niedziela, 31 marca 2013

Część 27



Hejooo!  Słuchajcie ja mialam zrobic coś specjalnego na 2000 wejść, potem zmieniłam na 2300, a tu już prawie 2500!! Kurde coraz więcej wejść, a ja tak się jaram!! ^^  Ale  nie ma komci :’(  I tu smutam. :’(
2 sprawa. Słyszeliście o KCA? Słyszeliście. Jest foch? Jest. Pojebani ludzie, pojebani, pojebani! Ja prdl, ja rządam! 2 głosowania!! X.X Cwale, żule i menele! Moja kumpela ogłosiła żałobę narodową. A ja strzelam focha i rządam następnego, UCZCIWEGO, głosowania! X.X -,-
3. sprawa. Nie mam nic NA RAZIE  na Wielkanoceczke, a nawet gorzej, bo rozdział jest i kiepski i możecie być źli, zwłaszcza moja kumpela ^^ Też cię kocham ^^ Więc na razie tylko NAJLEPSZEGO ;**** i kicajcie po słodycze do wszamania, a może jeszcze coś specjalnego dodam. Zobaczę… ^^
A teraz AMEN i rozdzialik..
 

---------------------------------------------------------------------------------------------------------



                                                

                                             *Wika*

Fajnie nie było mnie przez jakieś 2 tygodnie, a tu już Pati chodzi z Kendallem.  To już 2 pary. Chłopaki mają szczęście, że rodzice Wery przełożyli powrót. Ale oni sami też już powinni dawno wrócić. Już w sumie niczego nie ogarniałam. Tak siedziałam z Carlosem w kuchni.
-Carlos.. – jęknęłam opierając głowę na rękach.
-Co?.. – odjęknął siedząc w tej samej pozycji.
-Gdzie Wera? – jęczałam.
-Na randce z Jamesem -,-  - mruknął.
-A Pati? – odmruknęłam.
-No na randce z Kendallem.. – jęknął.
-A Zuza? – brnęłam dalej.
-Z Loganem na mieście.. – mruknął znudzony.
-Co?! – zerwałam się z krzesła.
-Słyszałaś, nie będę powtarzał. A co? – uniósł brew.
-Jak to?! Razem?! – wytrzeszczałam gały.
-No razem i co. Opanuj się. Zazdrosna? – spojrzał na mnie cwanie.
-Pfff.. Nie. Sorki lece pa! – krzyknęłam łapiąc bluzę i wylatując z domu. 3 miesiące temu wyrobiłam prawko ^^  Wleciałam do swojego auta i ruszyłam.
-Gdzie oni mogą być, gdzie oni mogą być.. – mruczałam sama do siebie z przymrużonymi oczami. Rozglądałam się po całym mieście, a ich nie widziałam.
*2godziny później*
Byłam już mocno wkurzona. 2 godziny kręcę po mieście i nic! Tak paczałam i paczałam i wypaczałam. Wychodzili ze sklepu. Zatrzymałam się na pobliskim parkingu. Szybko za nimi pobiegłam.
-Aha! Więc tu jesteście! – zasapana wreszcie ich dorwałam.
-Wi-wika? Ale co ty tu robisz? – patrzyli na mnie zdziwieni.
-Co wy tu robicie?! Hę?! Razem! – zaczęłam wskazywać na nich palcem.
-Wyszliśmy razem na miasto. Opanuj się! – mówiła Zuza.
-Co robiliście w tym sklepie?? – mówiłam.
-Zobaczyłam świetne buty i błagałam Logana, żeby mi je kupił. I się zgodził w końcu ^^  - mówiła Zuza.
-To wy wyszliście razem na zakupy? – uniosłam brew już bardziej zdziwiona niż zła.
-Co? Niee. Ogółem razem na miasto, tylko ten człek przez godzinę jęczał jak mu się te buty podobają no to kupiłem – wskazał na brunetkę Log.
-Tiaaaak! ^^ - pomachała mi przed twarzą reklamówką Zuza.
-Wyszliście razem, kupujesz jej rzeczy, randka?! – powiedziałam z lekka wstrząśnięta.
-Co? – przekręcili głowy.
-Nie bądź zazdrosna, bo nie ma o co. Wyszliśmy po kumplowsku czy jakoś tam, na miasto. – mówiła brunetka.
-Pfffff! Pffff! Ja? Zazdrosna?! Pffff.. – założyłam ręka na rękę.
-Nie no, wogle. Ej Wika, czy ty się czasem w Logu.. – zaczęła Zuz. NA szczęście przechodził obok nas jakiś gościu wżerający bagietkę. To był mój ostatni ratunek, wyrwałam mu ją i wepchnęłam Zuz do ust.
-Dobra my spadamy, pa! – wzięłam ją za rękę.
-Halo. Przepraszam panienko, a moja bagietka? – rozłożył ręce ten gościu.
-Eeeee… Logan! Ty się tym zajmij! Dzięki, powo, paaaa! – pociągnęłam brunetkę za sobą do auta. Wsiadłyśmy:
-Słuchaj – wypluła kawałek bułki z ust i rzuciła nim we mnie. – My jesteśmy sobie tylko KUMPLAMI – mocny nacisk na kumplami – i jak KUMPLE wyszliśmy na miasto.  Nie musisz być zazdrosna – jęknęła.
-No ile mam mówić, że nie jestem zazdrosna! – warknęłam próbując odpalić auto.
-Nieeee wogleee. I w Logu oczywiście też się nie bujasz. – wywróciła oczy.
-No A wcale, bo nie! – założyłam ręka na rękę, wepchnęłam jej bagietkę spowrotem do ust i ruszyłam do domu Wery.
*40minut później*
Wysiadając z auta zobaczyłam Loga wchodzącego na podwórko Wery.
-Co jest? – spojrzałam na jakiegoś zgarbionego i osłabłego Hendersona.
-Ten facio mnie poznał i zadzwonił po jakieś 2 dziewczynki, które mnie męczyły -,-  - jęknął.
-Uuu, a jak wróciłeś? – pytałam.
-W zamian mnie podwiózł. – mruczał nie zmieniając pozycji, a Zuz podeszła do nas.
-Biedny. A teraz właźmy do środka, bo już zimno się robi. – wleciałam do środka. Wszystkie nasze pary już powracały. Zuza i Logan weszli do salonu, gdzie siedzieli już Wera i James, a ja poszłam do kuchni, gdzie był Carlos.
-A ty nawet nie ruszyłeś się z miejsca – usiadłam naprzeciwko niego.
-Bo nie jestem nadpobudliwym zazdrośnikiem. -,-  - mruknął.
-No dajcie wy już święty spokój! Wcale nie jestem zazdrosna! – warknęłam.
-No pewnie, że nie. Wyleciałaś tylko za nimi jak oparzona, bo myślałaś, że są na randce i chciałaś im to zepsuć i nawrzucać. – wywrócił oczy.
-Pfff! Pfff!  Nie prawda!... Głupi jesteś! – założyłam ręka na rękę i obróciłam się do niego plecami przyglądając się scence na korytarzu.
-Jeszcze raz najlepszego z okazji tygodnicy! – blee, no rzygam tęczą! – Dzięki za wspaniałą kolację! – szczerzył się Kendall.
-To raczej ja dziękuję. – pocałowala go w policzek PAti.
-I jeszcze raz sorki, że zapomniałem prezentu, ale poczekaj to po niego skoczę. – powiedział blondyn i poleciał na górę.
-No dobrze. – powiedziała Pat.
-Mówię cie, kiedyś na randkę cię zapomni. – powiedziałam do stojącej w korytarzu rudej, która wystawiła mi język i wrócił do czekania na swojego „księcia”. Błeeeee, skąd ja znam takie słowa?! O.o x.x Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Pati poszła otworzyć, a ja wyjrzałam zobaczyć kogo tu niesie. Kiedy niebieskooka otworzyła drzwi zamarła. Ja też aż odrętwiałam. To byli…. Ci chłopacy, którzy stali wtedy pod naszym oknem w hotelu! O.o
-No siema. Pamiętasz nas? – uśmiechnął się blondyn.
Szybko schowałam głowę.
-Ej widziałem cię. – wtrącił się ten 2, brunet. –Chodź tu do nas.
-Kto to? – mruknął patrząc na mnie Carlos.
-Co? Kto? Gdzie? Nic. Nikt..! – jąknęłam. Ale jednak nie mogłam zostawić tej sieroty tam z nimi, więc wyszłam i stanęłam obok niej.
-Bartek – przedstawił się blondyn. – A to Filip – wskazał na bruneta.
Pati otrzeźwiała, a nagle zszedł Kend. Niósł ze sobą małe, ładnie zapakowane pudełeczko.
Podszedł do nas i pocałował rudą w policzek.
-Kto to? – wskazał na nieproszonych gości.
-Eeee…ee.. – wydusiła Pati.
-Mamy coś dla was. – z cwaniackimi uśmieszkami wyjęli nasze staniki i je unieśli – mówiliśmy, że was znajdziemy – już normalniejszy uśmiech.
-Co?! – wytrzeszczył oczy Kend.

-Kendall to nie tak jak myślisz! – próbowałam ratować sytuację.
-Wika już nic nie mów! – powiedział i odwrócił się do przerażonej i zaskoczonej Pati. – Pati. Miałaś na sobie ten stanik wtedy na imprezie. Dobrze pamiętam. – powiedział.
-No tak. A po imprezie nam go oddała. – uśmiechnął się Bartek, a Kendall odszedł, a za nim Pat.
-Nie pomagasz! – zmroziłam wzrokiem Bartka i ruszyłam za naszą parą. Jakby tego brakowało wszyscy wyszli i przyglądali się tej scence. Dogoniłam Pat i Kenda przy schodach.
-Skarbie to nie tak.. – próbowała zatrzymać go PAti.
-A niby jak? Dałaś mu swój stanik?! Rozebrałaś się przed nim!? – mówił wściekły blondyn.
-Nie! – zaprzeczała.
-Kendall to nie było tak. – wtrącałam się.
-Nie wtrącaj się Wika! – stanowczo uciszał mnie, a zszokowana reszta patrzyła raz na jedno, raz na drugie, raz na trzecie.
-Muszę! Bo to nie było tak! A poza tym wy wtedy nie byliście razem. – mówiłam.
-Aha i to tak dużo zmienia! – rozłożył ręce i zmarszczył czoło.
-No tak. –powiedziałam.
-Wika nie. – przerwała mi Pat.
-Jak się przed nimi rozbierałaś.. – zaczął blondyn.
-No skończ! Nie rozbierałam się! – zaprzeczała ruda.
-Dałaś! Im! Swój! Stanik!! – mówił mocno wkurzony Kend.
-No tak…, ale to inna sytuacja. – tłumaczyła się.
Chciałam się wtrącić, ale blondyn mnie uciszył.
-Wika, wiem, że nie byliśmy wtedy razem, ale takie akcje skoro już odstawiała to może i teraz odstawiać, mogła mi powiedzieć, ale i tak poczułem się zdradzony! – wymieniał powody do wściekłości.
-Kendall rozumiem cię, w 100 procentach, ale ja tego nie chciałam. I do niczego nie doszło. Skarbie.. – mówiła Pati.
-Skarbie? Nie. Nie mów tak do mnie! To skończone! Okazuje się, że ktoś kogo kocham jest kimś zupełnie innym! Żegnaj Pati! – rzucił prezentem o ziemię i pobiegł na górę. Pati się rozpłakała i skuliła, a ja zamknęłam przed tamtymi drzwi i ją objęłam. Ale ta długo tak nie posiedziała. Po jakiejś minucie wybiegła z domu i tyle ją widziałam.

-------------------------------------------------------------------------------------------



Tak. Też was kocham! ^^ Jeszcze raz najlepszego ;***, dużego jajka i smacznego zająca ;*** <3  i spasiba za wejścia!! KOCHAM WAS!!!! *_______* I plosase o komciacie! ;** Bayyyooo! ;***


sobota, 23 marca 2013

Część 26



Witajcie!!
Wiecie co?! Wiecie co???!!! WIECIE CO???????!!!!!!!!!!!!
Napisałam połowę tego rozdziału i mi się  wykasowało!!! Aaaaaa!!! X.X Myślałam, że umrę X.X aaaaaaaleeee potem kupiłam se 2 litrówke coli i jest happy! *.* *__* ^^ 
O matko już ponad połowa 50!! ^^ ;*** <333
LOOOVVVVVV ZAAAAA WEJŚCIAAAAA!!!! <3333 ;****
PLIIIIIIIIIIIIISSS OOOOO KOMKIIIIIIIII !!!! ;**** <333
No to AMEN i do rozdzialiku ;**
--------------------------------------------------------------------------------------


                                          *Wera*

Właśnie kończyłam się szykować. Umówiłam się z Jamesem na piknik. Miałam na sobie luźny zestaw i rozpuszczone włosy. Sam James poszedł do sklepu po jeszcze kilka rzeczy do naszego koszyka piknikowego. Nagle dostałam od niego sms-a:
„Sorki skarbie chyba nie będę mógł pojawić się na pikniku” – napisał.
„CO?! Czemu znowu???” – odpisałam.
„Wiesz.. Poznałem właśnie 2, widocznie wielkie fanki naszego zespołu i jedyną kryjówką, którą teraz widzę jest śmietnik.. to wiesz…” – odpisał.
„Ooooouuu… współczuje. Powodzenia skarbie! Kc ;** „ – odpisałam.
No świetnie! I całe plany rozchrzanione! A zapowiadało się tak fajnie! W sumie mogłabym… powinnam .. mu pomóc, ale nie wnikajmyyy… Oj no przyda mu się trochę pobiegać! xd Ehh no i co mam zrobić? Sama iść?!  Porażka -,-  - myślałam. Po chwili zrezygnowana padłam na łóżko i oczywiście z moim szczęściem jebłam głową w ścianę -,-
-AAAłłł!! – poszorowałam się w bolące miejsce i usiadłam się na łóżku. Nagle w drzwiach stanął Carlos.
-Co jest??? – zapytał. Kiedy nie było chłopaków po ludzku gadaliśmy w moim ^^ języku.
-Ściana zaatakowała mnie perfidnie! -,-  - mruknęłam.
-No i to chyba mocno, bo w sąsiednim pokoju brzmiało jakbyś czołgiem wjechała! xd – oparł się.
-Hihi! A to całkiem dobry pomysł! ^^ - zaczęłam pocierać ręce z wyszczerzem.
-Wooooooo spokojnie dzikusie! Xd – Carlos się się zbliżył. – A wogle to powiedz o co be, bo masz taką minęęę… - usiadł obok mnie.
-Ehh… Miałam z Jamesem iść na piknik, ale… no cóż… Spotkał 2 nadpobudliwe Rusherki z Polski. – powiedziałam.
-Oooo.. biedny. – powiedział. – To co? Plany zmarnowane. – oparł się o ścianę.
-A jak myślisz. – również się oparłam i wywróciłam oczy.
-Myślę, że jeszcze nie wszystko zmarnowane! Pójdźmy razem. – uniosłam brew. – Tak po kumplowsku. – uśmiechnął się i wywrócił oczy.
-Powaga? To super! – przytuliłam go. – Dzięki.
-To chodźmy! – i poszliśmy.
Byliśmy już na łące obok mojego domu. Nagle sobie coś uświadomiłam.
-Wiesz co – zatrzymałam się.
-No? – również się zatrzymał i spojrzał na mnie.
-Nie mamy koszyka -,- James go miał -,-  - powiedziałam.
-No brawo geniuszko! – powiedział Carlos i wywrócił oczy.
-Spadaj! – szturchnęłam go. – Sam nie jesteś lepszy.
-Ale aż tak głupi jak ty nie jestem. – odszturchnął mnie.
-Mnie szturchasz?! Ooooo nie, RATUJ SIĘ KTO MOŻE!! – zaczęłam ganiać go po całej łące.
I tak po 30 minutach ganiania znaleźliśmy się obok niewielkiego jeziorka.
-Nieeee… - spojrzał na mnie latynos.
-Ooooo tak! – podbiegłam do niego i wskoczyłam mu na plecy.  Biegał tak przez jakiś czas aż nagle wlecieliśmy razem do wody.
-No! Może teraz trochę ochłoniesz. – chlapnął mnie w twarz wodą jak już się ogarnął.
-Ja? To przez cb tu wlecieliśmy! – ochlapnęłam mu.
-Było mi nie wskakiwać na plecy! – chlapnął na mnie podwójnie mocno.
I w ten sposób przez 1,5 godziny oblewaliśmy się w tym jeziorku. Było zwaliście! ^^ I przemokłam do suchej nitki, ale warto! ^^ Jednak w końcu stamtąd wyleźliśmy.
-Kocham pływać!!! <333 ;*** - położyłam się na łące.
-Taaa… pod koneic marca… kiedy dopiero niedawno stopniał śnieg – usiadł obok mnie Carlos.
-Oj tamm, nie wnikaj! ^^ - powiedziałam.  – Kurde, głodna jestem!
-Rozwalasz system – spojrzał na mnie.
-Dzięki ^^ - wyszczerzyłam się i też na niego na chwilkę spojrzałam. – Ale nie pacz się tak na mnie, bo nwm czy myślisz, czy haha ci się podobam, czy rozbierasz mnie wzrokiem. O.o  Zobacz jakie ładne chmurki. – wskazałam ręką na niebo.
-No fakt ładna dziś pogoda.. – mruknął.
-Kurde chodźmy coś zjeść, bo GŁODNA JESTEEEEEM!! – jęknęłam.
-A jak nie pójdziemy to co? – spojrzał na mnie cwanie latynos.
-To cię pożrę!! xd – usiadłam na nim w rozkroku.
-Nie bądź agresywna! Bo cię wyślę do zoo. – powiedział z uśmiechem.
-Haha! Boję się! Ale  w sumie fajnie by było połazić po tych drzewach, po których te małpy skaczą! ^^ - wyszczerzyłam się.
-Właśnie jedną widzę. I też skacze. Na mnie. – powiedział ciągle z uśmiechem latynos.
-Wooooooooo. Bez takich popędów. Zwolnij kolo! – pogroziłam mu palcem.
-To ze mnie zejdź szajbusie! – zrzucil mnie na ziemię.
-AAłłł! – podniosłam się.
-Było ze mną nie zadzierać. – wstałem z uśmiechem.
-Jesteś niedobry! – usiadłam się jak dziecko i wskazałam na niego palcem xd.
-No już, już. Chodź tu. Postawię nam lody. – uśmiechnął się i podał mi rękę. Z uśmiechem wstałam i poszliśmy.
Po jakimś czasie dotarliśmy do centrum. Sprzedawali tam moje ulubione lody ^^ Taaaa wyobraźcie sobie jak ludzie patrzyli na 2 dzikusów xd całych przemoczonych i bez kurtek, a ja jeszcze w krótkich spodenkach xD  Więc przemaszerowaliśmy tak całe centrum, tylko Carlos włożył kaptur i okulary, przepisy BHP sławnych ludzi xD, do budki. A, że Carlito ^^ stawiał to wzięliśmy po 5 gałek ^^.  Potem trochę ganialiśmy się po centrum. Jeszcze potem zobaczyłam śliczną bluzkę i błagam Carlosa, żeby mi ją kupił.  Ostatecznie wskoczyłam mu na plecy tak na 20 minut i uległ. Ale się jarałam ^^  Następnie wrzucił mnie do fontanny. Wściekła kupiłam w sklepie pistolecik na wodę i atakowałam Carlosa bez litości.  Ale ostatecznie i tak byłam bardziej mokra -,-  Dlatego wynagrodził mi to niosąc mnie na rękach do domu ^^  Ale w połowie drogi mnie na chwilę postawił.
-Matko! Zmęczyłem się! – schylił się zasapany.
-Chodź na siłownię. – klepnęłam go w plecy.
-Jedz sałatę. – a on mnie w tyłek.
-Spadaj! – powiedzieliśmy równo i się zaśmialiśmy.
Nagle usłyszałam szmer w krzakach. Potem szczekanie. I nagle wyskoczył pies.
-AAAAAAAAAAAAA!!! – wystraszyłam się niesamowicie i pobiegłam do domu. Tylko jeszcze się obróciłam i zobaczyłam Carlosa śmiejącego się z założonymi rękoma. Aż nagle pies zmienił cel i Carlos zaczął zwiewać za mną. Hah to był świetny dzień! Carlito to extra przyjaciel.. Czy tylko z przyjacielem można się tak świetnie bawić?......
------------------------------------------------------------------------------------



WooooHoooo!!!! Udało się!!!!! Skończyłam!!!!!! AAAAAAAaaaaa!!! Jaram się tym jak zapałka ogniem *.* xddd   Jesteście wspaniali!! I love you!! Plisacia o komcie!! Bayyyyyoooo!!! ;*** <333



 

piątek, 22 marca 2013

Część 25

Ave, ave cezar! Ave ja!  Witajcie! Wreszcie ROZDZIAAAAŁŁ!! Kuźwa ju z tak dawno nie pisałam, że szok!! Ja już do wyjazdu, a tu jeszcze nie wszystko pozałatwiane. Więc jestem i startuje z rozdziałami.
A ważna sprawa 2000 WEJŚĆ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Już nawet 2100, ale nie wnikajmy ^^. Tak czy inaczej, narazie muszę nadrobić z rozdziałami, a przygotuje coś z okazji 2000 na 2300 wejść. Nwm czy to takie dziwne, ale 1 rozdziały 2. muszę wymyślić dla was coś specjalnego! ^^ <333 I LOV U!!!! 
Ok. Zanim rozdział to może  nie pamiętacie poprzedniej części. Jak ktoś nie pamięta to looknijcie: 24 
A tiraz bez przedłużania ROZDZIALIK!:

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

                                                              
                                                                 *Wera*

 Po jakimś czasie wróciłam do domu. Cała przemoknięta, zamyślona weszłam do środka. Odwiesiłam bluzę i rozejrzałam się.
-Nikogo nie ma? - szepnęłam sama do siebie. Woda cała ze mnie kapała i na podłodze zrobiła się piękna kałuża. Chciałam pójść po jakąś szmatkę. Przechodziłam obok salonu i zobaczyłam w nim Jamesa i Carlosa. James spojrzał na mnie, a mnie zamurowało. Nie wiedziałam czy już wie. Bałam się cokolwiek zrobić, powiedzieć. Ale jednak wydusiłam
-James.. - zbliżyłam się o krok, czyli stanęłam w futrynie drzwi.
-Wera.. Ja.. Ja mu już powiedziałem.. - Carlos wstał i stanął przy ścianie w równej odległości ode mnie i Jamesa.
-James ja.. - zrobiły mi się szklane oczy. Spojrzał na mnie. - Bardzo cię przepraszam! - podbiegłam do niego i go przytuliłam z łzami w oczach. Przez chwilę czekałam na jego reakcję, aż nagle jego dłoń wylądowała na mojej głowie.
-Spokojnie .. - szepnął. 
Oderwałam się od niego, ale trzymając go za ramiona.
-Zrozumiem jeśli nie będziesz chciał mnie już znać.. - szepnęłam i spojrzałam w podłogę.
-Wera.. - złapał mnie za podbródek i uniósł głowę. - Ja.. ja nie jestem na was zły.. - powiedział patrząc mi w oczy.
-Naprawdę? - a moje oczy aż zabłysły.
-Tak. Nie powiem, zabolało mnie to, ale to.. to nie było celowo przecież..  - patrzył na mnie wyczekując potwierdzenia..
-Tak. - powiedziałam. -Więc nie chcesz ze mną zrywać? - moje oczy znów zabłysły.
-Nie. Kocham cię i wiem, że to nie było celowe. - uśmiechnął się i  w jego oczach pojawiły się iskry.
-Ja ciebie też! Bardzo! - przytuliłam go, a wręcz rzuciłam się na niego, on mnie obkręcił i go pocałowałam.
Po chwili oderwałam się od niego i patrząc mu w oczy uśmiechałam. Nagle zniknął z obrębu mojego wzroku i skupiłam się na stojącym za jego Carlosie. Stał już prawie przy drzwiach i uśmiechnął się do mnie. Ja również odwzajemniłam uśmiech. Jednak kiedy, ciągle z uśmiechem, znikną w cieniu drzwi mój wzrok upadł i poczułam się jakoś dziwnie pusto. Nagle z Jamesem oderwaliśmy się od siebie.
-Może pójdę się już przebrać. - uśmiechnęłam się.
-Dobrze skarbie. - pocałował mnie w policzek z uśmiechem i poleciałam na górę.
Po godzinie byłam umyta i w swojej piżamce ^^;p Razem z Jamesem przyszykowaliśmy sobie miły wieczór ^^ ;**
*W tym samym czasie*

                                                                 *Kendall*

Zadzwoniłem do Pati pytając czy może wyjść. Powiedziała, że nie, ale mogę do niej wpaść, bo już jest sama. Uznałem, że to nawet lepiej. Poszedłem, więc do niej. Zapukałem i otworzyła mi. Miała rozpuszczone, rozwiewane przez wiatr włosy i fajny zestaw. Patrzyła na mnie niepewnie i pytająco.
-Siemka. Wchodź. - wpuściła mnie.
-Hej, dzięki. - uśmiechnąłem się lekko zakłopotany.
-To co tam chciałeś? - weszła do kuchni, a ja za nią. - Hm? - nalała sobie wody.
-Pamiętasz... ostatnio.. wtedy w hotelu.. zacząłem ci coś mówić... - patrzyłem w podłogę, a gdy to powiedziałem, ona gwałtownie na mnie spojrzała. W jej oczach widać było niepewność, lekki lęk przed moimi słowami i prośbę o kontynuowanie.  
-T-tak.. - usiadła niepewnie na blacie kuchennym.
-No i wtedy.. Ja..ja chciałem.. chciałem ci powiedzieć.. - byłem strasznie zakłopotany.
-Mów Kendall.. - dziewczyna uśmiechnęła się leciutko i odgarnęła włosy lekko zasłaniające jej prawe oko.
-No...No dobrze. Chciałem ci wtedy powiedzieć, że bardzo mi się podobasz. Od dawna jestem w tb bardzo zakochany. - patrzyłem prosto w jej błyszczące, błękitne oczy. Migotały zatopione w moich.  Zapadła chwila ciszy, a ona spojrzała w podłogę. - Musiałem..chciałem ci to powiedzieć.. ale spoko.. - z lekka zawiedziony i ciągle zakłopotany wstałem. Ona tylko delikatnie drgnęła, ale nawet nie uniosła głowy. Uznałem, że już na mnie pora. Podszedłem do drzwi kuchni i już chciałem wyjść kiedy nagle poczułem ciepłe, delikatne dłonie lądujące na moich ramionach. Obróciłem się i zobaczyłem patrzącą mi w oczy Pati. Lekko zarumienioną i speszoną.  Popatrzyłem na nią pytającym wzrokiem.
-Ja też muszę ci coś powiedzieć... - szepnęła.  Od jej bliskości przeszły mnie dreszcze. To było niesamowite!
-Tak? - patrzyłem na nią wyczekującym wzrokiem.
-Jestem.. w tobie od dawna zakochana do szaleństwa... - szepnęła delikatnie i trochę niepewnie. Nie potrzeba było już więcej słów.  Chwyciłem ją w talii i gorąco, namiętnie pocałowałem, co ona odwzajemniłem. To z pewnością była najpiękniejsza chwila w moim życiu. 

                                                                  *Carlos*



Siedziałem z Logiem w kuchni. Ciągle myślałem o dzisiejszych wydarzeniach.  Ten pocałunek....był taki... magiczny.. i niesamowity.  To była po prostu najpiękniejsza chwila mojego życia. No, ale co.. Ona chodzi z Jemesem. Z moim najlepszym kumplem! Z resztą dziś sama powiedziała mu, że go kocha. To o czym wogle mowa. I tak dobrze, że nam wybaczył. Ahh taki rozdarty jeszcze w życiu nie byłem. Ale nie tylko ja odleciałem. Log też był w innym świecie. Już pół godziny wsypywał cukier do herbaty. Ok to tak 1 - że nie słodzi, 2 że wysypał całą zawartość cukiernicy.
-Eeee.. Log?  Wszystko gra? – uniosłem brew.
-No jasne Wika – odpowiedział z uśmiechem zapatrzony gdzieś nwm gdzie, nawet nie drgnąc.
-Co??? – otworzyłem szerzej oczy.
-Eee… Carlos! Znaczy Carlos! – usiadł już normalnie i ogółem się otrząsną.
-Powiedziałeeeeeeś.. – zacząłem wskazując na niego.
-CO? Nie.! Nic. – zakłopotany bąkał (jeśli tak się wogle mówi xd.)
-Czy ty przypadkiem się w Wice…? – zacząłem unosząc brew.
-Co? Gdzie? Ja? Nieeee..  Głupoty gadasz.. – nawet na mnie nie spojrzał, wziął talerz, mój -,-  , i poszedł.
-No fajnie.. Tylko , że ja jeszcze chciałem jeść -,-   - mruknąłem sam do siebie.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Trolololoooo! ;**  I sami zakochaaaaaniiiii ;**  Ładną mamy zimę tej wiosny, prawda GabaRushers ;pppp   Wiosna niezbyt, ale u mnie romanse wiosenne ;pp    Dobra  rozckliwiłam sie, ale nie wnikajmyy.. ;*  Miłość rośnie wokół nas   Hah wzięło mi się na te duperele. Ale jeszcze faza na Bujaj się   xddd Loffam this song! ;** ;pp xdd  Oki. 
AAAAAAAAAAAAA 2000 ponad wejść!!!! JESZCZE RAZ SPASIBA DZIECI!!! ;****  <333   
Plisiacia o komki ^^! I bayyyooooo!! ;*** 

sobota, 16 marca 2013

Jednorazóweczka ^^ ;**



Witajcie ludziska! Sorki, że późno. Ale albo nie miałam czasu, albo rodzice odcinali mi kompa. Co się im na długo nie udawało. xd   No, ale wreszcie JESTEEEM!! ;*** <333 xdd
Wreszcie są te 2 komki i się cieszę ^^. Jednorazówka troszku długaśna, aleeeeee ;-)))
 A propo komków. ZMIENIŁAM USTAWIENIA W KOMKACH. – ja sieroctwo miałam ustawione, że nie wszyscy mogą komentować. Liczę, że tylko przez to było tak mało komków, a po zmianie czekam na ich wzrost. ;-) ;*** Liczę na Was!!! <333 ;***
Jednorazówka – długa, może dla niektórych nudna?  Nwm, na pewno taka bardziej ckliwa itd., Sorki, że bez szaleństw itp., ale taką teraz wymyśliłam i bardzo liczę, że się spodoba. KOCHAM WAS I TNX ZA WEJŚCIAAA!!
Do tego będzie piosenkaaa.. dodam ją w miejscu, gdzie jak sądze xd pasuje. To teraz bez przedłużania… OBIECANA JEDNORAZÓWECZKA MOI DRODZY!! *O* *__*
------------------------------------------------------------------------------------------------------------


W Nowym Yorku mieszkała dziewczyna, która nazywała się Leslie Destiny.  Wiele przeszła. Jej rodzice oraz młodszy braciszek, który miał zaledwie 5 lat, zmarli na raka. Dlatego też mieszkała sama. Miała 22 lata i była niesamowicie szalona, zabawna, ale też czuła oraz wrażliwa i uwielbiała sport. Pisała własny pamiętnik, z którym się nie rozstawała. Była świetną artystką. Jednak dużo czasu spędzała też przy komputerze. Pewnego dnia na jednej ze stron internetowych znalazła konkurs na najciekawszą wymyśloną historię. Od razu się zgłosiła. (Wpisy do pamiętnika Leslie – pochylone i w cudzysłowiu: „……” )



„Wczoraj zgłosiłam się do konkursu na najciekawszą wymyśloną historię. Wciąż czekam na wyniki. Mam nadzieję, że pójdzie mi dobrze, bardzo się starałam. Pomagała mi moja najlepsza przyjaciółka, rówieśniczka Ally Janson. Już niedługo rocznica śmierci moich rodziców i Kubusia. To straszne, że zmarli tego samego dnia! O.o  Dobrze, że Ally jest ze mną! „





Po tygodniu przyszły wyniki konkursu. Nie trudno się domyślić, że Laslie wygrała:


„-No siemka Les, co chciałaś? – Ally weszła do pokoju.

-Nie uwierzysz! Wygrałam! – zaczęłam się cieszyć jak głupia.

-Serio? To ekxtra! – naskoczyła na łóżko i mocno mnie uścisnęła.

-No dobra puść, bo dusisz zwycięzcę! – jęknęłam.

-Ooo, sorka. Już ok. ^^ - odkleiła się i pogłaskała mnie po głowie. – To pokaż co wygrałaś! – wgapiała mi się w kompa.

-Oo bez kitu, jeszcze nie obczaiłam. – zastanowiłam się, a ta spojrzała na mnie jak na idiotkę i strzeliła facepalma.

-Jak można nie sprawdzić nagrody.. – zaczęła, ale jej przerwałam.

-No mniejsza! Paczajnij! – włączyłam zakładkę „Nagroda dla zwycięzcy”

-Aaaaa!! – pisnęła i jebnęła się poduszką w twarz i padła na tym łóżku jak długa.

-Nie wierze?! Nagroda główna to spotkanie z… Kendallem Schmidtem z BTR!!  *O*

-Dostałaś 2 bilety do L.A. i 2osobowy pokój w hotelu na 3 noce!! – Ally się podniosła i wyczytała ze strony.

-O matko! Jedziemy do L.A.!!! – przytuliłyśmy się piszcząc.”





Dziewczyny bardzo się cieszyły z wyjazdu.  Następnego dnia wybrały się na zakupy na wyjazd do Los Angeles, a 4 dni później wyjechały.



„No! I lecimy! To już 1 godzina, a Ally zaczyna już odwalać. Ja się szykuje na następną godzinę xD.  Ta idiotka, zwana moją przyjaciółką xd, zamówiła 30 kurczaków, 20 tymbarków, 10 energetyków i 5 żubrów. Biedni organizatorzy konkursu. Z 10 000 000$ na stówę im zejdzie xD A teraz kończę, bo Ally ciągle mnie kopie, żebym wypiła z nią energetyka i żubra.”



Dziewczyny po 4 godzinach lotu dotarły na miejsce. Taksówką dojechały do hotelu, w którym się zameldowały. Miały fantastyczny pokój i były bardzo szczęśliwe z przebiegu ostatnich wydarzeń. Nie spały całą noc świętując i całe rano szykowały się na spotkanie z Kendallem.:

„-Gdzie móóóój błyszczyyyk!!!! – wydarłam się.

-Matole na szafce obok łóżka!!! – odkrzyknęła z kibla Ally.

-Nie było tematu!.. – już ciszej odkrzyknęłam.

Miałam na sobie śliczną sukienkę, rozpuszczone włosy, lekki make-up i naszyjnik.

-Chodź debilu jeden, bo się na randkę spóźnisz! – wyszła z kibla odstawiona Ally.

-To nie randka tylko spotkanie. – mruknęłam.

-Tsaa.. – wywróciła oczy.

-No Oki, chodźmy! – powiedziałam i wyszłyśmy.

Spotkanie było zaplanowane w kafejce obok hotelu, na rogu.


-Gotowa? – stałam z Ally przed wejściem, a ta mną trząsła.

-Ja tak, ale ty chyba nie, bo trzęsiesz mną jak wibratorem xd. -,-   - mruknęłam, a potem lekko się uśmiechnęłam.

-Haha, ale śmieszne. Masz tego nie zawalić! Bo masz go oczarować, rozkochać, wziąć z nim ślub i będą małe Schmidtciątka! ^^ - zaczęła się jarać.

-Ogar bo ludzie patrzą! – ustawiłam ją twardo na ziemi.

-Ta, ta, ta, a tera leć! – wepchnęła mnie do restauracji. Obawiałam się różnych rzeczy np. że poplącze coś w języku -,-

Rozglądałam się po stolikach. Tu jakaś parka, tu babcia z dziadkiem, tam jakaś pusta lalka nakładająca tonę pudru -,- czego nieznosiłam, a tam.. o jakiś gościu w kapturze. Podeszłam do niego.

-Przepraszam. – odezwałam się.

-Tak? – nawet na mnie nie spojrzał.

-Emm… Umówiłam się w tej kafejce z osobą o imieniu Kendall. Wysoki blondyn, ładna grzywka, zielone oczy, przystojny.. – zaczęłam mówić, a chłopak nagle podniósł głowę z uśmiechem i zdjął okulary i to był właśnie Kendall.

Cicho jęknęłam.

-Miło poznać, Kendall Schmidt. – uśmiechnął się szeroko.

-Mi tym bardziej. – uśmiechnęłam się i usiadłam niepewnie.”





„Dziś spotkałam się z we własnej osobie Kendallem! *__* Ciągle strasznie się tym jaram! *.* Na początku byłam trochę sztywna, ale rozmowa nabierała tępa i było coraz lepiej. Oboje świetnie się bawiliśmy! Umówiliśmy się nawet na kolejne spotkanie jutro i wymieniliśmy nr komy! *O*  To najlepszy dzień mojego życia! Myślę, że coś zaiskrzyło! *O*”

Od tamtej pory Kendall i Leslie spotykali się coraz częściej. Po 2 tygodniach byli już parą. Nie wiedzieli świata poza sobą. Zakochani spędzali każdą wolną chwilę z sobą, a czasem też Ally. Świat przestał dla nich już całkowicie istnieć. Les była przeszczęśliwa. Dzięki swojemu chłopakowi, który jest sławny zamieszkała z najlepszą przyjaciółką  w L.A. , czasem pokazywała się w TV z Kendallem albo i całym zespołem, znalazła szczęście, miłość i przyjaźń. O niczym więcej nie marzyła! *O* Aż nadszedł ten dzień..:



„-Les? Les!! – wydzierała się Ally. – Les gdzie ty kurde jesteś?! – wreszcie trafiła do pokoju, w którym byłam. Rolety były zasłonięta, a ja siedziałam sama na końcu łóżka przy ścianie.

-Les.. – przysunęła się do mnie. – Płakałaś.

-Nie… - nawet nie oderwałam wzroku wbitego w podłogę.

-Masz rozmazany tusz, nie oszukasz mnie.. a nawet bez tego tuszu jestem twoją najlepszą przyjaciółką i to wiem. – objęła mnie ramieniem.

-Najlepszą. – spojrzałam na nią z uśmiechem już.

-Tak. Od 1 dnia w przedszkolu – również się uśmiechnęła.

-I zawsze ze mną byłaś.. Nawet w najgorszych chwilach.. – znów spuściłam głowę.

-Wiem, że to przeżywasz.. – mówiła. – Ale nie zadręczaj się aż tak.

-Wiem, że nie powinnam. Ale nie mogę. Spójrz na kalendarz. A z resztą dobrze to wiesz. Dokładnie 10 lat temu zmarli. Cała czwórka. 13 lipca 2003r. – przytuliłam ją i się rozpłakałam.

-Tak.. To prawda.. I wiem, że to dla cb straszne, dla nas wszystkich to było okropne, ale nie możesz żyć przeszłością. Wspominasz i pamiętasz, ale oni by nie chcieli żebyś tak cierpiała. Chcieliby, żebyś szła dalej. Spójrz. Masz cudownego chłopaka, zajebistą przyjaciółkę ^^ i mieszkasz w L.A.  Nasze marzenia się spełniają, ale jeśli będziesz nieszczęśliwa przestaną. Żyj teraźniejszością! Tu z nami, a z nimi duchem zawsze będziesz. – uśmiechnęła się.

-Dzięki. Kocham cię jak siostrę. – mocno się przytuliłyśmy.

-Którą w sumie jesteś, bo żebyś nie szła do domu dziecka moja mama cię wtedy zaadoptowała. 21 lat znajomości, przez 5 wspólne mieszkanie. – śmiałyśmy się.

-Dzięki. Wiesz co… - odkleiłam się od niej. – Jest mi jednak smutno z jeszcze jednego powodu.. Chciałam w ten dzień pójść do nich na cmentarz.. – znów spuściłam głowę.

Ally tylko się uśmiechnęła. Nagle wstała i podeszła do drzwi. Otworzyła je, a tam stał.. Kendall?

-Tadaaaam! – wskazała na blondyna z wyszczerzem Ally.

-Jeden prywatny odrzutowiec raz! – uśmiechnął się Kend opierając się o drzwi i kręcąc kluczami na palcu.

-Kendall?! Ale co..co ty?! Tyyy!! – pogubiłam się, ale jak zajarzyłam cała happy przytuliłam go, a on mnie lekko podniósł.

-No i jak? Kochasz nas? – stanęła obok Kenda Ally. Nie trzeba było nic tłumaczyć już wszystko było jasne. Jak ja ich kocham! Dla mnie Kend kupił, bo wiem, że nie miał, prywatny odrzutowiec i zawiezie mnie do Polski!

-Wiecie, że mam najlepszego chłopaka i przyjaciółkę na świecie? – mocno ich uścisnęłam.

-Wiemy, wiemy. ^^ - wyszczerzyli się Kend i Ally.

-No, ale chodźmy, już chodźmy. Do Polski nie ma 5 minut drogi! – wypchnęła nas z pomieszczenia Ally.”



*3godziny później*

„Wow! Odrzutowcem strasznie szybko się leci. A sam lot minął bardzo fajnie. Najpierw razem świetnie się bawiliśmy, piliśmy, ale ze względu na cel naszej wyprawy tylko coca-colę, którą wielbię ^^, tańczyliśmy do muzyki i ogółem wariowaliśmy xd. Dzięki nim naprawdę było świetnie i zapominałam o przykrościach. 2 godzinę Ally mnie wkurwiała X.X Cały czas mnie szturchała w ramię itd. -,- A sam Kend ciągle gdzieś łaził. 3 godzina wszyscy się jarali, że już dolatujemy.

-Taaaaak!!! Polskaaaa!! – zaczęła wariować po wyjściu z samolotu Ally.

-Ale ja się za nią stęskniłam! – padłam na łąkę, na której wylądowaliśmy.

-No dobra ruszcie się! Bo wyglądacie dziwnie..- jęknął Kend.

-Tu nie ma ludzi. – spojrzałam na niego nie ruszając się.

-Ale będą.. – wyjął komę, a my wstałyśmy jak poparzone.

-Ogarnij się! – wyrwałam mu tel.

-No to cho! – wziął nas za ręce i pociągnął.

-A ci co się tak śpieszy? – wyrwałyśmy się.

-Chce.. no chce szybciej wracać do domu.. – mruknął.

-Bez przesady, my mamy tu domy, śmiało możemy przenocować. – pewnie   machnęłam ręką.

-Nie! Kto wie co się tu dzieje po nocach..-  rozejrzał się.

-Hahahaha! Nie wierzę! Czy ty się boisz nocować w Polsce? – zaczęłam gnić i razem z Ally padłyśmy na ziemię ze śmiechu.

-Nieee… Boje się być w Polsce po zmroku.. – mruknął znów.

-Co? – niosłyśmy brew.

-No wiesz ile plotek krąży? – rozłożył ręce.

-Co?! Niby jakich?! – wstałyśmy zdziwione.

-Aaaaa… już wiem o co be. Dziś jest piątek 13, a mój Kendallek wierzy w takie głupoty. – przytuliłam go i pocałowałam w policzek.

-Tak, tak, głupoty, głupoty.. – wywrócił oczy nie oderwując się ode mnie -.., ale jak coś się stanie, to ,żeby nie było, że nie ostrzegałem.

-Hah, no dobrze, dobrze. – uśmiechnęłyśmy się z Ally.

-No, ale teraz już chodźmy. – ruszyliśmy.”





I w ten sposób cała 3 ruszyła na cmentarz. Nie obeszło się oczywiście bez ogromu łez. Leslie jeszcze raz opowiedziała całą historię o rodzinie, straszliwej chorobie i strasznych przeżyciach z jej życia. Chłopak i najlepsza przyjaciółka ciągle ją wspierali. Na cmentarzu spędzili około godziny, a potem chcąc poprawić humor Leslie, Kendall, i Ally wybrali się  z  nią do kina, cukierni, a potem do centrum handlowego. I wszystko było cudownie, aż do pewnego momentu..



„Bawiliśmy się świetnie. Najpierw kino, potem cukiernia, a teraz centrum handlowe! Kupiłam sobie świetną bluzkę, torebkę i sukienkę oraz extra zestaw *.*  Właśnie wyszliśmy i poszliśmy na ławkę w środku centrum. Usiadłyśmy się z Ally, a potem Kend doszedł na oparciu.

-I jak? Kochasz nas? – spojrzał na mnie z góry, co kochał, Kend.

-Pewnie! – wlazłam na oparcie, a za mną Ally, i pocałowałam Kenda, a potem razem się przytuliliśmy. I ta magiczna chwila mogłaby tak trwać w nieskończoność *.* gdyby nie to wydarzenie…

Nagle poczułam okropny ból, tak w klatce piersiowej i brzuchu. Skuliłam się i zjechałam z oparcia.

-Les?! Co się stało?! – kucnęła obok mnie Ally.

-Nic… Ałł!! Bolii!! – bardziej się skuliłam.

-Szpital! Dzwoń po pogotowie! – powiedział Kend do Ally,

-Nie! – odezwałam się resztkami sił. – Zawieźcie mnie do mojego lekarza. Leczy moją rodzinę od lat. Ally wie..

-Dobra. Jedziemy! – powiedziała Ally.



W ten sposób zawieźli Ally do jej lekarza. Doktora Lechcikowskiego.



-Witam, proszę usiąść… Leslie?? – zaczął mówić, ale gdy zobaczył kto wchodzi zdumiał się niesamowicie.

-Dzień dobry Panie Mirku. – uśmiechnęłam się lekko, wciąż holowana przez Kendalla.

-Czy to przypadkiem nie jest… - zaczął wskazując na Kendalla.

-Tak. To mój chłopak. – uśmiechnęłam się siadając na krześle.

-Wow! Długo cię tu nie widziałem, ale nie spodziewałem się, że tak wiele się wydarzy. Jednak nie będę dociekał, bo ważniejsze jest co cię do mnie tu sprowadza. Zwłaszcza w TEN dzień. – oparł się o swoje biurko Pan Mirek.

-Coś się stało Leslie. Razem z Kendallem – wskazała na siadającego na łóżku lekarskim blondyna – i Leslie byliśmy w centrum handlowym. Aż nagle  zaczęła się skulać, zjechała z ławki i mówiła, że coś ją boli. – tłumaczyła Ally.

-Co się stało? – spojrzał na mnie doktor.

-Poczułam nagły ból w klatce piersiowej i brzuchu. – wytłumaczyłam trzymając się za bolące miejsca.

Pan Mirek otworzył szerzej oczy.

-I mówisz, że wcześniej nic takiego ci się nie przydarzało? – patrzył na mnie bardzo poważny.

-No właśnie nie. Nie wiem co się stało. Ból nie ustępuje. – tłumaczyłam już aż przez łzy.

-Pozwól ze mną. – wziął mnie pod ramię i zaprowadził do jakiejś Sali. Zaczął mi jeździć czymś po brzuchu i klatce piersiowej, zrobił jeszcze jakieś badania i wróciliśmy. Wyjął jakieś kartki z teczki, z kartoteki i patrzył raz na nie, a raz na moje wyniki. Minę miał przerażoną. W końcu się odezwał.

-Ally, pozwól ze mną. – i wyszli.

-Nie martw się skarbie! Będzie dobrze! – objął mnie i pocałował w głowę Kendall.

-Mam nadzieję.. Ale dlaczego poprosił Ally, a nie mnie? – spojrzałam na niego wyczekując odpowiedzi.

-Spokojnie. Wszystko się wyjaśni. – powiedział Kendall i nagle usłyszeliśmy zza drzwi jęk. Ewidentnie jęk Ally.

-Co się stało!? – poderwałam się i chciałam wstać, ale Kend mnie przytrzymał.

-Siedź! Będzie ok. Wrócą i wyjaśnią. – jeszcze raz i mocniej mnie przytulił. Zaczął się naprawdę bać, aż zrobiły mu się szklane oczy.

Po 5 -10 minutach wrócili. Ally wyglądała w miarę normalnie, ale jako jej np dobrze widziałam, że była roztrzęsiona.

-Co się stało!? – spytałam równo z Kendem. A myślałam, że nie umie po polsku i dlatego się nie odzywał… Hmmm..

-Niccc… - zagubił się lekarz.

-Ally co się stało?! – zapytał Kend.

-Co? Nic.. – spuściła głowę.

-Daj spokój widzę, że jesteś roztrzęsiona. – zwróciłam się do niej.

-Ally to nie ma sensu, naprawdę. Ona to musi wiedzieć. – odezwał się lekarz, a wszyscy spojrzeli na niego z grobowymi minami.

-O co chodzi panie doktorze????? – Kend klęknął obok mnie i bardzo mocno przytulił, i nie puszczał.

-Leslie… wiesz… Ah. Twoi rodzice byli genetycznie chorzy na raka. Jak i twój młodszy brat. Dlatego zmarli. – mówił pan Mirek.

-No tak… - potwierdziłam smutna.

-I ty jako jedyna byłaś potwierdzona jako członek rodziny ominięty genetyczną chorobą. – mówił dalej lekarz.

-No tak. – potwierdziłam pewniej, ale poczułam dziwny lęk.

-No i niestety.. Okazuje się, że jednak tak jak twoi rodzice i brat.. masz raka. – powiedział pan Mirek i spuścił głowę.   (*klik*)

-CO???!!! – wybuchliśmy z Kendem, a Ally gorzko zapłakała.

-Tak. Oczywiście w całym Twoim drzewie geneologicznym nie wszyscy byli chorzy na raka. Np. twoi dziadkowie nie tylko babcia. Dlatego było bardziej prawdopodobne, że nie musisz być również chora. Jednak u Ciebie rak objawił się dopiero teraz. Ale poza nagłym ujawnieniem się wszystko jest tak jak u twoich rodziców i Kuby.. – tłumaczył lekarz.

-Czyliiii.. – spojrzałam na niego.

-Tak. Został ci równo rok życia. Bardzo mi przykro. – oczy Pana Mirka zrobiły się szklane.

Po moim policzku spłynęła łza.

-Dzie-dziękuję.. – powiedziałam i wyszłam.

 

Szłam przez miasto.. Umrę, umrę, umrę, umrę.. Te słowo. Nie opuszczało mojej głowy. Teraz żyję ze świadomością, że mam określony czas do śmierci. Rok. Ostatni rok.  Jak może tego zabraknąć. Czy raczej mnie zabraknąć. Jak to będzie wyglądało? Co teraz będzie. Kendall .. chciał mi się wkrótce oświadczyć.. Ally… tyle wspólnych przeżyć przed i za nami.. jak ja ich zostawię? Co będzie potem?

Z zamyślenia wyrwał mnie głos Kendalla.

-Les! Leslie skarbie! Czekaj! – mówił przez łzy. Miał całą czerwoną twarz zalaną łzami.  Ja jeszcze nie płakałam. Byłam tak zaszokowana i zamyślona, że łzy jeszcze nie zdążyły nadpłynąć.

-Tak? – spojrzałam w jego piękne, zielone, błyszczące oczy.

-Nie odchodź! – mocno mnie przytulił.

-Kendall.. – szepnęłam.

-Tak? – spojrzał mi głęboko w oczy.

-Bardzo cię kocham. – pocałowałam go namiętnie.

Po 5 minutach oderwaliśmy się od siebie.

-A ja kocham cię najmocniej na świecie! – powiedział.

-Nie zostało nam dużo czasu. – spuściłam głowę. A on złapał mnie za podbródek i uniósł ją spowrotem.

-Dlatego będziemy z tobą cały czas. – przyszła cała zapłakana Ally i mocno się w 3 przytuliliśmy.

-Kocham Was… - szepnęłam.”





Po powrocie Leslie dużo myślała. Siedziała sama nie wierząc w ostatnie wydarzenia. Wspominała wcześniejsze chwile. Jak świetnie się bawiła, czy cierpiała. Nie mogła sobie wyobrazić, że już nigdy tego nie przeżyje.

Przez cały rok Kendall i Ally spędzali jak najwięcej czasu z Leslie. Doskonale się bawili w L.A.  Zrobili wiele, wiele zdjęć na pamiątkę, starali się spełnić wszystkie marzenia umierającej dziewczyny.  Czas spędzony razem był dla nich najcenniejszy na świecie. Jednak strasznie szybko przemijał.. Leslie słabła z dnia na dzień. 2 miesiące przed jej terminem wrócili do Polski, gdzie starali się jeszcze bawić. Dziewczyna dała radę tylko przez 2 tygodnie. Jej przyjaciółka zamieszkała z nią, ale Leslie nie chciała, aby Kendall też u niej został. Bardzo cierpiała przez chorobę, jej stan się pogarszał, a ona nie chciała by jej ukochany widział jej upadek. Jednak on się nie poddawał. Był z nią do końca.

Nadszedł 13 lipca. Leslie leżała w szpitalu. Pisała swój pamiętnik.



„Leżę w szpitalu. To mój ostatni dzień. Ally i Kendall są ze mną. Nie chciałam nikogo innego. Oboje ciągle ze mną są. Ally najlepsza przyjaciółka no logiczne, ale Kendall, on … On tak bardzo to przeżywał. Ale cały czas był ze mną. Wspierał mnie i dał szczęście, radość i miłość. Sprawił, że byłam najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Pomógł mi w tym wszystkim razem z Ally jak nikt nikomu nigdy.  Jestem im za to bardzo wdzięczna. Widzę jak płaczą. Muszę wyglądać okropnie. Hah. Cieszę się, że ich miałam. Pewnie oni przejmą mój pamiętnik, więc : KOCHAM WAS!!!! <3333 ;***

Czuję, że słabnę. Moje powieki stają się ciężkie.  Ally trzyma mnie za rękę. Teraz kiwnęła do Kendalla i usiadła najbliżej jak się dało na łóżku. Będę pisała co mówi

-Les.. By.. znaczy jesteś najwspanialszą przyjaciółką na świecie. Jesteś moją siostrą, a gdy widzę, że tak cierpisz sama umieram. – mówiła przez łzy.

-Nie cierpię. – mówiłam resztkami sił i się uśmiechnęłam. – Jesteście ze mną i przez to nie cierpię. Pomogliście mi przezwyciężyć strach przed tym przejść przez to. Jestem Wam bardzo wdzięczna. – mówiłam, a Kend na moje machnięcie ręką podszedł. – Ally. Jesteś i zawsze byłaś dla mnie jak siostra.  Pomogłaś mi w życiu nie raz i najbardziej. Jestem ci strasznie wdzięczna i cieszę się, że mogę odejść przy tobie. Ale chce wiedzieć, że po moim odejściu będziecie szczęśliwi. – mówiłam.

-Bez ciebie?! – zaczęli razem, ale nie dałam i skończyć. Kend już się wysilił mówić po polsku. A wiem, że kiepsko mu to szło, więc duży wysiłek ;-)

-Wiem. Proszę, mimo, że mnie zabraknie, ułóżcie sobie życie. Wiem, że to bolesne, jak dla was, tak dla mnie. Ale proszę. Chcę wiedzieć, że będziecie się trzymać. 2 najważniejszych ludzi w moim życiu. I razem. Nie rozstawajcie się proszę. – traciłam siły.

-Nie rozstalibyśmy się.  – uśmiechnęli się. – Jesteśmy przyjaciółmi i nimi zostaniemy. To co mówisz.. Z nami jest tak samo do ciebie.. – mówili. Ale nie chciałam, żeby skończyli. Byłoby mi trudniej odejść.

-Kendall. Pokochałam cię najbardziej na świecie. Wspierałeś mnie, byłeś ze mną, pomogłeś mi i tak wiele mi dałeś. Też proszę, abyś ułożył sobie życie. I nic nie mów, bo wiem co odpowiesz. Pamiętaj tylko, że tego chciałam. JA umieram.. – eee….yyy zakręciło mi się w głowie. – Moja miłość do Ciebie nie. Za wszystko Wam dziękuję – poczułam, że już czas – Bardzo Was kocham i pamiętajcie, że…. Że zawsze będę z Wami… - zaczęłam zamykać oczy. Ally trzymała mnie za rękę, a Kendall pocałował mnie i szepnął:

-Zawsze będziemy, razem, mimo to!”





Wtedy Leslie odeszła. Jak wcześniej stwierdziła, przyszedł jej czas, aby wrócić do rodziny. Kendall i Ally długo rozpaczali. Nie potrafili bez niej żyć. Ich serca przepełnione były żalem, a oczy łzami. 2 dni smutku, nieprzespanych nocy i złamanego serca aż Jej ostatnie słowa zapanowały nad ich emocjami. Wyprawili jej cudowny pogrzeb. Poinformowali resztę rodziny, której było bardzo niewiele.  Jej ostatnie pożegnanie i samo odejście, zadało im ogromny cios w serce. Jednak wiedzieli, że ona z nimi jest. Musieli iść dalej.



„Leslie odeszła. 13 lipiec. Ta data. Z jednej strony przeklęta, z drugiej szczęśliwa, bo wreszcie jest z  rodziną. Powiem tylko, że mówiłem, wiedziałem, że coś się dziś złego wydarzy.. , ale ona nie wierzyła… ahhh… Nie wiem czy kiedykolwiek się pogodzę z jej śmiercią, z resztą tak jak Ally.  Ale musimy iść dalej.  Ma rację. Nie możemy stanąć. Ona z nami jest i zawsze będzie. Kochamy ją i zawsze będziemy. Właśnie tu przede mną leży. Wygląda na szczęśliwą. Cieszę się, że jej pomogliśmy przez to przejść. Nasze życie bardzo się zmieni. Jednak ona teraz jest pewnie szczęśliwa. Nasza miłość, i przyjaźń, przetrwa na zawsze!  Jej śmierć tego nie rozłączy. Jest z nami.., jest w nas.. KOCHAMY CIĘ Leslie,… ŻEGNAJ!”







Tak wyglądała historia Leslie Destiny.  Smutna, bardzo smutna i pouczająca. Spotkała prawdziwą miłość i przyjaźń, lecz umarła. Jednak więzi zawarte przeżyły na zawsze.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------- 


Aaaaa mówiłam, że ckliwa i wogle. Ale mam nadzieję, że się spodobała ;*** Liczę na komki! ;*** Bayyyooooo ;****