czwartek, 27 czerwca 2013

Część 37.



Ehh... no y0 kochani!!!! :DDD
JAkoś tak mam dobrego humora :D
Loffaaaaammmm Wasss za komentarze!!!! :DDD ;***** Skrycie czekałam do 5 jak ten 4 zobaczyłam, ale nie chcę już Was męczyć. XD :D .. tearz Was pomęczę tym rozdziałem :D xdWiem, że mnie kochacie :D
Wejścia mnie martwią.. prawie doprowadzaja do łez,ale się trzymam!! jeszcze.. 
Co do 5 tyś wejść.... WOOOOWWWW *O* Cud!!! *O* Ale przez te opuszczenie się z wejściami to możliwe ze tylko ten rzdz bd na 5 tysi. alle nwm. tylko sie nie obrażajcie błaaagam :(
No więc, wiecide o co plose. ^^ wejścia i komeczki ^^ kocham Was skarby i licze tearz na te 5 komków ^^ no i wejść kolejne 5 tysi :DDDD alez ja wredna, tak was męcząc, ale cóż, taka natura xd
Przepraszam, że Was nudze teraz tymi rozdziałami :( no, ale przyszedł czas na kolejne dramaty xd. Zapraszam :) : 
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przykuty do  drzewa darłem się i szarpałem, ale daremnie. I nwm ile bym tam jeszcze sterczał gdyby nie pewien mechanik, który akurat przechodził przez ten park. Pomógł mi. Rozciął mi kajdanki i pomógł zdjąć.  Podziękowałem mu i jak najszybszym tępem poleciałem pod willę. Kluczyki miałem w kieszeni. Wziąłem auto i ruszyłem na miasto.
-Gdzie ona może być, gdzie ona.. – mówiłem sam do siebie marszcząc czoło i rozglądając się za czerwoną ciężarówką, do której widziałem, że ją pakowali. Ale to było dawno.. pewnie już zdążyli ą zabrać.. byłem załamany. Kiedy tak krążyłem bez celu po Los Angeles nagle zauważyłem tak dobrze już znane mi auto. Rejestracja byłą ta sama. To oni!  Od razu wcisnąłem pedał gazu i z piskiem opon ruszyłem w ich stronę, ale niestety chyba właśnie przez ten pisk, zauważyli mnie.  Z podwójnie większym piskiem odjechali, ale ja nie miałem zamiaru się poddać. Goniłem ich najszybciej jak tylko mogłem. Ale niestety.. Ja zawsze muszę mieć pecha. Moje plany pokrzyżowała jakaś staruszka na przejściu. -,- Przechodziła chyba godzinę, a ja musiałem czekać -,- Kiedy ruszyłem.. nie było po nich żadnego śladu. Ale myślałem tak.: „Już raz ich znalazłem, znajdę i drugi.!”
*2godziny później*
Kolejna godzina jazdy. Przecież L.A. jest ogromne! Powoli nachodziły mnie myśli: czy się uda? Starałęm się je odrzucać. Nie poddawałem się. I dzięki Bogu! Kiedy wjechałem w jakąś opustoszałą dzielnicę, wiecie taki, szary zakątek, zauważyłem przy jakimś budynku tę ciężarówkę. Bez chwili namysłu ocknąłem się trochę i zaparkowałem auto. , za rogiem, żeby tamci nie zauważyli. Podszedłęm do blaszanych drzwi i lekko pchnąłem. Na szczęście były otwarte. Na początku ciemnego korytarza usłyszałem jakieś krzyki. Za ich śladem ruszyłęm tym ciemnym korytarzem.  Krzyki były już strasznie głośne. Tak jakby ktoś krzyczał obok mnie. I nie myliłem się. Zauważyłem jasny pasek światła. Padał on przez niedomknięte drzwi. Właśnie przez szparę od nich zauważyłem Werę i tych dwóch meneli! Bez jakiegokolwiek namysłu rzuciłem się do środka. Wszyscy spojrzeli na mnie lekko skołowani. Wera leżała na jakimś stole była przerażona.! Miała łzy w oczach i próbowała się wydostać, ale bezskutecznie. Ten mniejszy wziął jej ręce do góry i trzymał mocno, a ten większy stał z drugiej strony i ją rozbierał?! X.X  Była już bez bluzki, której strzępki leżały obok i bez spodni.! Natomiast ten większy już rozpinał rozporek!! O_O
-No nie kurwa! Tak nie będzie! Puszczać ją!!! – mega wkurzony wyrwałem jakąś rurę i zaczęła lecieć para. Idealnie do zajebania ich krzywych mord!  Z początku dopiero się wprawiałem w obsługę tej rury, więc tego większego , Mike’a , walnąłem w plecy po czym on mi najpierw z pięści, a potem nożem przywalil w brzuch. Krew była dosłownie wszędzie.! Traciłem siły, ale walczyłęm cały czas.! Wziąłem mocny zamach i przywaliłem tą rurą temu jebanemu sukinsynowi w twarz aż tamten upadł. Wtedy korzystając okazji wziąłem Werę na ręce, narzuciłem na nią ten strzępek bluzki i zmierzałem ku wyjściu kaszląc prze parę i od czasu do czasu chwiejąc się przez ranę. Ale to by było za proste.. -,-  Zatrzymał mnie ten niższy. Wkurzony i trochę zmęczony, zdjąłem z siebie bluzkę i strzeliłem mu nią w twarz tak, że aż oparł się o ścianę i lekko skulił.
-A tak lubiłem tą koszulkę .. – westchnąłem i szybko zabrałem stamtąd mega wystraszoną, zapłakaną i mocno we mnie wtuloną dziewczynę.

                                                      *Wera*

-Haloo. Weraa. – poczułam jak ktoś delikatnie głaszcze mnie po policzku. Otworzyłam lekko oczy delikatnie sklejone. Zobaczyłąm Carlosa. Byliśmy w aucie. Trzymał mnie mocno do niego wtuloną.
-Carlos? – przyjrzałam się mu dokładniej, a on się uśmiechnął.
-Nic ci nie jest? – wyglądał na zatroskanego.
-Chyba.. Już po wszystkim? – spojrzałam mu w oczy.
-Tak – uśmiechnął się.
-Ty?... – zaczęłam i nagle się na niego rzuciłam. – Dziękuję! – jeszcze mocniej go przytuliłam. Czułam ja odwzajemnia uścisk. Uśmiechnęłam się tylko.
Kiedy już się od niego oderwałam spojrzałam mu głęboko w oczy co odwzajemnił. Przybliżyłam się do niego, ale James.. , więc tylko jedną dłonią złapałam go za policzek, a w drugi pocałowałam.
-Dziękuję – powtórzyłam z uśmiechem. Wtedy coś zauważyłam.. Zeszłam z niego i oprócz jego boskiej klaty *OOOOOOOO* zauważyłam, że ma straszną ranę od noża w brzuchu i mocno krwawi.! – Carlos!! Ty krwawisz!! – wskazałąm przerażona.
-Co? A.. to.. – złapał się za ranę. – To nic .. – sztuczny uśmiech.
-Jasssne. Szybko! Do szpitala! – przekręciłam kluczyk w stacyjce.
-Dam radę – próbował zgrywać twardego, ale nie ze mną.
-Carlos. Jedź. – wskazałam na drogę. Widział, że nie żartuję, więc w końcu odpalił auto.
-Ale najpierw odwiozę cię do domu – powiedział w drodze.
-Nie ma opcji! Do szpitala! – strasznie się o niego martwiłam. W dodatku ciągle nie przestawał krwawić..
-Ale.. – zaczął, ale mu nie dałam.
-Carlos. Jedź. – mówiłam stanowczo.
-No dobra już, ale chociaż coś włóż.. – zbadał mnie od góry do dołu, a ja idąc za jego wzrokiem spaliłam buraka. – Weź moją kurtkę – podał mi skórzaną kurtkę z tyłu, a ja ją włożyłam i pojechaliśmy do tego szpitala.
*godzinę później*
Chodziłam w tą i powrotem przed gabinetem lekarza. Carlos siedział tam już pół godziny, a ja tu umierałam ze strachu.! Nagle klamka drgnęła i drzwi Si otworzyły, a ja aż podskoczyłam.
-I co?! – dopadłam doktora i zobaczyłam że za nim wychodzi cały zabandażowany Carlos, tylko, że utykał i nie wyglądał najlepiej.
-Pan Pena doznał dość poważnego, bo  dość głębokiego ciosu, a najgorsze jest to, że czeka go operacja i to poważna. – oznajmił mi lekarz, a ja myślałam, że zaraz zemdleję  na miejscu, jak stoję.
-Ale dlaczego?! – patrzyłam wystraszona raz na lekarza raz na Carlita.
-Kawałek ostrza, którym Pan Pena został zraniony utknął w środku. – oznajmił mi lekarz, a mi aż zrobiło się cieplej. No wiecie w tym negatywnym znaczeniu.
-Matko Carlos!! – chciałam rzucić się do niego, ale lekarz mnie zatrzymał.
-Proszę nie podchodzić!! Pan Pena nie może wykonywać teraz żadnych nagłych ruchów! Nawet samo chodzenie może być niebezpieczne. – ostrzegł mnie lekarz.
-O matko.! Panie doktorze, a czy istnieje zagrożenie .. – przełknęłam ślinę. – życia? – patrzyłąm wystraszona na lekarza licząc na przeczącą odpowiedź. Niestety..
-W zasadzie to istnieje takie zagrożenie.  Nawet nienajmniejsze. Dlatego musimy bardzo uważać. A na razie Pan Pena musi odpoczywać i zostanie on w szpitalu oczywiście. Operacja odbędzie się jak najszybciej. A teraz przepraszam, ale musimy pójść z Penem Carlosem po wózek i zawieźć go do jego Sali. Jakby chciała go Pani odwiedzić to będzie on w Sali nr. 7. Tylko już proszę nie dziś. Niech odpocznie. W razie czego ja się nim zajmuję, więc proszę o mnie pytać. Doktor Waliński. – i te skojarzenia :D – A może powiadomić Pani bliskich?
-Właściwie to ja z nim i przyjaciółmi mieszkam, więc to tak jakby m.in. ja. Ale rodzinę oczywiście zawiadomię. – wyjaśniłam.
-Aha. Dobrze, dziękuję. To do zobaczenia. – lekarz chciał już iść, ale go przytrzymałam.
-Przepraszam, czy mogę się chociaż z nim pożegnać? – spojrzałam błagalnie.
-Ehh, tylko ostrożnie. – po chwili wahania odpowiedział dr Waliński xd.
Podeszłam do Carlosa, spojrzałam mu w oczy z Łazami w oczach i przytuliłam mocno, ale jednocześnie najdelikatniej jak tylko umiałam.
-Trzymaj się.! Jestem z Tobą! – pocałowałąm go w policzek i się odsunęłam.
-Dzięki. Pa – uśmiechnął się i pomachał mi po czym odszedł z lekarzem.
Obróciłam się i już chciałam iść do wyjścia keidy zauważyłąm jak jakiś lekarz szybko podbiega do drugiego:
-Właśnie przywieźli jakiegoś chłopaka, 23 lata, poważnie potrącił go samochód. Znaleźliśmy dokumenty nazywa się: Kendall Schmidt – zmroziło mnie.

sobota, 22 czerwca 2013

Część 36.



Kochani. Widzę, że jest bardzo źle.
Komentarze… A więc wracamy do punktu wyjścia tak?  …. Jestem załamana. Nawet wejścia to tragedia 2013r. Miałam 100 wejść mniej niż moja BFF, a teraz mam 1100 mniej.! 
Ja tak strasznie się męczę na tym złomie i w jednym pokoju z rodzicami, a wy ani komki , ani już nawet wejścia.! ….  : (( T.T
Naprawdę aż tak źle piszę?
A co do komciów. Ja przecież rozumiem, że nie zawsze macie czas i ochotę, ale ja jestem szczęśliwa nawet z jednego wyrazu. Błągam pokażcie, że ktoś tu jeszcze ze mną jest, bo czuję, żę znów zostałam sama … :’’’’’(  T.T  Proszę Was o komcie do rozdziałów, jednorazek itd. Będę wiedziałą, że ktoś to czyta i nie piszę tylko dla siebie..
No to wreszcie rozdział. (sorki, że nie wyszedł….):
---------------------------------------------------------------------------------------------------

                                                        *Wera*

Mam już serdecznie dość tej sytuacji!! Miną już tydzień, a po Pati ani śladu! James 24 na dobę łazi z telefonem albo chodzi gdzieś próbując znaleźć ten rozbity samolot, więc mnie zostawił samą -,-  Kendall do dziś nie wrócił do domu szuka go cały patrol policji, wszyscy są załamani, wykończeni i wystraszeni.  Logan co 5 minut łazi na policje albo tam dzwoni. Carlos stara się mnie jakoś pocieszyć, jedyna osoba, która jakoś mnie wspiera no, ale w sumie oni wszyscy są w tragicznym stanie, więc moje zachowanie jest po prostu debilne. Powoli wpadam w depresję. Wika i Zuza od 3 dni załamały się i siedzą w swoich pokojach wpie*dalają lody i słuchają piosenek Adel. A w TV do dziś nawijają o tym wypadku co nam ani trochę nie pomaga. Dobrze, że paparazzi tu nie przyłażą, w końcu wiedzieli, że Kendall z nią chodzi , a o tym pieprzonym zerwaniu nic..
Tak siedziałam na kanapie w salonie i gapiłam się jak głupia w telewizor, w którym reklamowali perwola. James łaził z telefonem przed telewizorem, więc chcąc nie chcąc i tak bym nic nie widziała. Log też latał jak nienormalny z komórką wydzwaniając na policję. Przyjeżdżały już 3 radiowozy, aby go uspokoić i, żeby się od nich odwalił.  Słychać było jak dziewczyny zaczynają ryczeć, a Carlos właśnie spuścił wodę w kiblu.  Wkurzyłam się. No może nie koniecznie tym kiblem..
-Dość!!! Mam – Dość!!!! – wstałam i wyszłam z domu podczas kiedy wzrok wszystkich padł na mnie, nawet dziewczyny wyjrzały zza drzwi. 
Trzasnęłam drzwiami i wyszłam. Rozwalone włosy rozpuściłam, wiatr mi je jakoś poukładał i otarłam twarz. Bez make-up’a i jakiejkolwiek fryzury poszłam w miasto. I tak szłam z 3 kilometry aż wylądowałam w parku. Usiadłam na ławce i zadarłam głowę do góry ciężko oddychając. Całą drogę pędziłam, prawie biegłam, więc postanowiłam trochę posiedzieć na zdrowym powietrzu. Takie przedburzowe powietrze jest super ^^ , a burza już wogle *OOO*
Nagle wyczułam czyją obecność. A konkretniej papierosa, a raczej dym. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam jakichś 2 meneli. Coś ok. 25 lat.
-Siema młoda. Co tak siedzisz? – spojrzał na mnie ten większy wydmuchując dym z papierosa.
-Nie twój zasrany interes. – spojrzałam w drugą stronę.
-Nie ładnie tak się do starszych odzywać – schylił się do mnie i chuchną na mnie dymem.
-Won, bo cię pozbawię płodności – spojrzałam na niego krzywo.
-Oo jaka agresywna.. – wyszczerzył się głupio i położył mi łapę na udzie i zaczął jechać do góry. Automatycznie drgnęłam. Z całej siły jebłam go z czuba (buta) w krocze aż się schylił i kucną jęcząc jakby rodził.
-Ty też chcesz? – uniosłam brew patrząc na jego kolegę w szoku.  Ten pokręcił głową i rękami na nie i się wycofał zwiewając. – Zboczeńcy, wszędzie zboczeńcy. – pokręciłam głową i odeszłam.
Po 10 minutach doszłam do jakiegoś baru. Weszłam do środka, a tam sami faceci -,- I to tacy typowo menelowi. Machnęłam ręką i podeszłam do barmana.
-Coś podać? – spojrzał na mnie.
-Tak. Poproszę jak najmocniejszą wódkę tu macie. Od razu z całą butelką – koleś kiwnął głową i podszedł do ściany butelek, a ja podeszłam do stolika przy oknie, przez które patrzyłam. Nagle do pomieszczenia wszedł zdyszany brunet szukając kogoś wzrokiem. A konkretniej był to Carlos. Zobaczył mnie i szybko do mnie podbiegł.
-Carlos? – spojrzałam na zadyszanego, siadającego chłopaka i uniosłam brew.
-Wera. Wszystko gra? Co się stało? – ogarnął się i spojrzał na mnie lekko zaniepokojony.
-Mam dość tej sytuacji. Próbuję się oderwać. – wywróciłam oczy i spojrzałam w okno.
-Spokojnie. Wszystko się ułoży. Martwiłem się.. – spuścił głowę, a ja spojrzałam na niego.
-Biegłeś tu za mną? – kiwnął głową, a ja trochę nie wiedziałam co powiedzieć.
Z zamyślenia wyrwał mnie kelner podający moje zamówienie. Dałam mu 10$ i otworzyłam butelkę.
-Nie powinnaś.. – zabrał mi butelkę Carlos.
-Carlos. Jak to ktoś kiedyś powiedział : Polska głowa mocna. Szybciej byś padł niż ja – szybko nalałam kieliszek i wypiłam.
Piłam i piłam topiąc w alkoholu swoje problemy aż w końcu zaczęłam tracić świadomość. 

                                                       *Carlos*

Wera wypiła 2 albo 3 butelkę najmocniejszej wódki w USA. Nie wyglądała najlepiej. Nagle w radiu puścili Windows Down , a ona nim się obejrzałem, stałą na stoliku u jakichś facetów i tańczyła, a oni się na nią podejrzanie gapili.  Z takimi  ludźmi lepiej uważać.. Podszedłem do niej i błagałem, aby zeszła, bo przez tych meneli nawet nie dałem rady jej sięgnąć. Dopiero po 15 minutach spojrzała na mnie i podeszła. Uśmiechnęła się i ze stołu skoczyła prosto w moje ramiona. Poczochrała mi włosy i spojrzała w oczy. I tak mało brakowało…, ale musiałem się opamiętać. To dziewczyna Jamesa, a w dodatku była pijana. Ręką przysłoniłem jej usta i wyniosłem z baru. Kiedy tylko postawiłem ją na ziemię zaczęła skakać jak nienormalna. Nagle stanęła i Paczała się w niebo.
-Co jest? – podszedłem do niej zupełnie skołowany.
-Nie ma ptaszków.. Ja chcę ptaszki! – patrzyła się w zachmurzone niebo.
-Kupimy ci ptaszka w zologiku. – pociągnąłem ją za rękę chcąc iść dalej, ale stanęła.
-Ale ja chcę teraz. – uśmiechnęła się cwano i nagle poczułem, że mój pasek od spodni się poluzował.
-Ej! – złapałem ją za jej nadgarstki. – Bez popędów.! – pogroziłem jej placem i zapiąłem pasek. Zrobiła minkę smutnego psiaka.
-Nie będzie żadnych gwałtów publicznych. – Obróćiłem się nie patrząc na nią i pociągnąłem za rękę. Nagle sama w podskokach ruszyła w stronę parku, a ja za nią. Zobaczyłem 2 znajome sylwetki.
-O nie! – stanąłem. – Wera!! – krzyknąłem za dziewczyną, ale było już za późno. Szybko za nią pobiegłem. Byłem za daleko.. widziałem tylko co się dzieje, ale ciągle w biegu..
Tych 2 gości, których wtedy załatwiła stało sobie aż ją zobaczyli. Ona kompletnie pijana jak gdyby nigdy nic wskoczyła w ramiona tamtemu większemu.
-Oo proszę. Kogo my tu mamy – spojrzał na nią lekko zdezorientowany.
-No heeeeejj – pomachała mu ręką przed twarzą.
-Chyba ktoś tu przedawkował z alkoholem. Chyba powinniśmy teraz wyrównać rachunki – spojrzał na nią cwano, a ja przyśpieszyłem. Wreszcie tam dobiegłem!
-Zostawcie ją!! – krzyknąłem podbiegając.
-Ooo. Rycerz obrońca wybawi księżniczkę? Nie ta bajka młody. Bierz go – większy kiwnął na niższego, który wyjął kajdanki i do mnie podszedł. Krótka szarpanina, a Wera całkiem pijana tylko z uśmiechem patrzyła na to i kiwała głową. Niestety ten gość szybkim ruchem podparł mnie o drzewo i skuł wokół niego ręce kajdankami.
-To jak mała? Dasz buziaka?  - pomajtał  brwiami i się do niej nachylił.  Nie wiem czy ją pocałował, bo zasłonił swoim wielkim łbem, ale Wera chyba już się ogarnęła. Nagle zaczęła krzyczeć.
-Wera!! Wera co jest??!! – próbowałem zobaczyć co się dzieje.
-Zabierają mnie!!! Ratuj!!! – rzeczywiście ten drugi też ją złąpał i przybierali się, żeby ją nieść. – Co się stało??!!
-Upiłaś się! Sama tu na nich wskoczyłaś.. – odpowiedziałem jej, a ona zrobiła zaskoczoną i zrozpaczoną minę.
-A my mamy to zamiar wykorzystać  - pomajtał brwiami ten większy znowu.
-Po moim trupie!! – wydarłem się wściekły i lekko wystraszony na nich.
-To się da załatwić.! Więc stul japę! – spoliczkował mnie.
-Mike, spadamy! – powiedział ten niższy.
-Nieeee!!!! Pomocy!!!!!!! Carlos!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! – Wera szarpała się daremnie i krzyczała, ale ja mimo wysiłku byłem przywiązany, a park pusty. To było straszne!! Tak bardzo się o nią wystraszyłem.  Łza spłynęła mi po policzku. Porwali ją i niewiadomo co chcieli z nią zrobić, a ja byłem całkowicie bezsilny…..
         
                                                        *Kendall*

Już tydzień nie wróciłem do domu. I cały czas nie pozbierałem się. Wierzcie lub nie, ale spałem w kartonach pod mostem.. -,- Teraz to sięgnąłem dna. Jebało ode mnie na kilometr, więc codziennie musiałem wskakiwać do rzeki i się chociaż trochę tego smrodu pozbyć -,- Byłem cały zarośniety i ogółęm wyglądałem jak taki typowy menel. Ale muszę przyznać, że te kartony są serio wygodne. Nie dziwię się, ze bezdomni tak nocują. … Przez smród mogło mi odbić… Tak czy inaczej psotanowilem wyjść spod mostu na ulicę.. Ludzie na mnie patrzyli jak an takiego wyrzutka społeczeństwa. Dobrze, że przez zarost nikt mnie nie rozpoznał, bo nie przyniósł bym chłopakom dobrej popularności. No, więc szedłem kiwając się chodnikiem przed siebie. Ciągle starałem się wykluczać powrót do domu.. Przynajmniej aż się nie pozbieram.  A szczerze, nie zapowiadało się na to w najbliższym czasie.  Od czasu do czasu przymrużyły mi się oczy, więc prawie padałem i jeszcze te kiwanie się. Było pochmurno i zapowiadało się na burzę. Kierowcy powłączali mocniejsze światła. W pewnej chwili chyba wleciałem na ulicę, bo światło samochodu oślepiło mnie całkowicie. Krzyk, pisk opon, ogromny huk i ból, obraz znikł.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hmmm i co będzie dalej? Co powinno się wydarzyć? Piszcie w komkach.! ;)   :)

niedziela, 16 czerwca 2013

Jednorazówka - 4.000 wejść! - cz. 2 :D !!! xD

No kochani! Paczcie jak ja Was kcoham! Tyle się męczyłąm w jednym  pomeiszczeniu z moimi rodzicami dla Was, a Wy tak z komkami robicie?.. :(  Liczę, że za moje męki choć, skomentujecie i komentować będziecie.  Bardzo mocno na Was liczę i codziennie sprawdzam tę sytuację. Pamiętajcie : jesteście świetni XD :D Tyle wejść ^^ 
A i skarby w moje 17-19 jestem na wycieczce więc ten..
No, ale nie przedłużam, bo sama nawet nwm o czym pisać xd. Panie i Panowie! Kolejna historycznie długa! Część 2!..:

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------



                                    
                                 *Carlos*

Od 2 dni Cassede nie odezwała się do mnie ani słowem. Nie przyszła, ani wogle nic. Zero kontaktu. Zostawiłą mnie tak bijącego się z myślami. Naprawdę nie rozumiem o co jej chodziło? Jest spokojną grzeczną uczennicą? No jakoś ja tego nie zauważyłem.. Albo ja się nie znam na ludziach, chociaż do tej pory tak nie było, albo ona coś ściemnia.. Ale ogółem nie rozumiem tej sytuacji.. Potrzebuję jakichś wyjaśnień.! Nie mogę już tu tak dłużej siedzieć.! No nie mogę! W dodatku jeszcze ta sytuacja z tą piosenką.. Kendall nic nie ma, a mamy już duże problemy i chłopaki już całymi dniami przesiadują w studiu i u jakichś gości z wytwórni. Mamy duże problemy.. Ale na razie nie mam do tego głowy.. Ciągle myślę o tej dziewczynie.. Mam ją przed oczami.. Nigdy kogoś takiego nie spotkałem. A w życiu już nie jedna dziewczyna prosiła mnie przecież o autograf czy takie duperele. Ona jest inna.. Ale w jej oczach widzę, że coś w sobie dusi. Jest bardzo zamknięta w sobie. I widzę, że cierpi, ale nie wiem.. nie wiem jak jej pomóc.. nie wiem nawet o co chodzi… Tak się zamyśliłem siedząc sam w pokoju hotelowym, w pewnym momencie wciąż o Niej myśląc wyjąłem gitarę i zacząłem kontynuować pisanie tej piosenki.. Jeszcze chłopaki nic o niej nie wiedzieli..
Nagle usłyszałem krzyki i piski w pokoju obok.. W Jej pokoju! Jak oparzony wyleciałem z pomieszczenia i otworzyłem drzwi pokoju Cassede i jej przyjaciółek. Dziewczyna siedziała na łóżku po turecku zamyślona, lekko smutna i poważna, a na mój widok zrobiła zdziwioną minę i lekko otworzyła usta, natomiast jej przyjaciółki skakały po całym pokoju piszcząc i skacząc. Jedna ściskała poduszkę, a druga prawie padała na ziemie. Natomiast kiedy mnie zobaczyły na chwilę się uspokoiły, otworzyły szeroko usta i wytrzeszczyły usta po czym na mnie wskazały i znów zaczęły wariować. Ruda zemdlała a brunetka zasłoniła usta ręką i z wciąż widocznym zacieszem na twarzy oparła się o ścianę i zjechała na ziemię patrząc się w przestrzeń i ani drgnąc. Spojrzałem na z lekka skołowaną brunetkę, która w pewnej chwili się podniosła i podeszła do mnie stając w drzwiach i opierając się o futrynę.
-Ja… właśnie im powiedziałam, że cię poznałam.. poznaj Wasze 2 kolejne największe fanki.. – wskazała na dziewczyny i powrotem  wróciła do pozycji, którą jakby zasłaniała mi wejście do środka. – Nie wygadają. Luz..
-Ok.. JA..usłyszałem krzyki.. – wskazałem kciukiem za siebie nie mam pojęcia po co.
-Ahm.. ok.. – złapała ręką za drzwi i zaczęła je przybliżać.
-Czekaj! – zatrzymałem drzwi. – Czemu ostatnio się do mnie nie odzywasz? Nie przychodzisz ani nic… - spytałem niepewnie.
-Carlos.. jestem na wycieczce, a nie wczasach.. od rana do wieczora mamy zwiedzanie.. , a wieczorem spędzam czas z dziewczynami.. – spuściła głowę jakby myślała nad tym co dalej powiedzieć.
-Cassede…, a o co ci chodziło wtedy w drzwiach?  -spojrzałem w jej piękne, brązowe tęczówki, w których nagle zobaczyłem strach i niepewność i znów ten ból i duszenie w sobie wielu uczuć.
-Carlos.. ja jestem zupełnie inna niż myślisz.. jestem z zupełnie innej bajki.. i nie tylko dlatego, że jesteś sławny.. zupełnie 2 inne światy.. nie pasujemy do siebie.. … .. to zaszło za daleko.. – zagubiła się i szybko zaczęła przybliżać drzwi.
-Co? I co zaszło za daleko? – nie skumałem.
-Pa Carlos.. – dziewczyna zamknęła mi drzwi przed nosem, a że się o nie oparłem rękoma  czułem jak się o nie opiera i zjeżdża na ziemię. Nic już nie rozumiem. Totalnie się pogubiłem. Totalnie skołowany i nieogarnięty ruszyłem do swojego pokoju. Rozłożyłem się na kanapie i lampiłem się w sufit, a potem w te strzępy piosenki. Nie wiem ile czasu minęło, ale w pewnym momencie usłyszałem pukanie do drzwi. Ukazał się w nich rudy osobnik.
-Hejj – zapukała w już otwarte drzwi – Mogę? – wskazała na pomieszczenie.
-Jasne – usiadłem się wygodniej na kanapie i zwróciłem w jej stronę.
-Sara jak coś – uśmiechnęła się i usiadła naprzeciwko mnie na kanapie po turecku.  – Słuchaj muszę ci coś wyjaśnić..

                                                                *Cass*

Zamknęłam szybko drzwi, oparłam się o nie i zjechałam na ziemię. Schowałam głowę międzykolana i się rozryczałam. Nagle poczułam  na sobie dłonie Hall i Sary.
-Kocham go.. – spojrzałam oczami pełnymi łez w oczy Hally.
-To czemu to zrobiłaś? – gładziła mnie po ramieniu przyjaciółka.
-Nie mogę.. Jestem zupełnie inna.. -  spuściłam głowę. – Nie pasuję do niego.. I teraz się zakocham, a zaraz wracamy i co z tego? ..
-Cassede! – obróciła mnie za ramiona w swoją stronę Sara. – Nie jesteś inna! Jesteś zupełnie jak on! Piękna, mądra, utalentowana, zabawna. No i jeszcze wkurzająca jesteś. Wiem jak dotknęło cię tamto wydarzenie, ale zrozum w końcu, że to nic nie da.  Nie udawaj kogoś kim nie jesteś. – tłumaczyła.
-Właśnie – przyznała jej racje Hall kwiając  głową. – Spójrz prawdzie w oczy. Przed nami i zresztą przed nikim nie musisz udawać. Powinnaś teraz do niego pójść.
-Słuchajcie – wstałam. – Ja wiem, że chcecie mnie zmienić, ale proszę, dajcie sobie w końcu spokój.. – poszłam do swojego łóżka i schowałam się pod kołdrą. Miałam mętlik w głowie, ale jedno wiedziałam, ja już nie byłąm aka jak kiedyś, nie mogłam. Bez względu na to co mówią inni.
Nagle usłyszałam otwieranie drzwi. Wyjrzałam zza kołdry i zobaczyłam stojącą w drzwiach Sarę.
-A ty gdzie idziesz? – uniosłąm brew.
-A ty co? W11? Zaraz wracam.. – wyszła.
-Gdzie ona..? – wskazałam na drzwi. Hall wzruszyłą nieznacząco ramionami i poszła do łazienki. Natomiast ja zakryłąm się powrotem kołdrą  i odpłynęłam w śnie.

                                                          *Carlos*

Sara wszystko mi wyjaśniła.! Opowiedziała o wypadku, o traumie, o tym jak Cass próbuje się zmienić, o tym wszystkim przez co ona przeszła i dalej przechodzi. To po prostu straszne! Biedna dziewczyna.. Strasznie to przeżyła. W dodatku jeszcze musiałą się ukrywać czy coś, żeby jej do domu dziecka nie wzięli. Niesamowite ile ona przeszła a boryka się z tym do dziś. Więc o to chodziło.. Ona próbuje się przez to zmienić.. Być kimś kim nie jest… Więc miałem rację.. Pierwszy raz zobaczyłem ją taką jaką jest naprawdę..  Ale ja  tym wiem, jej przyjaciółki o tym wiedzą, ale ona sama nie chce i nie potrafi tego zaakceptować. Nosi w sobie ten cały ból i żal… To okropne.. Tak bardzo chciałbym jej pomóc.. Tylko nie wiem jak…
*Następnego dnia*
Usłyszałem głosy na korytarzu. Przez dziurkę od klucza zobaczyłem, że to Cassede, Sara i Hally. Kiedy jej przyjaciółki idące na przodzie już weszły do pokoju ja odegrałem szybką akcję. Otworzyłem drzwi, złapałem Cass za rękę, wciągnąłem do pokoju, zamknąłem drzwi i ją do nich przyparłem.
-Carlos? Co ty robisz? – zdziwiła się dziewczyna i uniosła brew.
-Ja już wiem. – powiedziałem patrząc na nią i nawet nie zmieniając wzroku. Patrzyłem proto w jej niewinne, niepewne, śliczne brązowe oczy.
-No, ale co? Może byś się wyrażał konkretniej – wywróciła oczy.
-O co ci chodziło – powiedziałem pewnie. Lekko się zdziwiła i zaniepokoiła. – O wypadku. O domu dziecka, którego tak się bałaś. O tym jak na siłę próbujesz być kimś kim nie jesteś. I widzę jak wiele cię to wszystko kosztuje.. – patrzyłem prosto w jej już zaszklone oczy.
-A-al.. skąd.. – nie wiedziała nawet co powiedzieć. Trudno było jej wydusić jakiekolwiek słowa.
-A czy to ważne? Dlaczego mi nie powiedziałaś? – ciągle patrzyłem w jej oczy.
-Carlos ze znajomością jednego dnia? A poza tym co miałąm ci powiedzieć? Cześć moi najbliżsi nie żyją, moje życie jest tragiczne, nie potrafię sobie z niczym poradzić nawet z uczuciami, co u ciebie? – po policzku spłynęła jej pojedyńcza łza.
-Mi wstarczyła jedna minuta, żeby wiedzieć, że jesteś wyjątkowa. Ufam ci i ty również przecież możesz ufać mi. Chcę ci pomóc. Bardzo. Zalezy mi na Tobie..  Musisz w końcu otworzyć się na świat i ludzi. Byś sobą, a nie udawać kogoś kim nie jesteś.. – odgarnąłem grzywkę spadającą jej na czoło i oko.
-Widzisz.. Mówisz, że mogę ci ufać, a tym czasem tak jak wszyscy, po prostu chcesz mnie zmienić. Skro jstem wyjątkowa to czemu? Czemu mam się zmieniać? – wyrzuciła mi.
-Bo jesteś inna..- patrzyłem w jej iskrzące ocz.
-Nie wiesz jaka ja jestem. Nie znasz mnie.! – uniosła głos co zaczęło mi sprawiać przykrość.
-Czasami się widzi po człowieku takie rzeczy.. Zwłąszcza jeśli.. – zacząłem, ale się wystraszyłem i zawahałem.
-No co?! – zobaczyłem, że ręką znalazła klamkę.
-Jeśli się kogoś kocha! – powiedziałem jej to prosto w oczy.
-Tak? Carlos, ty  po prostu chcesz mnie zmieniać.. tak jak reszta.. – spłynęła jej po policzku kolejna łza i wybiegła z pomieszczenia. Zostałem sam. Załamany. Zdruzgotany. Skołowany. Zraniony. Bezsilny. Pokochałem ją.. i straciłem.. Wcale nie chcę jej zmieniać. Przecież widzę i jej przyjaciółki też, jak jest. Ale ona.. ona nawet nie chce dać sobie pomóc.. , a może po prostu się mnie wystraszyła i nie czuje tego co ja?.. Pierwszy raz w życiu jestem pewien, że to ta.. A ja? Straciłem ją…  A przecież to wcale nie tak..
*2dni później*

                                                            *Cass*

Dziewczyn nie było. Siedziałam sama na łóżku, słuchałam piosenek, akurat Worldwide i rysowałam cos w zeszycie. Często tak robię jak mam gorszy dzień albo doła.. Ciągle myślałam o wydarzeniach ostatnich dni.. Tysiące myśli krążyły mi po głowie, tak, że nie mogłam ich pozbierać i ułożyć w całość. Totalny mętlik.  Nagle do pokoju wleciały dziewczyny z piskiem nieziemskim. Sara w dłoni trzymała jakieś 3 świstki i myślałam, że zaraz się posika.  Natomiast Hall wlazła na szafkę, zdjęła bluzkę i zaczęła striptiz O_o
-Wo w owo.! – odłożyłam zeszyt. – Ogar. Co jest, że taką podjarke macie? – uniosłam brew patrząc na te 2 wariatki.
-Nie uwierzysz! – doleciały do mnie i usiadły się po obu stronach. – Bo jutro wyjeżdżamy, nie?! – miały taki zaciesz, że zaczęłam się ich bać, zwłaszcza kiedy się do mnie dziwnie przybliżały.
-No i gadałyśmy z wychą i nauczycielami. Zgodziły się na propozycję Carlosa… - chciałam coś powiedzieć, ale Hall mnie uciszyła i kontynuowała. – Na pożegnanie z L.A i USA cała nasza wycieczka ma darmowy wstęp na ich , wreszcie napisali piosenkę :D J, koncert dziś 19, a my 3 mamy dodatkowo w pierwszym rzędzie meijca VIP!!! :D :D :D – zaczęły skakać po łóżku, a mnie wryło tam jak nigdy.
*15minut później*
-Idź, idź, idź, idź!!!!! – Hall szarpała mnie za bluzkę, a Sara za spodnie.
-Nie, nie, nie. – sterczałam jak sterczeć miałam z założonymi rękami i kręciłam przecząco głową.
*15minut później*
-No dobra! No dobra!! Już!! Pójdę!! Jasne?! Pójdę!! – wkurzyłam się kiedy byłam już całą pogryziona, poobijana, a Sara dobierała się do moich włosów., pomijając to, że stałam tam w samym staniku i majtkach. Zero normalnych ludzi na tym świecie.. -,-
-Łiiiii!! :D – zaczęły skakać i cieszyć się jak głupie.
-Stop!! – zatrzymała się Hall, tak, że Sara na nią wleciała. – Jaki czas?!
-17.00 – spojrzałam obojętnie na komę.
-Aaaa!! To trzeba się szykować!! – dziewczyny zaczęły latać w jedną i drugą jak nienormalne, nie to, żeby takie nie były.
-Ale, żeby nie było! – odezwałam się, a tamte zatrzymały się i spojrzały na mnie. – Nie mam zamiaru się tam dla.. nich specjalnie stroić. Za to idę pierwsza do łazienki.! – wzięłam kilak rzeczy i wleciałam do kibla zamykając drzwi. Usłyszałam jeszcze tylko „Chyba raczej dla niego, a nie nich..” na co wywróciłam oczami i weszłam pod prysznic.
*1,5godziny później*
Stałyśmy już gotowe. A w sumie to ja. Sara i Hally robiły jeszcze poprawki. -,- Yghh.. Wow. Nigdy się nie spodziewałam, że taka będzie moja reakcja na koncert BTR O_o No cóż.. dużo się zmieniło…
-Laski… jest 18.30. Nie to, żeby coś.. – wywróciłam oczy patrząc na zegarek.
-Co?! – rzuciły wszystko patrząc na mnie.
-Już na nas czekają!! – Hall złapała nas za ręce i poleciałyśmy do grupy.
*25minu później*
-Uff! Zdążyłyśmy! Grają za 5 minut. – mówiła, a wręcz krzyczała Hally, bo wszechobecne przed sceną
Rusherki darły się niesamowicie. Jeszcze kilka dni temu pewnie bym do nich dołączyła.. Trochę przykro, że to wszystko odbiło się na moim całym stosunku do całego zespołu..
-No ok., jesteśmy już w sekcji VIP, ale musimy dorwać jeszcze nasze miejsca. – mówiłam przepychając się między ludźmi.
-Damy radę! – odezwała się jak zwykle pełna optymizmu Sara wyciągając rękę do góry. Ale jednak tym razem miała rację. Już było widać nasze krzesła.
-Szybko, bo nam jeszcze ktoś je zajmie!! – ruda złapała nas za ręce i pobiegłyśmy na nasze miejsca oddychając głęboko. Tu przynajmniej było czym. Zero ścisku. Ledwo co usiadłyśmy, a chyba minutę czy dwie później na scenie zabłysły światła. Big Time Rush!!! – ten okrzyk usłyszał chyba cały świat. Na scenie ukazały mi się 4 tak dobrze znane sylwetki. Dziewczyny wstały, a ja nie specjalnie z entuzjazmem za nimi,  i zaczęły piszczeć. Ostre światło reflektorów, w którym
ukazali się Kendall, Logan, James i.. Carlos....
Jednak ku raczej zdziwieniu wszystkich tu obecnych nikt nie usłyszał muzyki. O krok do przodu wystąpili Kendall i Carlos. Kendall podszedł do Carlosa i stanęli bokiem do publiczności. Blondyn zdjął z siebie gitarę i podał ją brunetowi. Oboje delikatnie uśmiechnięci kiwnęli do siebie głowami i Kendall wrócił na miejsce, a Carlos obrócił się w stronę publiczności. Wyglądał jakby szukał kogoś wzrokiem. Spojrzał na mnie. Uśmiechnął się ciepło. Nie wiedziałam co mam zrobić.  Nagle podszedł do mikrofonu.
-Witajcie kochani! Muszę  przyznać, że dawno tu z Wami nie byliśmy. Dlatego tak bardzo się cieszymy, że wróciliśmy.  Mamy dla Was nową piosenkę, która liczę się Wam spodoba. A konkretniej muszę się Wam przyznać, jest to piosenka ode mnie, gdyż tym razem to nie Kendall, a ja ją napisałem, dla pewnej niezwykłej dziewczyny. – zmroziło mnie. – Jest lekko zagubiona, wiele przeszła, jednak nigdy nie spotkałem kogoś takiego. Pomogła z początkiem tego utworu i jest jego inspiracją. Moi kochani! Cassede Jons!! – wskazał na mnie i padło na mnie światło reflektora. Aż się zakrztusiłam jak to usłyszałam. Dziewczyny wypchnęły mnie do przodu. Totalnie skołowana, niepewna i jakby zauroczona weszłam na pierwszy schodek prowadzący na scenę. Carlos wyciągnął w moją stronę rękę. Weszłam na scenę i stanęłam naprzeciwko niego.
-Nigdy nie chciałem cię zmieniać. Chciałem tylko, żebyś w końcu mogła być nikim innym jak sobą. – szepnął do mojego ucha, uśmiechnął się i zdjął z mojego nosa okulary i gumkę z włosów. – I właśnie teraz, możesz nią być. – uśmiechnął się i podał mi mikrofon.
-Liczę, że pomoże mi zaśpiewać tę piosenkę – powiedział do mikrofonu zwracając się do publiczności, a potem znów spojrzał na mnie tym swoim ciepłym uśmiechem. Patrzył tymi ślicznymi, iskrzącymi brązowymi, tęczówkami. Po chwili uśmiechnęłam się do niego i chwyciłam mikrofon. Tekst sam, nie wiem skąd, wylądował w mojej głowie. Stanęłam po prawej stronie, a Carlos po lewej.  – A więc! Przedstawiami: Crazy for you!!! – przedstawił tytuł i zaczęliśmy śpiewać.
*Następny dzień*

-Za 10 minut odlot samolotu do Polski! – usłyszeliśmy głos dobiegający z głośnika.
-Chyba już nie przyjdzie.. – smutna wstałam i chwyciłam walizkę.
-Powinien przyjść, przecież to twój chłopak. – uśmiechnęły się dziewczyny wstając i również chwytając walizki.
-Teorytycznie.. Ale i tak pewnie długo to nie potrwa. On tu, ja tam. Pewnie nawet nie będzie miał czasu, żeby choć raz mnie odwiedzić..  – patrzyłam w podłogę smutna. Nagle poczułam jak ktoś mnie szturcha.
-Ejj… Cass.. – szepnęła Hally. Ja spojrzałam najpierw na nią pytająco, a potem za jej wzrokiem na drzwi wejściowe, w których ukazał się Carlos ze świtą składającą się z Kendalla, Logana i Jamesa. Nie mogłam uwierzyć.. Przyszedł! ^^ :D
-Carlos.! – podbiegłam do niego kiedy był już tylko 2 metry dalej i rzuciłam się mu na szyję.
-Cass! – odwzajemnił uścisk.
-Myślałam, że nie przyjdziesz. – oderwałam się od niego.
-No coś ty.! Nie mógłbym się z Tobą nie pożegnać. – uśmiechnął się słodko i czuło, złapał moją twarz dłońmi i już po chwili złączyliśmy nasze usta w gorącym i namiętnym
pocałunku.
-Będę tęsknić.. – powiedziałam kiedy się od siebie oderwaliśmy, co nie nastąpiło specjalnie szybko J.
-Ja bardziej.! – chwycił mnie w biodrach i przybliżył do siebie.
-Odwiedzisz mnie chociaż? – spojrzałam mu w oczy niepewnie i wystraszona, co natychmiast zauważył.
-Czy odwiedzę? Kiedy już się ponownie spotkamy to ja cie już nie wypuszczę – pogładził mnie po policzku, a ja się uśmiechnęłam. Niestety zauważyłam, że samolot odlatuje za minutę.
-Muszę lecieć. Pa Carlos.. – musnęłam jego usta swoimi.
-Pa kochanie – uśmiechnął się, chwycił mnie jedną ręką w biodrze i jeszcze raz musnął moje usta. I już wtedy niestety musieliśmy się rozstać.. L  Miałam tylko nadzieję, że ten związek przetrwa.
*3miesiące później*
Właśnie wchodziłam do szkoły. Czekał mnie bal maturalny. Zauważyłam przy szafkach wystrojone Hally i Sarę. Ruszyłam w ich kierunku. Co do Carlosa.. Na razie jesteśmy razem.. Gadamy na skypie, smsujemy, dzwonimy. Jakoś nam idzie i bardzo go kocham, ale związek na odległość jest strasznie trudny. Nie wiem jak długo to jeszcze pociągnę..
-Cassede!! – z zamyślenia wyrwały mnie dziewczyny.
-No hej! – skleiłam z nimi miśka.
-Wow! – spojrzały na mnie z uśmiechem.
-I nawzajem! – zaśmiałam się.
-Masz szczęście. Zdążyłaś. – uśmiechnęła się Hall.
-Woooow. Wreszcie mi się udało! :D – uniosłam zwycięsko ręce do góry. – We are the champion!! :D
-Trzeba to oblać. – stwierdziła kiwając głową Sara.
-No, ale po balu. Podobno ma być jakaś „wy-ją-tko-wa” niespodzianka. – zaśmiałyśmy się.
-No to go!! – pobiegłam do Sali, a dziewczyny za mną.
Na scenie stała dyrektorka i rozpoczynała gadkę.:
-Witamy naszych drogich absolwentów!  - bla bla bla bla. Śpimy. – I z tej okazji zaprosiliśmy tu wyjątkowych gości, z których wizyty na pewno ucieszy się pewna 3 dziewczyn. – podejrzanie uśmiechnęła się jakby? w naszą stronę dyrektorka. Zeszła ze sceny, na której ukazały nam się TE sylwetki..
-Nie,. Nie wierzę – pokręciłam głową przecząco z uśmiechem. Na scenę padło światło reflektorów i zobaczyłam mój ukochany zespół z moim kochanym Carlosem!! Nie mogłam w to uwierzyć! Razem z dziewczynami zaczęłyśmy skakać i piszczeć. Nagle we trzy stanęłyśmy na stole i krzyknęłyśmy obejmując się : „Kochamy Was!!!!!” xD :D Dodatkowo jeszcze mrugnęłam do Carlosa ;p
-My Was też! – odpowiedzieli z szerokimi uśmiechami na twarzy.
-A tu mamy coś na przypomnienie starych czasów! – uśmiechnął się Carlos i zagrali Crazy for you. Razem z dziewczynami z wielim zaciszem głównie moim, ruszyłyśmy na środek Sali i rozpoczęłyśmy dance xd.
Na koniec Carlos jeszcze dodał.:
-I jak obiecałem pewnej wspaniałej dziewczynie tu obecnej, wróciłem i już więcej jej nie zostawię – uśmiechnął się, a światło z reflektora padło na mnie tak jak wzrok wszystkich tu obecnych, którzy za Sarą i Hally zaczęli bić brawo. Dziewczyny dodatkowo pchnęły mnie, wiec już poleciałam tam na scenę do niego.
-Stęskniłam się – szklanymi ze wzruszenia oczami spojrzałam w jego i dłońmi delikatnie złapałam jego twarz.
-JA też. Strasznie! – chwycił mnie w biodra i się pocałowaliśmy.
-Kocham Cię! – powiedział patrząc mi głęboko w oczy. – Nigdy nie byłem niczego tak pewien!
-Carlos.. – bardzo łatwo się wzruszam, więc uroniłam łzę - .. tak wiele ci zawdzięczam. Jesteś niesamowity i nigdy nawet nie myślałam, że będę taka szczęśliwa. Wróciłeś mi radość życia. Dziękuję. Razem z dziewczynami jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. Chciałabym, żebyśmy już zawsze byli razem. Tak bardzo Cię kocham.. – pocałowałam go co odwzajemnił, a wszyscy obecni zrobili „Oooooo”.
Oczywiście walnęłam historyczną przemowę. A co było dalej? Carlos i ja wyjechaliśmy do L.A. Oczywiście nie pojechałabym bez Sary i Hally. Planujemy zacząć tu studia.  Hally i James… No właśnie! Okazuje się, że mają się ku sobie xd. Jeszcze nie są razem, bo upierdliwi, ale ja tu jestem, więc bez stresu xd. Natomiast Sara i Kendall już oficjalnie tworzą parę :D xd Pasują do siebie ^^. Razem mieszkamy w willi chłopaków. A ja stworzyłam już własną piosenkę :D. Wreszcie moje marzenia się spełniły. Znalazłam miłość, przyjaźń i szczęście i nareszcie mogę być sobą.! :D