśmy na zegarek; 5, 10, 15, 20 minut!! No ile można!? W końcu walnęłam w drzwi i po chwili otworzyła nam je Wera gryząc banana.
-O jesteście.! – odezwała się jak gdyby nigdy nic.
-Chyba raczej ty wreszcie jesteś!! Ile można czekać?!?! – rzuciłam się do niej wchodząc do środka.
-No musiałam się tu jakoś ogarnąć, włączyć kompa itp. – wywróciła oczy.
-Tyyyy! Boże jak ja cię nie cierpię cię!.. -  a ja już miałam na nią skoczyć kiedy nagle zadzwonił dzwonek od drzwi. – wściekła, że mi przerywa atak tylko obróciłam się na pięcie i zabójczym wzrokiem spojrzałam na Logana otwierającego drzwi. A stał tam… dostawca pizzy? Wtf?
-3 duże pizze dla Weroniki Sining – odezwał się facio, a ja spojrzałam na Werę z miną zmienioną o 180 stopni.
-Kocham cię!! – przytuliłam blondynkę.
-No wiem, wiem – pogłaskała mnie z wyszczerzem po głowie.
-Wiecie co, może te „przypominanie” zaczniemy od jutra, zaczynam się Was bać… - zaczął się wycofywać Kendall.
-Heh, spokojnie. Taki sam jesteś – wyszczerzyl się James.
-Nie strasz chłopaka – machnęła ręką Wera. – Idź do swojego pokoju, aaaaaale nie wiesz, który to. Poczekaj damy ci pizzę i zaprowadzę cię do pokoju – kiwnęła głową Wera.
-Okk – mruknął niepewnie Kend i spuścił głowę. Biedny.. Wyglądał jak taki zbity psiaczek. :’(  Trzeba mu pomóc! I to szybko!!
*Następnego dnia*

                                                                *Wera*



Zeszłam na dół jeszcze w piżamie zewając, a tu pacze już wszyscy zebrani w salonie O.o Nawet Zuz!! O.O Wryło mnie tam na z ... 15 min.? Aż w końcu odezwał się Logan.
-Stylowa piżamka - mruknął ze złośliwym uśmieszkiem patrząc na mnie, a za jego wzrokiem podążyły spojrzenia reszty.
-Stylowa gęba - spojrzałam na niego krzywo po wystawieniu języka. Ostatnio mnie wkurzał -_-  - Ej! Nie lustrujcie mnie  tak! Czuję się naga! - zasłoniłam się rękoma i prawą nogą unosząc ją do góry.
Ludzie unieśli brew, a ja poleciałam do kuchni. Nalałam sobie kubek wody, ale w końcu i tak jak zwykle wzięłam cały dzbanek i ruszyłam do salonu.
-A tak wogle to co Wy tu odwalacie? - usiadłam się na kanapie obok Kendalla.
-Próbujemy przywrócić Pana Schmidta do normy, ale nam nie działa - jękną Logan.
-No nic dziwnego z samego rana zrywać i to jeszcze praca takimi pedałami - wywróciłam oczy i zaczęłam pić. Logan chciał podnieść mi dzbanek, żebym się oblała, ale James mnie wybawił ^^.
-Jest 12 geniusu -,- - mruknęła Wika.
-Dla mnie to ranek - wzruszyłam ramionami i piłam dalej. 
*Chwilę póżniej*
Wychlałam w końcu cały dzbanek i kubek po czym odezwałam się.:
-To co nic w końcu nie pamięta? - spojrzałam na każdego po kolei na Kendzie kończąc.
-Nic, a nic. Nic mu nie świta.! - załamał się James.
-Wiesz w sumie to nie aż takie dziwne.. - spuściłam wzrok. - Wiem, że jesteście zżyci jak bracia, ale tu potrzeba naprawdę silnego uczucia, aby tyle wspomnień wróciło - łyknęłam ostatnią kroplę wody, dosłownie. Patrząc na nie ogarnięte miny moich kumpli wywróciłam oczy i poszłam do swojego pokoju po czym czekała mnie gorąca kąpiel :33 i przebranie się. Następnie otworzyłam laptop...

                                                                *James*
-Aha? - uniosła brew Zuz.
-Co to niby miało być?? - rozstawił ręce Logan.
-To, że nie pomoże nam z Kendallem -,-  - mruknęła Wika. - Popieprzyła, popieprzyła i polazła - wzruszyła obojętnie i niechętnie ramionami.
-Ej ej! - spojrzałem z wyrzutem na blondynkę. - Uważaj na słowa - przymrużyłem oczy.
-Jeszcze nic takiego nie powiedziałam.! - rozstawiła ręce.
-Mi i tyle wystarczy - mruknąłem.
-Oobrońca - wywróciła oczy i zanim rozpoczęła się kłótnia odezwał się Logan.
-Dobra uspokujcie się. Wiem, że się nie wsypałaś, a ty, że będziesz bronił Wery, ale to nie jest dobry moment na kłótnie - rozłożył ręce między mną a blondynką, a my spojrzeliśmy na siebie początkowo krzywo, ale potem już tylko westchnęliśmy.
-Ona coś knuje.. - odezwała się Zuz wbijając wzrok w podłogę.
-Kto? - spojrzała na nią niezrozumiale Wika, a brunetka tylko pokierowała swój wzrok na schody, gdzie za nią podążyły i nasze spojrzenia.
*3 godziny później*
Kolejna godzina! Boże! A Kendall nic! Zupełnie nic! Zero! W dodatku Wera od tamtego czasu nawet nie dała znaku życia..
-No dobra! Koniec! Zarządzam przerwę! - wstałem i rozstawiłem ręce.
-Może i słusznie.. - mrukną Logan.
-Może -,- - wywróciłem oczy.
-I co my teraz zrobimy?? - odezwała się wika "siedząc" na kanapie do góry nogami.
-Nwm... - mruknął Logan. - Uważaj, bo ci krew do mózu napłynie - wskazał na zwieszoną głowę blondynki.
-I dobra. Przynajmniej trochę zmądrzeje - wzruszyłem ramionami i łyknąłem kawy. Blondynka spojrzała na mnie zabójczym wzrokiem, a Henderson odezwał się tylko.:
-Ogarnij się już - wywrócił oczy.
-No proszę 2 obrońca się znal - zaśmiałem się na co on zmroził mnie wzrokiem.
-A żebyś wiedział i to lepszy niż ty - wystawiła mi język Wika na co Logan się trochę jakby speszył po czym uśmiechnął, a ona widząc to odwróciła głowę.
-Niemożliwi jesteście - z uśmiechem pokręciłem głową.
-To co w końcu z Kendallem? - odezwała się Zuz wskazując na nieogarniętego i lekko przestraszonego blondyna.
-No nie wiem.. Musimy próbować dalej. A póki co nigdzie nie może wychodzić w takim stanie - stwierdziłem biorąc następnego łyka.
-No własnie.! Jeszcze kto by go tam zgwałcił. - kiwnęła głową Wika.
-A ta tylko o jedym - wywróciła oczy Zuz.
-No co?! Przecież tak też się może zdarzyć - wzruszyła ramionami blondynka.
-Ehh - westchnąłem. - Może, nie może, ale niedługo mamy wywiad na żywo w telewizji, a co my zrobimy skoro on ma tę pieprzoną amnezję?! - wskazałem na blondyna.
-Serio?! Bardziej cie obchodzi jakiś wywiad debilny niż biedny zgwałcony przyjaciel?! - rozłożyła ręce unosząc się Wika wciąż ze zwisającą głową nad ziemią. 
-Ale go nikt nie zgwałcił!! - również rozstawiłem ręce usiłując jej to w końcu przetłumaczyć.
-Jeszcze - wskazała  na mnie palcem, a ja załamany padłem na fotel.
Nagle słychać było drzwi na górze i szybkie kroki na schodach. Wszyscy spojrzeliśmy na, już ubraną, blondynkę, która zeszła tu do nas.
-Pakujcie się - odezwała się.


środa, 18 września 2013

Liebster Award u.u


Zostałam nominowana przez Mishi :)

,,Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego bloggera w ramach uznania za ,,dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla bloggerów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechniania. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."


Pytania Mishi:

1.Co lubisz robić w wolnym czasie?
Odp. Rysować ^^ Grać (gitaaaraa *O* xd), sing and komponować -.^
2.Najgorsza rzecz jaka ci się przytrafiła?
Odp. Poznanie niektórych osób i każda (a tylko kilka ich było :D) choroba -_- ;d
3.Ulubiona piosenka?
Odp. Ojj trudno wybrać.. :) ;)
4.Dlaczego zaczęłaś pisać bloga?
Odp. Dzięki mojej przyjaciółce :) Dzięki niej wszystko: poznanie i pokochanie BTR ;* I dlatego właśnie, a no i, bo tez kocham pisać :)
5.Jaki masz talent?
Odp. Ponoć plastyczny i muzyczny i generalnie: sztuka xd Ponoć ;P
6.Z kim rozmawiasz najczęściej, gdy masz problem?
Odp. Z przyjaciółką ;**
7.Jakie masz hobby (oprócz pisania)?
Odp. Krótko: sztuka i pływanie (lubie sporty :P)
8.Czy wyobrażałaś sobie kogoś nago?
Odp. Boże O.o xd
9.Jaką książkę ostatnio przeczytałaś?
Odp. Hmm.. Inna podajże.? xD
10.Ulubiony/-na autor/-rka?
Odp. Czego.? :D
11.Jakie jest twoje ulubione danie?
Odp. A nw.. zleży.. uznajmy, że frytki :D xD 

Moje pytania :D xD:
1.Jak masz na imię? :D
2.Jesteś crazy?? ^^
3.Jakie masz hobby (prócz pisania ;) )?
4.Ile masz lat? :D
5.Masz zwierzę?
6.Co spowodowało, że postanowiłaś zacząć pisać bloga? :)
7.Ulubiona song? 
8.Którego chłopaka z BTR lubisz/kochasz :D najbardziej?
9.Jesteś zboczona?  
10.Co jest Twoją największą pasją?
11.Wierzysz w prawdziwą miłość?

(pytanie number 8 - tak działa na mnie moja klasa, nie poradzę :D  proszę o szczere odp ;D xD)



Nominacje ;) .:

1.http://gabrielle-colins-i-btr.blogspot.com/
2. z-zycia-wziete-p-s.blogspot.com
3.http://liliandangel.blogspot.com/
4.http://mojatotalnaporazka.blogspot.com/
5.http://this-is-my-small-world-btr.blogspot.com/
6.http://bigtimestory4ever.blogspot.com/
7. http://adussangelika.blogspot.com/
8.http://rainbow-4everbtr.blogspot.com/
9.http://dream-about-big-time-rush.blogspot.com/
10.http://dirtyimagines.blogspot.com/
11.http://classic-love-with-btr.blogspot.com/


Bardzo dziękuję za nominację dla MISHI :)

-----------------------------------------
(ps. prawdopodobnie jutro bd rozdział, a jak bd 2 komki to moze i nie jeden ;), więc czytajcie tego posta szybko :D) 
----------------------------------------------------------------
Pozdrowionka ;*** :D

sobota, 14 września 2013

Jednorazówka -7.000 wejść!! :D

Hejka, hejka kochani. A oto jednorazóweczka na 7.000 wejść!! :)  Wiem, że pisałam, ze żadnej notki bez co najmniej 2 komki, ale to jednorazówka, ją trzeba dodać ;)  Oczywiście rozdziału nie będzie bez tych 2 komków. Sorki bardzo, ale obawiam się, że mnie opuściliście i to jedyny sposób. 
A za wejścia oczywiście baaaaaardzoo Wam dziękuję, jesteście kochani!!!! <33 ;***
A więc zapraszam :)
--------------------------------------------------------------------------

                             "Historia wspomnień"



W Nowym Yorku mieszkała pewna dziewczyna. Nazywała się Carly Cendys. Była zgrabną, śliczną blondynką o zielonych oczach. Od zawsze była gwiazdą w szkole. Szczyciła się swoim talentem wokalnym.  Kochała występować, i stać na scenie, ale nie z zamiłowania do muzyki, jej celem było tylko zawsze być w centrum uwagi. Cóż niestety pomimo niesamowitego wyglądu, nie była ona dobrą osobą. Wywyższała się wśrod innych, nieraz poniżała słabszych od siebie, była zarozumiała i nieprzyjemna. Jednak i w gimnazjum i liceum wszyscy zawsze ją podziwiali i nie wchodzili jej w drogę. Po prostu się jej bali. Swój talent wykorzystywała by ośmieszyć bądź poniżyć innych. I choć miała mnóstwo zalotników, nigdy nie miała chłopaka. Uważała, że żaden z nich nie był "na jej poziomie". Była więc nieco samotna, ale nie widziała w swoim postępowaniu nic złego. Tak czy inaczej. W końcu skończyły się jej lata w liceum. Zdawałoby się, że i jej lata świetlności dobiegną końca, ale nie. Na studiach również była najbardziej rozpoznawalną osobą i mimo, ze poszła na studia oczywiście muzyczne to i tak jej głos wciąż bił inne na głowę. Mniej więcej na początku studiów zotała odkryta przez pewnego znanego producenta muzycznego o imieniu Gustavo. Postanowił ją wypromować. Zatrudnił teksciarza, który ułożył jej idealną piosenkę, a z jej głosem szybko stała się największym hitem lata, a później roku. Właśnie wtedy przeprowadziła się NY, bo trzeba wiedzieć, że nie zawsze tam mieszkała, jej rodzinną miejscowością było Winskansen.
Tak czy inaczej. Gustavo załatwił jej mieszkanie w luskusowym hotelu, a jej życie zamieniło się w bajkę. Spełniły się wszystkie jej wielkie marzenia. Była szczęśliwa. W ciągu roku "jej" 3 utwory stały się wielkimi hitami, a ona stałą się rozpoznawalna na ulicy, zapraszano ją na różnego rodzaju gale, pisano o niej magazynach. Po prostu żyć nie umierać. I myślała, że już zawsze tak będzie.. 

Pewnego dnia jednak szła ulicą.  Poszła na skróty, przez bardziej zapomnianą uliczkę, gdzie nie było ludzi, a więc spokojnie  mogła zdjać ogromny kapelusz i okulary.  Rozwierzbiła włosy nie patrząc przed siebie aż nagle na kogoś wpadła. Blondyn o bystrych i zadziornych oczach. Oboje upadli.
-Ejj! Uważaj jak łazisz!! - warknęła otrzepując się Carly.
-Przepraszam. - chłopak wstał i podał rękę dla blondynki, aby pomóc jej wstać, ta jednak nie chciała jego pomocy.
-Odczep się! Sama wstanę! - i próbowała wstać, ale przez ogromne szpilki nie dała rady. - No dobra - mruknęła niechętnie i chwyciła za rękę nieznajomego. Nie miała jednak w zwyczaju dziękować.
-A może tak dziękuję? - z uśmiechem przyjrzał jej się wyczekująco blondyn.
-A za co!? Przeciez to ty na mnie wpadłeś! - z oburzeniem wybuchła zielonooka. 
-Oooo nieee. To zarówno moja, jak i twoja wina, kochana - pokiwał palcem z uśmiechem chłopak. Carly pierwszy raz się z takim zachowaniem w stosunku do niej spotkała. Nie była pewna, więc do końca jak ma zareagować, przyjęła, więc, że została obrażona.
-Czy ty sobie ze mnie żartujesz? - spojrzała na niego z urażonym spojrzeniem i wyraźnym zdziwieniem.
-Dlaczego miałbym? - nie zrozumiał.
-Naprawdę nie wiesz kim jestem?! - podirytowała się blondynka.
-No wiem. Carly Cendys, lat 23. - kiwnął głową chłopak. 
-Nooo właśnie.! - rozstawiła ręce dziewczyna.
-To co z tego? Aaa no tak. Ja się nie przedstawiłem. Nazywam się Kendall. - wyciągnął ku niej dłoń blondyn z uśmiechem.
-No i? - załozyła ręka na rękę wciąż niemile obojętna dziewczyna. 
-A może chociaż byś podała rękę.? Z grzeczonści.? - z ust blondyna nie schodził zadziorny uśmiech. 
-Ja nie muszę być "grzeczna" - zadarła nos, dosłownie, dziewczyna. - Jestem gwiazdą i to inni muszą być kulturalni wobec mnie. - kiwnęła głową.
-Hohohoh, jaka pewna. Przed kamerą jakoś nieco inaczej się zachowujesz? - uniósł z tym samym uśmieszkiem brew Kendall.
-To co innego... - wywróciła oczy zmieniając minę na zamyśloną blondynka.
-No to jak? Przywitasz się wreszcie? - ręka chłopaka nawet nie drgnęła. 
-Ehh, a jeśli, to się ode mnie w końcu odwalisz?? - jęknęła beznadziejnie zielonooka. 
-Możliwe - kiwnął głową z chwilą zamyślenia chłopak.
-Możliwe? - spojrzała na niego unosząc brew zniecierpliwiona.
-Hej.!, zawsze warto spróować - wzruszył ramionami i rozstawił ręce chłopak. Carly westchnęła i podała mu rękę, a raczej jej fragment, poneważ nie miała ochoty nawet dotykać namolenego nieznajomego. 
-No dobra i teraz spadam! Nara! - obróciła się na pięcie i ruszyła naprzód.
-Heeejj - pomachał jej uśmiechnięty chłopak, którego dostrzegła kiedy odchodząc obróciła się jeszcze w jego stronę. Nigdy wcześniej nie spotkała kogoś takiego.  Zawsze wszyscy ją szanowali, bali się wręcz, słuchali jej, a on był całkowicie inny. Traktował ją jak równą sobie. "Pff! Dziwak.!..." - pomyślała i ruszyła dalej.  
*Następnego dnia*
Dzień zaczął się jak każdy. Wstała, wzięła gorącą kąpiel, ubrała się i zeszła na śniadanie. Dzisejszy dzień miała wolny, więc nie do końca wiedziała co będzie robić. W końcu nie miała z kim gdzieś pójść. Po skończonym śniadaniu ruszyła do swojego pokoju po telefon. W pewnym momencie usłyszała dźwięk szarpanych strun giatry. Ale jakże to była piękna melodia.! Pierwszy czas poczuła coś takiego. Ta melodia trafiła do jej serca. Nagle do melodii dołączył głos. Dziwnie znajomy głos... Carly wyjrzała przez okno gdzie zobaczyła Kendalla. Na początku ją skołowało. Nie wiedziała co zrobić, ale w końcu odezwała się jej natura. Krzyknęła, żeby spadał i rzuciła w niego wazon z kwiatami. Chłopak był cały mokry, skołowany i zawiedziony.  Carly nawet nie zdawała sobie sprawy jak wielką przykrość mu sprawiła. Bardzo przygnębiony odszedł spod jej okna, a kilka przechodniów oglądających te scenę rozżaliło się nad jego smutnym losem. Natomiast Carly wciąż nie widziała nic złego w swoim postępowaniu. Nie wiedziała jednak, że od tamtego dnia jej życie się zmieni. Kendall był wspaniałym chłopakiem, uczuciowym a przy tym bardzo wytrwałym, więc już po kilku dniach, pozbierał się trochę i kontunuował próbę podboju serca zimnej Carly. Przysyłał jej kwiaty, odwiedzał ją, pisał dla niej piosenki, myślał o niej codziennie. Zawsze. Kochał ją całym swoim sercem. A ona? Nic się nie zmieniła. Kwiaty - paliła, wyrzucała go kiedy przychodził, piosenek - nie  słuchała. Miała gdzieś jego słowa, czyny, myśli i uczucia. Jej serce było zimne jak lód i nie było tam miejsca na miłość. Mimo, że Kendall był niesamowicie przystojnym, utalentowanym, kochanym i czułym chłopakiem, ona tego nie widziała. I nie widziała ile dla niej robi. Wszystko to uważała za zwykłe nękanie jej.

W końcu minęły ponad 2 miesiące. Miejsce miała gala rozdania nagród, na której nominowana została 3 piosenka właśnie Carly. Dziewczyna z ślicznym stroju, piękną limuzyną przyjechała na miejsce i ze sztucznym miłym uśmiechem przywitała fanów, witającego gwiazdy oraz kamery, które nagrywały wszystko na żywo. 
-Kolejną gwiazdą, która przybyła na galę jest wspaniała Carly Cendys! - przedstawił ją do kamery prowadzący kiedy wkroczyła na czerwony dywan. - Jak się czujesz Carly?
-Jestem przeszczęśliwa, że mogę tu dzisiaj być. Moje marzenia spełniły się w chwili odkrycia przez mojego producenta, a teraz jeszcze mój przebój został nominowany na tak wspaniałej gali. Jestem po prostu wzruszona! - przedstawiła utwór jako "swój" i udawała wzruszenie. - A to wszystko dzięki fanom! Kocham Ich nad życie!! - rozesłała całusy do kamery i ludzi zebranych wokół czerwonego dywanu, a oni zaczęli piszczeć.
-Czyż to nie wspaniała dziewczyna? - z uśmiechem zwrócił się do kamery prowadzący, a Cendys delikatnie, ale ciągle sztucznie, się uśmiechnęła.  I tę jakże słodką scenkę przerwał pewien blondyn o przepięknych, zielonych oczach wbiegający na czerwony dywan z gitarą.
-Carly Cendys! Kiedy w końcu zrozumiesz, że Cię kocham?! - spojrzał w jej obojętne, ale teraz zszokowane i pełne wściekłości oczy.
-Uuu. Coś podobnego.! - skomentował prowadzący i razem z kamerą skupił wzrok na scence rozgrywanej na czerwonym dywanie.
-Proszę Cię nie odtrącaj mnie! Nawet nie dałaś mi szansy! Napisałem dla Ciebie piosenkę.. - zaczął grać śliczną melodię na gitarze jednak Carly przerwała mu.:
-Skończ już rzępolić!! Nie rozumiesz, że mnie nie obchodzisz?! Nękasz mnie i nachodzisz mam cię już dość!! - wydarła się.
-Nie nękam Cię, chcę abyś dała mi szansę, kocham Cię... - spuścił głowę, a tłum zrobił "ooooo", co ani trochę nie wzruszyło Carly.
-A ja Ciebie nie!!! Nie znoszę cię, nie nawidzę!! Jesteś wstrętnym namolem, ma gdzieś ciebie i wszytskich innych!!! Ja tu jestem gwiazdą i masz się mnie słuchać!!! Nie interesujesz mnie, a tearz spadaj!!!! - wskazła ręką na ulicę, a Kendall załamany spuścił głowę. Carly pokazała swoją prawdziwą naturę i to na żywo przed kamerami. Wszyscy łącznie z prowadzącym otworzyli szeroko usta. Carly zamurowało, nie wiedziała jak się wybronić. A Kendall? Kendall z złamanym sercem odzedł stamtąd. Po prostu odszedł i nie chciał wracać. Nie chodziło o urażenie męskiej dumy. On ją naprawdę kochał. Z serca, szczerze.  Była jego pierwszą prawdziwą miłością. A ona? Zawsze była dla niego okrutna, a on zawsze przy niej był. Zawsze! Nie wiedział co teraz z sobą zrobić.
Co się działo dalej?
Carly została okrzyknięta najbardziej okrutną gwiazdą i straciła wszystkich fanów, pieniądze, rozgłos. Wszyscy ją opuścili. Jeśli coś się o niej pojawiło w czasopiśmie to tylko o jej okrucieństwie i sytuacji z gali rozdania nagród. Gustavo zerwał kontakt i odebrał jej mieszkanie. Wróciła do rodzinnego domu. Do Winskansen. Tam musiała rozpocząć nowe studia, a póki co pracowała u rodziców na farmie. Zajmowała się końmi. Jak była mała kochała je, ale zmieniła się od tamtego czasu na okrutną osobę o czym wiedział już cały świat.

Natomiast Kendall? Kendall, aby zapomnieć o nieszczęśliwej miłości i zacząć od nowa przeprowadził się z NY do L.A.  Już wkrótce poznał tam trójkę prawdziwych przyjaciół; Logana, Jamesa i Carlosa. Założyli oni zespół, który nazwali Big Time Rush. Co ciekawe odkrył ich właśnie producent dawnej gwiazdy, Carly Cendys. To m.in. dzięki niemu chłopaki zdecydowali o poważnym zajęciu się karierą muzyczną. I wyszło im to niesamowicie. Po dzień dzisiejszy są mega gwiazdami.

Natomiast Carly...

Pewnego dnia oglądając telewizję zobaczyła w niej pewnego chłopaka z przyjaciółmi. Rozpoznała w nim tego Kendalla, który kiedyś był w niej tak zakochany. Była w szoku! Odniósł sukces i to większy niż ona. I to w tak krótkim czasie. Stworzył popularny boysband; Big Time Rush. To był dla niej szok! Wyłączyła telewizor i ruszyła do swojego starego pokoju, w którym obecnie znów mieszkała. Carly rozłożyła się na ziemi, oparła o  łóżko i zaczęła słuchać muzyki. Zaczęła się zmieniać. Dotarło do niej czym jest muzyka i jak wiele dla niej znaczy. Chciała wygodniej usiąść, ale się wywaliła tak, że szturchnęła coś co stoi pod jej łóżkiem. 
-Ałłł! - poszorowała bolącą głowę. - Ej.. Co to?? - wyjęła spod łóżka karton z napisem: "Pamiątki ze szkoły :D"  Znalazła w nim kilka zeszytów, jakichś kartek, listów, w większości od adoratorów. Oraz trochę fotek. Gimnazjum... liceum.... I nagle coś zauważyła.! Zdjęcia z gimnazjum! Fotki z korytarza na każdej z nich w tle na samym brzegu stoi chłopak; piegowaty, w dużych czarnych okularach, kamizelce typowo dziadkowej. Ten chłopak jednak się uśmiechał. Ten uśmiech... te blond włosy... te oczy! Te przepiękne zielone oczy! Ach to był on! Kendall! Na zdjęciach grupowych też jest! Nazywał się...Ach tak! Kendall Schmidt!! Zdjecia z liceum też!! Jest wszędzie!!
-Chwila, chwila.. - Carly sięgnęła po listy miłosne. Praktycznie każdy z nich podpisany był: Kendall Schmidt. - Nie wierzę! - spojrzała przed siebie maksymalnie skołowana. Wreszcie zrozumiała! Wszystkie wspomnienia wróciły. On był! Zawsze za nią chodził, robił to o co go prosiła a raczej kazała. Zawsze był. Mówił jak ją kocha. A ona... Ona była taka podła!! Tak okrutna!! Tyle lat! 
-Tyle przetrwała ta miłość!!! A ja?!?! Jestem największym chamem na Ziemii!!! - rozpłakała się, - Muszę coś z tym zrobić!!

Wtedy Carly spakowała się i ruszyła do L.A. Odnalazła willę BTR i zapukała. Otworzył jej pewien Latynos.
-Słucham? - zmierzył ją wzrokiem. 
-H-hejj.. Znaczy...dzień dobry.. Jest.. Jest Pan Kendall Schmidt?? - wydukała.
-Emm tak, a kto pyta?? - przyjrzał jej się uważniej.
-Ja.. stara znajoma.. - spuściła głowę. - Carly..
-Okeyyy.? - Latynos obrócił się i krzyknął: - Kend, jakaś Carly do cb.!
Kendall lekko zdziwiony nie wiedząc do końca o kogo chodzi przyszedł do drzwi i stanął jak wryty.
-Hejj..? - uśmiechnęła się niepewnie Carly. - Pamiętasz mnie..?
-Hej. A mam wyjście..? 
-Ja... słuchaj Kendall przyjechałam cię przeprosić. Strasznie długo to trwało zanim dotarło do mnie jakim potworem byłam. Tak idiotką! A Ty.. Ty byłeś zawsze... Bardzo przepraszam cię za wszytskie cierpienia ... Teraz wszystko zrozumiałam i zmieniłam się. Jestem innym człowiekiem. Więc jeśli Ty nadal.. - mówiła Carly, ale Kendall jej przerwał.
-Słuchaj Carly, bardzo miło z twojej strony, że przyjechałaś tu tylko po to, aby mnie przeprosić. Cieszę się, że się zmieniłaś, jestem pewien, że wyjdzie ci to na dobre. Ale ja .. wiesz ja tu przyjechałem, żeby zacząć nowe życie. Zapomnieć o wszystkim. A i poza tym... - podeszła do Kendalla śliczna brunetka, którą obją - Mam już dziewczynę - uśmiechnął się do niej, a potem spojrzał na Carly. - Ale wielkie dzięki. - uśmeichnął się.
-Aha.. - spuściła głowę Carly. - A więc życzę Wam szczęścia - uśmeichnęła się sztucznie, ale tym razem tylko dlatego, żeby zamaskować swój smutek. - Jeszcze raz bardzo przepraszam.. Pa.. 
-Dziękujemy. Trzymaj się. Pa - przytulił nieoczekiwanie Carly na pożegnanie i z powrotem stanął obok swojej dziewczyny, którą, gdy Carly odchodziła  pocałował w główkę

Tak właśnie wygląda historia Carly. Przegrała wszytsko. Ale przynajmniej zrozumiała swoje błędy i się na nich uczyła. - kiwnęłam głową. - A Big Time Rush oczywiście przetrwało do dziś i  ma miliony fanek na całym świecie. Mnóstwo Rusherek, które je kochają. - poszorowałam swoją córkę po ramieniu. - Wszyscy mają już żony tylko Logan narazie ma tylko narzeczoną. Ale ślub już za 2 miesiące. 
-Wow. Sporo wiesz o moim idolu i moim ukochanym zespole mamo. -A co się stało z Carly? - pytała zaciekawiona.
-Cóż.. podobno wyszła za mąż szczęśliwie i ma teraz rodzinę, z którą jest barzdo szczęśliwa. 
-To fajnie, ze wszystko jest dobrze. Ale skąd ty to wszystko wiesz? - nie rozumiała.
-A wiesz.. słyszałam o tej historii.. czy moze gdzieś przeczytałam? To było dawno.. - odpowiedziałam spuszczając wzrok.
-Aha... no dobrze to ja lecę spać dobranoc. - pocałowała mnie w policzek i pobiegła do swojego pokoju, a ja podążałam za nią wzrokiem z uśmiechem. Moja malutka. 8 lat, a już taka mądra i ciekawska. Dobrze, że nie odziedziczyła po mnie mojego dawnego charakteru.. - pomyślałam. Potem weszłam na komputer i przejrzałam maile sprzed 10 lat. Znalazłam. Ten jeden, z tą piosenką, którą usłyszłam wtedy pod oknem. Kiedy oberwał ode mnie wazonem. Kiedy byłam taka podła. To prześliczna piosenka. Prawie cały czas sobie włączam tego maila i ją czytam. Wspominam. Podpis pod mailem: Dla ukochanej Carly Cendys. Kocham Cię, Kendall. Czytam, czytam... Nagle wchodzi do pokoju mój mąż.
-Carly Jeyson, ile można siedzieć przy komputerze?? Jutro do pracy, chodź no już spać. - podszedł do mnie i pocałował mnie w szyję.
-Dobrze. Już idę - zamknęłam laptop i musnęłam go w usta. Kocham go nad życie, i Kathie, ale do tamtego.. jakaś część mnie nie może o tamtym co się wydarzyło zapomnieć.. zawsze będzie wracać do przeszłości.. do historii wspomnień..

sobota, 7 września 2013

Część 43.

Słuchajcie kochani, widzę, widzę, patrzę, patrzę, i wiecie co dostrzegłam? Napis: "Brak komentarzy" pod ostatnimi notkami. Wiem, że zaczęłam dodawać rzadziej, ale szkoła, zrozumcie mnie. Teraz postaram sie już pisać regularnie, ale uwaga. Nie chciałam czegoś takeigo robić, bo myślałam, że podoba się Wam mój blog choć trochę, ale trudno. Teraz notki (części)  będą dodawane o ile pod poprzednią będą co najmniej 2 komentarze poczynając od tej. Sory bardzo, ale nie mam innego wyjścia. A tu macie krótki rozdzialik ;*
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------



                                                *Wera*

-Podczas operacji wystąpiły komplikacje.. – zaczął lekarz, a ja aż z niego spadłam z wrażenia.
-Ale wszystko się powiodło!!! Carlos wyzdrowieje!!! Już  go przewieźli na jego salę!!! – rozwrzeszczał się wreszcie szczęśliwy Logan.
-To czemuś mi żesz tego kurwa wcześniej nie powiedział!?!?!?!?! – spojrzałam na niego z miną mordercy.
-A bo mnie tak jakoś zatkało z wrażenia.. – mruknął Log zastanawiając się, a ja już się ustawiłam w pozycji bojowej i kiedy chciałam na niego skoczyć w ostatniej chwili zapał mnie James.
-Ej, ej. Spokojnie. – pogłaskał mnie po głowie.
-Ty też mogłeś się odezwać.! – odsunęłam się od niego i założyłam ręka na rękę. Brunet już chciał coś powiedzieć, ale odezwała się Wika.
-Dobra, dobra. Najważniejsze, że z Carlosem wszystko w porządku. – stanęła między mną, a moim chłopakiem.
-Właśnie! Panie doktorze, czy my możemy go teraz zobaczyć. – spojrzałam błagalnie na doktora.
-W zasadzie nie powinniście.., ale ehh. Jeśli tylko na chwilkę to możecie – westchnął lekarz.
-Dziękuję! – przytuliłam go. – A i sorki za ten.. naskok – wyszczerzyłam się i na czele naszej pieprzniętej gromady ruszyłam do Sali nr 7.
Carlos wcześniej był jednym z dwóch pacjentów w tej Sali, ale tamtego już wypisali, więc został sam. Zazwyczaj po operacji się zasypia, jakoś tak już jest, ale my przyszliśmy tak szybko, że jeszcze nie zdążył.
-Carlos.!!  - dopadłam do łóżka i zaraz usiadłam na małym krzesełku.
-Wera? – Carlos zaczął mrugać oczami, aby lepiej mi się przyjrzeć. –Wera! Tak się cieszę, że cie widzę.. – zaczął mówić z uśmiechem i wyglądał jakby miał coś jeszcze powiedzieć, ale podszedł do nas James kładąc mi dlonie na ramionach, a Carlos, takie odniosłam wrażenie, nie dokończył tego co miał mi do powiedzenia. – Cześć kochani. Jak cudownie, że przyszliście. – uśmiechnął się kiedy podeszła reszta.
-No chyba nie sądzisz, że byśmy cię tu samego zostawili – dodał z uśmiechem James.
-A jak się czujesz? – spojrzałam na Carlosa.
-Już lepiej, dzięki. Myślę, że miną jakieś 2 tygodnie zanim wrócę do normalnego stanu zdrowia. – wyjaśnił Latynos.
-To dobrze, że się kurujesz.  A i nie martw się, prasa nic nie wie o zajściu – dodał Logan.
-O to dobrze – kiwnął głową Carlos.
-A jak myślisz kiedy cię stąd wypuszczą? – uprzedzila mnie w pytaniu Zuz.
-Nwm. Ale myslę, że NAJWCZEŚNIEJ za jakieś 3 dni. Tylko, że w takim wypadku będę musiał bardzo uważać. Najbliższy czas wogle się nawet nei ruszać najlepiej. – odpowiedział Carlos.
-To zrozumiałe – odezwała się Wika.
Nagle rozmowę przerwał nam lekarz. Wpadł prawie jak szalony i odezwał się.
-Są już wieści o Panu Kendallu.! – uniósł swoją teczkę do góry, a wszyscy spojrzeli na niego wyczekująco. – Cóż wybudził się w końcu. Badania są na razie pozytywne i w zasadzie może już wracać do domu, ale jest jeden problem. – na te słowo aż wzniosłam oczu ku górze. No ile można tych problemów.?! – Ma amnezję. – stwierdził lekarz, a nas zatkało.
-Jak to, amnezję?! – odezwał się skołowany James.
-Normalnie. Podczas wypadku doznał silnego urazu głowy co spowodowało zanik pamięci. – wyjaśnił lekarz.
-Ale jak to? A więc nic nie pamięta?? – rozłożyłam ręce patrząc na lekarza.
-Nic. Absolutnie. – pokręcił głową przecząco lekarz.
-Nawet swojego imienia? Nas? Zespołu??? – pytałam aż jakby niedowierzając.
-Dokładnie. Dlatego to waszym zadaniem będzie przywrócić mu pamięć – wskazał na nas lekarz, a mnie już zupełnie rozwaliło.
-Naszym? Ale czemu naszym? Nie, że nie chcemy mu pomóc, ale my się przecież nie znamy na tym, myślałem, że tym zajmuje się szpital. – odparł James.
-To z państwem Pan Schmidt był najbardziej emocjonalnie związany, a więc tylko i wyłącznie dzięki Wam może wrócić do zdrowia. Wy, jakieś wspólne zdjęcia, Wasze piosenki, wspomnienia, wszystko; trzeba mu przypomnieć opowiedzieć. Głęboko wierzę, że Wam się uda. – cóż lekarz miał rację. Bądź co bądź rodzice Kendalla przeprowadzili się 3 lata temu do Ameryki Południowej i nie ma teraz możliwości kontaktu z nimi, aby mogli mu pomóc, zostaliśmy tylko my. To było trudne zadanie, ale musieliśmy się go podjąć. Wszyscy spojrzeli po sobie pełni obaw i niepewności, jednocześnie mając nadzieję, że wszystko wreszcie będzie dobrze.