poniedziałek, 29 lipca 2013

Część 39.

Heloł.
Jest 10 obserwator  so I am very happy.!! :DDD
Liczę, że sytuacja z komkami się podciągnie :3
No to na serio, kto się poryczał na "We are"?  I tu nie potrzeba więcej słów, każdy wie o co chodzi. No chyba, że ktoś nie wie to inna sprawa, ale nie ważne..
Bez przeciągania, very very nudna notka ;(  sama juz ziewam x.x
---------------------------------------------------------------------------------------------------------


Staliśmy jak wryci i patrzyliśmy na lekarza z przerażeniem. To musiało chwilę potrwać zanim informacja dotrze do naszych mózgów.
-Cóż.. – odezwałam się po chwili. – Ale najważniejsze, że żyje, nie? – reszta tylko kiwnęła głowami.
-Słusznie – przytaknął lekarz – Nie mniej jednak jest w stanie krytycznym.
-A czy mógłby Pan nam konkretniej opowiedzieć co mu dolega? – spojrzałam na lekarza.
-W zasadzie mam teraz wolną chwilę.. A kim Państwo dla Pana Schmidta są? – zmierzył naszą grupkę wzrokiem.
-Najbliższymi przyjaciółmi, mieszkamy z nim – kiwnęłam głową.
-Dobrze, a więc zapraszam do mojego gabinetu – lekarz zaprowadził nas do gabinetu.
-Więc Panie doktorze – zaczął James kiedy zajmowaliśmy miejsca na krzesełkach przed biurkiem lekarza. – Proszę opowiedzieć.
-Dobrze. A więc.. Jesteśmy jeszcze na etapie badań, aby zbadać jakich konkretnie doznał urazów Pan Schmidt. W każdym razie nie wybudził się do tej pory, jest bardzo mocno poobijany i doznal silnego urazu głowy.  Nie wykluczamy, że może grozić mu paraliż. Możliwe, że trzeba będzie trzeba wprowadzić go w śpiączkę. Jednak to dopiero przypuszczenia, na razie robione są badania, a mamy utrudnioną pracę dopóki Pan Schmidt się nie wybudzi. – wyjaśnił lekarz.
-Dobrze, a czy mógłby nas Pan poinformować o wynikach badań bądź jeśli Kendall by się wybudził? – zapytalam lekarza.
-Dobrze, oczywiście. – przytaknął lekarz.
-Proszę, to nasz domowy numer – podałam lekarzowi nasz numer i wyszliśmy żegnając się.
-I co teraz będzie? – odezwałą się Wika po wyjściu ze szpitala.
-Będzie dobrze – odpowiedział Logan obejmując ją.
-Oby… - mruknęłam pod nosem.
*2godziny później*
Wszyscy po powrocie bez słowa się rozeszli po domu. James grał w grę w pokoju, Logan coś robił w kuchni, chyba obiad, Wika poszła do łazienki, a Zuza do siebie. Nie wiedząc co ze sobą zrobić poszłam do salonu.
Po 10 minutach siedzeniu na kanapie i gapieniu się w ścianę stwierdziłam, że pójdę do Logana.
-Heeejjj – usiadłam przy stole.
-No hej. – odpowiedział krojąc marchewkę.
-Co roobiiiszz? – jęknęłam.
-Oglądam pornosa wiesz – pokręcił głową.
-Miłego seansu – kiwnęłam głową i spojrzałam na tę nieszczęsną marchewkę – Będziesz ją gotować? – wskazałam na pomarańczowe warzywo.
-Tak, a co? – odpowiedział.
-Fu.! – stwierdziłam krótko.
-Nie lubisz? – spojrzał na mnie unosząc brew.
-Nie lubię gotowaneeeeeejj – rozłożylam się na stole, a ten wywrócił oczy i wrócił do zajęcia. Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Liczyłam, że to będzie ktoś ciekawy i w końcu nie będzie żadnych kiepskich wiadomości. Zamurowało mnie. Za drzwiami stała Lucy.
-Ee hej? – spojrzałam na nią lekko zdziwiona.
-Hej – uśmiechnęła się.
-Em co tam? – nie wiedziałam co powiedzieć.
-Spoko. Przyszłam do Kendalla. Mam mu coś oddać. Jest w domu? – powiedziała z promiennym uśmiechem.
-Niee… - spuściłam głowę.
-Hm.., a kiedy wróci? – znów się uśmiechnęła. Z tym uśmiechem to nwm czy mam się jej bać czy podziwiać O.o
-Ja .. nwm.. – odwróciłam głowę.
-Coś się stało? – spojrzałam na nią niezrozumiale.
-Tak. Właściwie dużo się stało – spuściłam wzrok.
-O matko, to mów. Co się dzieje?? – patrzyła na mnie zaniepokojona.
-A co ja będę ci tak opowiadać przez drzwi. Wchodź, zapraszam – wpuściłam ją do środka. Mimo wszelkich  niechęci do niej z obaw, że może stanąć między Kendallem, a Pati, bo ciągle wierzyłam, że żyje, to nie był czas na robienie takich problemów. Zrobiłam nam po herbacie i usiadłyśmy w salonie. Opowiedziałam jej wszystko.
-Jej… to po prostu straszne.! – nie mogła uwierzyć w to co jej powiedziałam.
-Owszem – pokiwałam głową.
-A tobie nic nie jest?? – położyła troskliwie dłoń na mojej.
-Nie, nie. Spokojnie – uśmiechnęłam się.
-To dobrze – odwzajemniła uśmiech.
-A Carlos? Wspomniałaś, że ma mieć operację dziś lub jutro? Więc jak? – dopytywała się.
-W sumie nie wiem.. Ale powinnam wiedzieć, masz rację. Pojadę do niego do szpitala. – kiwnęłam głową i wstałam.
-Dobry pomysł – przytaknęła Lucy – A i mam prośbę, jakby lekarz poinformował was o stanie Kendalla to moglibyście dać znać? I jak poszła operacja Carlosa? Bo ja na razie nie mam jak się wybrać do szpitala mam sporo spraw do załatwienia – wstała Lucy i chwyciła swoją kurtkę.
-Jasne. Nie ma sprawy – z uśmiechem kiwnęłam głową.
-To daj telefon – podałam blondynce swoją komórkę, a ta wpisala mi swój numer, po czym pożegnała się i wyszła.
-No i widzisz? Nie ma się czego obawiać, Lucy jest bardzo miła – kiwnął głową Logan stając w drzwiach.
-Tak, tak. Słuchaj jakby ktoś pytał to jadę do szpitala. Papa – chwyciłam szybko swoją kurtkę i wyleciałam z mieszkania.

                                                     *Zuza*

Ta cała sytuacja była po prostu tragiczna! A całe te czekanie jeszcze gorsze.! Wszyscy byli przybici i zamknięci w sobie oraz pochłonięci swoimi myślami. Natomiast ja nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Wyszłam z pokoju i zaczęm wędrować po korytarzu. Przechodząc obok pokoju Jamesa usłyszałam jakieś dziwne dźwięki. Postanowiłam zobaczyć co robi.
-Puk puk – zapukałam do drzwi i z uśmiechem je otworzyłam.
-Oo hej – oderwał się od komputera brunet i spojrzał na mnie.
-Co robisz? – zamknęłam drzwi i podeszłam do niego.
-Gram na kompie. Nie miałem pojęcia co ze sobą zrobić, więc po porstu sięgnąłem po grę. – wyjaśnił.
-O to podobnie jak ja – kiwnęłam głową. – A w co grasz? – spojrzałam na monitor.
-W Zombie Player IV – odpowiedział.
-Serio? To świetna gra.! Daj zagrać – z uśmiechem chwyciłam za kontroler i dołączyłam do gry. Kilka dobrych ruchów, zwinna ręka i już po chwili wygraliśmy.
-Woow! – James aż wstał z wrażenia, a ja spojrzałam na niego. – Jesteś świetna.! – wskazał na komputer.
-Heh, dzięki. Mówiłam, że lubię tę grę – wzruszyłam ramionami z uśmiechem.
-Woooow – widać, że go zaskoczyłam. Zaczęłam rozglądać się po pokoju i nagle zauważyłam gitarę stojącą przy łóżku.
-Grasz?? – wskazałam na instrument zaskoczona i podeszłam do niego.
-Nom. Tak trochę – wzruszył ramionami podchodząc do mnie podczas kiedy ja usiadłam na łóżku.
-A zagrasz?? – spojrzałam na niego z uśmiechem.
-Spoko – kiwnął głową, wziął instrument i usiadł obok mnie. Zaczął grać „Love me love me
-Woooow. Dobrze grasz – kiwnęłam głową z uśmiechem.
-Dzięki – również się uśmiechnął i odstawił instrument.
Zapadła chwila ciszy. Szukałam po pokoju jakiejś interesującej rzeczy, żeby jakoś na niego nie patrzeć. Nagle poczułam jego dłoń na swoim policzku. Lekko wystraszona i zszokowana spojrzałam na niego.
-Czekaj coś tu masz – przetarł ręką po moim policzku. – Pobrudziłaś się – kiwnąl głową. Spojrzałam mu w oczy, a on mi. To była taka dziwna chwila. Jednak zarazem i magiczna. Zaczęliśmy się do siebie zbliżać, czułam już na sobie jego oddech i… Nagle do pokoju wszedł Logan.
-Zaraz będzie obiaa…, a co wy robicie?! – spojrzał na nas zaskoczony.


wtorek, 23 lipca 2013

Częś 38.

Tak tak. W końcu udało mi się skończyć tę część. Więc tradycyjnie.. LIKE A BOSS.!! xDD
Sprawa targiczna...komentarze. Posuchajcie pod poprzednią notką zobaczyłąm napis : Brak komentarzy. I on nie zmienił się przez pelne kilka dni.! Załamka! Czyli wróciliśmy do punktu wyjścia, tak? Boszzz ja się na serio aż tak stoczyłam!? Wiem, że jest źle, ale naprawdę? Aż tak!? Przepraszam Was kochani.... ;(
Za to za wejścia Was kocham ;********* Nwm czy było pięćtysięcy pięćset coś czy pięć tysięc pięćset coś, ale jest fajnie! :) Co prawda byłam równa z kumpelą, a teraz jestem 2 tysie za nią, ale nie ważne. I tak się cieszę kochani, że wchodzicie.! ;**** <333
A więc zapraszam na część 38 :DDDD xdd
(po raz 100: i am so sorry ze nudna ;((( )
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Wparowałam do domu wściekła i cała zaryczana. Nie wiedziałam co teraz będzie. W szpitalu został Carlos, a kiedy chciałam zapytać o Kendalla nawet mnie nie wysłuchali, bo gdzieś poszli. Prawdopodobnie do niego. Ale najgorsze, że nawet nie wiem czy w ogóle przeżył.!  To jakiś najgorszy dzień w historii! A, więc jak już mówiłam, wparowałam do domu wściekła i załamana trzaskając drzwi, a przywitał mnie komitet powitalny z Jamesem na czele. Stali Sb w rządku z wyszczerzami i gapili się na mnie jak idioci. Nawet nie zwrócili uwagi na to jak wyglądam w samej bieliźnie. Za to pasażerowie autobusu, którym przyszło mi tu wracać, bo nie mam prawka, zwrócili na to duuuużą uwagę -,-  Nie mają co robić, jakby nigdy nie widzieli półnagiej dziewczyny jadącej sobie autobusem. Pff! No ludzie to w końcu Los Angeles jest!
-Wera! – James przybliżył się do mnie o krok i rozłożył szeroko ręce ciągle z tym wyszczerzem, ale wtedy zmierzył mnie wzrokiem i lekko się zdziwił.
-Nawet! Się! Nie! Zbliżaj!! – wyciągnęłam rękę w jego stronę pokazując, żeby nie podchodził.
-Ale o co chodzi? Mamy świetne wieści! :D – był wyjątkowo zadowolony, za to w przeciwieństwie do mnie.
-Nie interesuje mnie to.! – przerwałam mu. Może byłam wredna, ale halo, co tu się działo, podczas kiedy on Sb łaził po chacie dzwoniąc przez Tel.! X.x nawet teraz trzymał komórkę.! -,-  - Posłuchaj podczas kiedy Wy Se tu siedzieliście, a Ty nawijałeś przez telefon mnie prawie zgwałcili! Jakieś 2 obleśne menele z parku! Gdyby nie Carlos inaczej by się to skończyło! – wrzasnęłam, a wszyscy spojrzeli na mnie osłupieni. – Nawet nie zdajesz Sb sprawy co tu się działo! To była tragedia.. – podeszłam do schodów - , a o Carlosie i Kendallu już nie wspominając.! – zostawiając ich zkołowanych i lekko przerażonych pobiegłam na górę.
Miałam już wszystkiego dość. Wzięłam very Fast shower i jeszcze z łzami w oczach wręcz rzuciłąm się na łóżko chowając twarz w poduszce i zasnęłam.
*Następnego dnia*
Wstałam wreszcie wypoczęta. Byłam tak zmęczona, że spałam jak dziecko. Obudziłam się o 13.00 co w sumie nie zdarzało mi się aż tak rzadko. Przeciągnęłam się i ziewnęłam dochodząc do wniosku, że muszę ruszyć dupę pod prysznic. A więc szybko tam poleciałam po czym się ubrałam. Zeszłam na dół i spojrzałam na cały, a raczej resztę ludu zebranego przy stole w kuchni i dyskutujący.
-Cześć kochani – uśmiechnęłam się lekko do nich wchodząc do pomieszczenia po czym podeszłam do blatu kuchennego i wzięłam sobie Tosta.
-Powiedz… czy to prawda co wczoraj mówiła? – spojrzał na mnie z przerażeniem i lekko szklanymi oczami James kiedy podeszłam do stołu. Usiadłam pomiędzy Zuzą, a Loganem i wzięłam głęboki wdech.
-Tak – odpowiedziałam.
-Nic Ci się nie stało? – spojrzała na mnie przerażona brunetka obejmując mnie.
-Nie… Dzięki Carlosowi.. – spuściłam głowę, a po policzku spłynęła mi pojedyńcza łza.
-Co się stało?? – wzrok wszystkich padł na mnie.
-Carlos..Carlos uratowal mnie.. A więc tak – wzięłam ponownie wdech i zaczęłam opowiadać – To moja wina, że trafiliśmy an tych meneli. Spiłam się, a Carlos próbował mnie zaciągnąć do domu. Niestety nie udało mu się to. Włądowałam się na nich, a oni mnie zaciągnęli do jakiejś ciężarówki, a Carlosa skuli. Przypomniałam to sobie dopiero kiedy przywieźli mnie do jakiejś opustoszałej dzielnicy. Otrzeźwiałam, ale było na to trochę za późno ;/  Wzięli mnie do środka. Zaczęli rozbierać i… - urwał mi się głos. – Nagle wparował Carlos. Spojrzał na mnie i wściekły jak nigdy wyrwał rurę, z której zaczęła lecieć para. Chyba zaczęli się bić, ale ja nie widziała dobrze, bo zaczęłam się dusić i kaszleć od tej pary. Pamiętam tylko huki, jęki i jak ktoś bierze mnie na ręce. Obudziłam się w aucie Carlosa, który mnie trzymał. Zauważyłam, że krwawi. W szpitalu okazało się, że kawałek noża, którym został bardzo poważnie i głęboko zraniony utknął. Carlosa czeka poważna operacja. Na razie nie może nawet samodzielnie chodzić, żeby coś mu się  nie stało. Lekarz powiedział, że istnieje zagrożenie nawet życia – mówiłam przez łzy.
-A Kendall? Mówiłaś coś jeszcze o Kendallu – z łzami w oczach spojrzała na mnie Zuza.
-Tak – również spojrzałam na nią. – Kiedy Carlosa zabrali zobaczyłam, że do jakiegoś lekarza podbiega szybko inny i mówi, że znaleźli jakiegoś chłopaka. Powiedział, że w dokumentach było imię i nazwisko własnie : Kendall Schimdt. – Kiedy skończyłam mówić wszyscy byli przerażeni i załamani. Dziewczyny się rozpłakały, a i chłopacy ledwo się trzymali.
-James – zwróciłam się do swojego chłopaka – mówiłeś, ze macie jakieś świetne wieści. O co chodziło?
-A tak – przejechał dłonią po nosie – Znaleźli samolot, którym leciała Pati. Rozbil się na jednej z wysp na samym środku Atlantyka. Mamy dokładną lokalizację.
-Serio? To super – uśmiechnęłam się lekko.
-No dobra. Na razie mamy poważniejsze problemy – wstał Logan – nie ma co tracić czasu. Jedziemy do szpitala – przeleciał wszystkich wzrokiem. No tylko nie w tym sensie xd
*25minut później*
Dojechaliśmy do szpitala. Weszliśmy na ojom. Nagle zobaczyłam doktora Walińskiego.
-Ej! Chodźcie! To lekarz Carlosa! – wskazałam na doktora i szybko do niego podbiegliśmy. – Dzień dobry. To ja. Weronika, przyjechałam tu wczoraj z Carlosem, a to nasi przyjaciele – uścisnęłam dłoń z lekarzem i wskazałam dłonią na Logana, Jamesa, Wikę i Zuzę.
-A witam witam. – skłonił się podając dłoń lekarz. – Pamiętam, pamiętam – kiwnął głową.
-A więc? Proszę powiedzieć..co z Carlosem..?? – spojrzałam na niego przerażona.
-Cóż.. Na razie jest pod dobrą opieką. Jego stan jest stabilny, ale to nie zmienia faktu, że liczy się każda chwila. Jutro bądź pojutrze odbędzie się jego operacja. – poinformowal nas lekarz.
-Oh.. – spuściłam głowę splecione ręce przykładając do klatki piersiowej.
-Przepraszam – odezwał się James.  – A czy możemy go odwiedzić?
-Cóż na razie Pan Pena śpi. Należy mu się wypoczynek. Może następnym razem – kiwnął głową z uśmiechem lekarz i odszedł.
-I co teraz ?? – wszyscy patrzyli po wszystkich.
-Kendall – podniosłam głowę. – Do recepcji.! – odwróciłam się w stronę przyjaciół i pognaliśmy do recepcji.
-Przepraszam – odezwałam się do kobiety za biurkiem kiedy już tam dobiegliśmy – czy wczoraj został tu przywieziony pacjent o imieniu Kendall Schmidt.???
-Hmm.. – kobieta zaczęła grzebać w teczce. – A tak. Przywieźli go. Potrącenie przez samochód.  – zamarliśmy.
-A co się z nim teraz stało??? – dopytywałam prawie wchodząc na te biurko.
-Proszę pytać tamtego doktora – wskazała na akurat przechodzącego lekarza. Natomiast my jak poparzeni dopadliśmy go.
-Dzień dobry. – niecierpliwie odezwałam się.
-E dzień dobry? O co chodzi? – spojrzał na mnie jak an idiotkę i na resztę.
-Czy wczoraj przyjął Pan pacjenta nazywającego się Kendall Schmidt???? – spojrzałam na lekarza.
-Hmmm.. – zaczął się zastanawiać. – Ah tak! Przywieźli wczoraj takiego chłopaka, 23 lata, blondyn. Potrąciło go auto.
-A no własnie! I co się z nim teraz stało?!!?!?!? – chwyciłam lekarza za kołnierzyk cała znerwicowana.
-A więc po pierwsze proszę się opanować – odsunął mnie lekarz – A po drugie, co do Pana Schmidta. On….
-----------------------------------------------------------------------------------------------------

Tiak :3 Wiem, ze mnie kochacie ;3  A więc lofff za wejścia i liczę na następne ;** Bardzo liczę na komki, więc działajcie.! ;***** 
 

czwartek, 18 lipca 2013

Jednorazówka 5.000 wejść - Part 4.

Siemaneczko miśki!! <33 ;***
A więc tak. Wyjeżdżam! Aaaaallleee, conamniej raz w tygodniu bd miała neta, więc postaram się dodawac notki. Trzymajcie za mnie kciuki. I jak dam radę to moze dzis dodam next rzdz, ale nic nie obiecuje.! Krucho u mnie, weny brak ;(  To czymajcie kciuki i jak coś to papa ;**
--------------------------------------------------------------------------------------------------------



-Wreszcie jesteście.! – spojrzał na mnie i Carlosa krzywo gościu stojący przy brzegu wyspy, do której własnie podpłynęliśmy.
-No wiesz nigdy nie pływałam czymś takim – odwzajemniłam krzywe spojrzenie i wyciągnęłam już skutego Carlosa z łodzi.
-Dzięki – przejął go ten czarnul (ubrany na czarno)
-Co teraz z nim będzie? – poszłam razem z nimi w stronę dżungli.
-Nie twój interes młoda. Miałaś go tu tylko dostarczyć. Zaraz poinformujemy szefa i jesteś wolna. – poinformował mnie.
-Hmm.. – mruknęłam.
*15minut póżniej*
Doszliśmy do windy, świetnie ukrytej między roślinnością.
-Stój! – zatrzymał mnie gościu. – Dalej nie idziesz.!
-A to niby czemu? – położyłam ręce na biodra.
-Tobie tam wchodzić nie wolno. – stwierdzil.
-Ale ja potrzebuje do szefa. – rzuciłam.
-Haha, a po co? – spojrzał na mnie z głupią miną.
-Bo.. – zaczęłam, ale mi przerwał.
-Głupia nie jesteśmy idiotami, na łodzi była zamontowana kamerka, wszystko widzieliśmy. Już nie uratujesz swojego chłoptasia, przykro mi. – patrzył się na mnie z debilnym uśmiechem, a ja spojrzałam na Carlosa, a potem na niego.
-Widać jednak nimi jesteście – uśmiechnęłam się cwanie patrząc na czarnula i zakładając ręka na rękę.
-Co masz na myśli? – spytał.
-Jesteście żałośni. Wiedziałam dobrze, że mamy podgląd. A cały czas udawałam – Carlos otworzyl usta – trochę o nim wiem. Wiem , że jest typem romantyka i, że jest łatwowierny. Było proste go wykiwać. A to było konieczne, przecież nie chciałam ryzykować, on w końcu jest facetem, nie? – czarnul się pogubil. – Tak. I muszę przyznać, że całkiem mi się spodobała ta akcja. Stwierdziłam, że chcę dołączyć do Was. Tylko moją siostrę wypuśćcie. A o tym wszystkim chyba muszę pogadać własnie z szefem, nie? Bo coś nie sądzę, żebyś ty to załatwił – zbadał go wzrokiem od góry do dołu.
-Emm.. Em… no ok. Niech ci będzie. Załóżmy, że ci wierzę – nieufnie również zmierzył mnie wzrokiem i wprowadzil do środka. Ale to wielkie! Setki pomieszczeń! Jakieś biura, chuj wie po co mafii, strzelnica, sale ćwiczeń i mnóstwo innych. Większość zamaskowana. Tysiące jakichś zbrojowni. Nie sądziłam, że tak to wygląda.
Szliśmy jakimś blaszanym korytarzem. Wszyscy mijani spoglądali na nas. Niektórzy nawet dyskretnie chwytali za broń. To było dziwne uczucie. W każdym żyrandolu, czy lampie na ścianie widziałam ukrytą spluwę. Matko! Skąd oni to wszystko mają?! Nagle nad jednymi drzwiami zobaczyłam napisc „KFC” wtf? Zatzrymałam się spoglądałam raz na czarnulka raz na napis.
-No co? Coś musimy jeść – wzruszył ramionami i pchnął drzwi, za którymi faktycznie znajdowało się KFC.
-Okej? – patrzyłam na to wszystko dziwnie, aż ten cwel nas popchnął i szliśmy dalej.
Wreszcie doszliśmy do jakichś wielkich drzwi. Czarnul podszedł do jakiegoś małego głośniczka obok, coś pomruczał i drzwi się otworzyły. Wielkie biuro. Obrazy na ścianach. Nawet sztuczne okno i fikus, wtf? A za biurkiem pewien znajomy mi wąsaty gostek. Razem z obstawą oczywiście.
-No witam witam – wyszczerzył się do mnie.
-JA również – weszliśmy do środka, a drzwi się zamknęły.
-Proszę, proszę. Cóż za zdobycz. – pokiwał z uśmiechem głową. Jeden gostek z obstawy podszedł do nas i odciągnął Carlosa stawiając go bliżej biurka.
-Dziękuję. – odwzajemniłam dumnie uśmiech, a Carlos spojrzał na mnie przerażony.
-A więc. Nasz kolega wspomnial mi, że chciałaby Pani wkroczyć w Nasze szeregi. – przyjrzał mi się uważnie.
-Owszem – odpowiedziałam.
-A można wiedzieć z jakiegoż to powodu? – uniósł brew.
- A z takiego… - spuściłam głowę i się chytrze uśmiechnęłam. Nagle do pomieszczenia wleciał jakiś tuzin policjantów. Gostek, obstawa, czarnul, wszystkich złapano. Z resztą tak jak wszystkich co można było zobaczyć obracając się i kierując wzrok na sytuację za drzwiami.
-A-Ale jak?! – spojrzał na mnie nizrozumiale gostek.
-To proste. Kiedy Carlos zasnął dalej myślałam co zrobić.  Postanowiłam, że po prostu zadzwonię na policję. I to był dobry plan. Właśnie w tym momencie policja Polska i Amerykańska niszczy całkowicie mafię w tych obu krajach. Mafia powoli zniknie ze wszystkich kontynentów. A dzięki kamerce zaczepionej na moim ubraniu, dobrze wiedzieli jak tu trafić. A jak nie zauważyliście mojego telefonu? Zupełnie przypadkowo dzwoniąc usiadłam własnie na waszą kamerkę. Więc to było całkowicie przypadkowe, ale trzeba przyznać, że mam szczęście. – kiwnęłam głową z dumnym uśmiechem. Wszyscy byli w szoku. Policjant rozkuł Carlosa, który do mnie od razu podbiegł.
-Wiedziałem, że nie możesz być zła! – z szczęściem wmalowanym na twarzy uścisnął mnie, podniósł i obkręcił po czym namiętnie pocałował.
-Nigdy bym Cię nie skrzywdziła. – pogłaskałam go po główce z uśmiechem.
-Ale czemu nic nie mówiłaś? – spojrzał na mnie niezrozumiale.
-Na wszelki wypadek, żeby wszystko się udało. Im mniej osób wie tym lepiej dla całej akcji – uśmiechnęłam się, a on ponownie mnie przytulił.
-Widzę, że już się trochę w tym rozeznałaś? – spojrzał na mnie z uśmiechem obejmując mnie.
-A jak! – zaśmiałam się.
-Tylko więcej mi tak nie rób.! – z uśmiechem smyrnął mnie palcem po nosku.
-Więcej? – spojrzałam na niego.
-Chyba nie myślisz, że wrócisz do domu jako singielka? – uśmiechnął się cwanie i znów się namiętnie pocałowaliśmy.
Wtedy już wszystko układało się świetnie. Policja uwolniła moją siostrę, z którą naprawiłam relację. W końcu wróciła do normalnego towarzystwa i nawet znalazła chłopaka. Z resztą tak jak starsza siostra .. :D Tak, tak. Już prawie rok jestem dziewczyną Carlosa. Pomaga nam w utrzymaniu itd. Ogólnie dzięki niemu nasze życie jest jak z bajki! Zostaję z siostrą w Polsce, aż skończy szkołę, a potem wyjeżdżam do Carlosa i jego przyjaciół do L.A. Na razie tylko nas odwiedzają, a my do nich jeździmy na wakacje. Jest cudownie i zapowiada się świetlana przyszłość! <3

wtorek, 16 lipca 2013

Happy Birthday James!!! ;** :DD

Czy to ptak..? Czy to samolot..? Czy to Dariusz?! Nie! To Super James Maslow, który obchodzi dziś urodzinyyyyy!! :DD <33
O człowieku starzejesz się starzejesz, ale My wciąż Cię kochamy! <3
Więc najlepszegoooooo ;***,  zdrówka, szczęścia, striptizerek, co dzień nowy miej lakierek!! xD :D
Pozdrowienia i życzenia od wszystkich zajebistych ( bo są tylko takie) Rusherek z Polski!!! :D Kochamy Cię!! <3 ;** :P








 

piątek, 12 lipca 2013

Jednorazówka 5.000 wejść - part 3.



Ja tak na szybko bo mnie tata wygania z pokoju xd. Więc dadaaaa nie chciałąm zebyscie dłuzej czekali ;p :
Liczę na komki xd I wielkie LOOOVVEEE za wejścia ;*****  Mówiłam juz kiedys ze Was kocham?
Wiem, że nudna..;/  soorkii :(
Częśc 3! Zapraszam :D
--------------------------------------------------------------------------------------------------

*2tygodnie później*
Ostatecznie zgodziłam się na te zlecenie.. Naprawdę nie miałam wyboru.. Ale i tak mnie to dręczy.. Ale i tak było już po fakcie, bo kiedy tak sobie myślałam to chowałam się przy wyjściu ze studia nagraniowego, w którym własnie znajdowało się całe BTR.  To było dla mnie okropne! Nigdy w życiu bym nie pomyślała, że naprawdę coś takiego zrobię. A było to dla mnie podwójnie trudne, bo to był kiedyś mój ukochany zespół <3, a w Carlosie, jeszcze kilka lat wcześniej byłam totalnie zabujana xd. No, ale jakoś odkąd się zajmuje całym domem itd. Te zamiłowanie do btr odeszło. Widocznie nie byłam prawdziwą Ruscher, za którą się kiedyś uważałam..
Kiedy ja tak sobie rozmyślałam, skrzętnie skryta za rażaszczo zielonym fikusem, klamka drgnęła. Szybko naładowałam broń i przyglądałam się osobom wychodzącym z pomieszczenia. Pierwszy wyszedł Kendall, za nim Logan, potem James i na samym końcu „mój cel”. Żeby nikt niczego nie zauważył rzuciłam tam 5 zł.
-Ej, zaraz do was dojdę – powiedział Carlos do chłopaków, któz kiwnęli i poszli dalej, a on ruszył w stronę monety, która leżała kilka metrów za nim. Kiedy już był do mnie tyłem wyskoczyłam szybko do niego i przyłożyłam mu spluwę do skroni.
-Nie ruszaj się!! – powiedziałam ostro.
-A-ale.. kim jestes?! – drgnął chłopak.
-Nie ważne. Masz być cicho! Teraz pójdziesz ze mną! – szybkim ruchem ręki skułam mu ręce srebrnymi kajdankami, tak, jak uczyli mnie tamci Gostkowie z tej całej mafii. Widziałam, że brunet chciał zacząć krzyczeć, więc szybko wyjęłam chustę i zasłoniłam mu usta. – Lepiej bądź grzeczny! – klepnęłam go w plecy i popchnęłam przed siebie. Doprowadziłam go do auta i ruszyliśmy na przystań.
*15minut później*
Wyjęłam go z auta i poprowadziłam do pomostu gdzie mieliśmy się spotkać z gościem od transportu. Po chwili rozglądania się zauważyłam gościa w płaszczu, dużym kapeluszu i okularach przeciwsłonecznych. Nie no, ale przebranieeeee. Normalnie najlepsza mafia na świecie. Pff! – Pokręciłam głową myśląc i dałam temu gostkowi umówiony drogą telefoniczną sygnał.  Po czym kilka metrów od siebie doprowadził mnie z „celem” do naszej motorówki. Była  ona sterowana automatycznie. Kiwnęłam głową do gostka i władowałam Carlosa do łódki po czym sama do niej wlazłam i odpaliłam.
*15minut później*
-O co Wam chodzi? I gdzie mnie wieziecie?  Chcecie kasy czy co!? – dopytywał się Carlos.
-Nie ważne. Siedź cicho! – odpowiadałam stanowczo i bez przerwy patrzyłam przed siebie.
-Nie ważne, nie ważne. Ehh.. – jęknął. – To skoro już mnie tak porywasz, to może chociaż powinienem zobaczyć Twoją twarz?
-Nie. Nie powinieneś. – odpowiedziałam z początku obojętnie, ale pod koniec głos delikatnie mi się zawahał.
-No proszę. I tak jesteśmy tu sami. Może się nawet nie zobaczymy. Więc? – nalegał.
-A jesteś dyskretny? – wtedy pierwszy raz obróciłam się do niego.
-Tak. Mimo, że jesteś porywaczką i przestępcą, ale jakoś wydajesz mi się być naprawdę w porządku. – stwierdził.
-Hmm. A to ciekawe – zastanowiłam się z lekkim uśmiechem. – No dobra – wzruszyłam ramionami i zdjęłam , założone przy wsiadaniu do motorówki, czapkę oraz okulary przeciwsłoneczne, które były częścią całegostroju, potrząsając lekko głową, aby rozwiać powyłażone z kucyka włosy.
-Woow – patrzył na mnie ślepo.
-Aha – przejechałam ręką po głowie i z powrotem się obróciłam.
-Czemu taka ładna dziewczyna jest przestępczynią? – uniósł brew z uwodzicielskim uśmiechem, a ja obrociłam się ku niemu.
-Bardzo miły jesteś, ale po co ci to? – spojrzałam na niego dokładniej.
-Bo to dla mnie lekko dziwne – uśmiechnął się do mnie.
-Nie próbuj mnie czarować! – otrząsnęłam się trochę. – I tak Cię nie wypuszczę. Nie mogę..
-Ale ja nie czaruję. Po prostu pytam, bo nie rozumiem – cały czas się uśmiechał. Był taki miły i kochany. Wydawał się naprawdę fajny. Ale to jeszcze bardziej mnie dobijało, bo przecież miałam Go dostarczyć mafii!
-Uwierz mi, że nie dobrowolnie – oparłam się o brzeg motorówki i z ławki do siedzenia zjechałam na sam dół, gdzie leżały rózne rzeczy.
-Jak to? – uniósł brew patrząc na mnie.
-No bo ja nie robię tego dobrowolnie. Oni…ehh..oni mają moją siostrę. Zagrozili, że zrobią coś mi, jej oraz  naszym bliskim, jeśli nie wykonam ich jednego zlecenia. Naprawdę nie chciałam.! … - schowałam twarz w dłonie i uroniłam jedną łzę.
-Ejj. Spokojnie. Nie płacz – przybliżył się do mnie.
-Dlaczego jesteś dla mnie taki dobry, przecież ja Cię własnie porywam? – patrzyłąm na niego z łzami w oczach niezrozumiale.
-Bo widzę, że cierpisz i nie robisz tego dobrowolnie – z jego twarzy nie schodził uśmiech. Odwzajemniłam jego słodki uśmiech i rozkułam go, bo chustę zdjęłam już wczesniej. A on? On objął mnie ramieniem i uśmiechnął się ciepło.
-Jesteś dla mnie taki dobry. Dziękuję – przytuliłam go mocno, co po chwili odwzajemnił.
-Wiedziałem, że nie możesz być zła. – uśmiechnął się do mnie patrząc mi w oczy.
-Ale nie wiem co mam robić.. – oparłam głowę o łódkę.
-A rodzice? – spytał nagle.
-Oni..Oni..nie żyją.. – spuściłam głowę.
-Och.. przykro mi.. – pogłaskał moje ramię.
-Dzięki – uśmiechnęłam się delikatnie. – Nie mamy żadnej rodziny. Jesteśmy same. Nasza sytuacja nie jest ciekawa, a teraz to już w ogóle wszystko się zawaliło.. – znów schowałam twarz w dłoniach.
-Ej. Spokojnie – złapał moją dłoń, a ja spojrzałam  mu w oczy – Ja Ci pomogę – i ten uśmiech *_*
-Ale jak? Ja..ja nie chcę, żeby coś Ci się stało.. – przejechałam mu dłonią po policzku.
-Nie martw się. Jeszcze nie wiem jak, ale ci pomogę. Razem damy sobie radę. Zobaczysz! – chwycił tę dłoń, która już opadała z jego policzka i delikatnie przybliżył się do mnie. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Jego brązowe tęczówki tak pięknie iskrzyły *_*. Zaczęliśmy się coraz bardziej przybliżać aż w końcu złączyliśmy nasze usta w gorącym i namiętnym pocałunku. *__*
I wszystko wróciło. Jednak nigdy nie przestałam go kochać, tylko coś mnie po prostu musiało do wspomnień, do nich i niego pchnąć. I wtedy już byłam pewna. Że ta moja dziecinna miłość do „chłopaka z okładki” to nie była taka do końca dziecinna miłość. Ale jednak, to własnie jego miałam pojmać. I wtedy już wszystko mi się pokomplikowało!