piątek, 17 maja 2013

Część 35.



Ok., ok., ok. A więc hejo ^^
Uuuu wyczuwam jednorazówkę na 4.000 wejść. Matko jak ja Was kocham!!! ^^ <333 ;*****
Nie wierzę w to! <ociera łzę> Nie wierzę! 3 osóbki skomentowały moją poprzednią notkę! Xd <znów ociera łzę> Ale w sumie… musiałąm zabić jednego z bohaterów, żeby tak było? Really? Really?! 
Słuchajcie… Ten rozdział nie wyszedł mi ANI TROCHĘ! Wybaczcie, że go zmarnowałam :’(
No, a teraz bez przedłużania. Amen! I rozdział:
--------------------------------------------------------------------------------------------------------


                                                *Kendall*

-Aaaa!! – gwałtownie podniosłem się z łóżka odrzucając kołdrę do przodu. – Uff! To jednak był tylko zły sen! Pati żyje!! – odetchnąłem.
-Kendall.  – odezwała się stojąca obok mojego łóżka z założonymi rękami i znudzoną miną Wera – możesz tak robić nawet 1000 razy, ale to nie zmienia faktu, że to co się wydarzyło, wydarzyło się naprawdę. – wywróciła oczy po czym ponownie patrzyła na mnie znudzoną miną i miną „jesteś idiotą”.
-Oooooo to taka z ciebie przyjaciółka. Nawet się tym nie przejęłaś! – wyrzuciłem jej prosto w twarz na co jej mina zmieniła wyraz, a oczy się zaszkliły.
-Kendall teraz to już przesadzasz – podszedł do Wery James i ją objął.
-Wera – wstałem z łóżka i podszedłem do obróconej do mnie tyłem dziewczyny. – Przepraszam – położyłem jej dłoń na ramieniu, ale w odpowiedzi usłyszałem tylko jej ciche szlochanie. – Nie chciałem – spuściłam głowę, a dziewczyna się obróciła.
-Wiem. Wiem jak bardzo to przeżywasz.  –przytuliła mnie.
-Dzięki. Wiem, ze ty też. – odwzajemniłem uścisk. – Z resztą jak my wszyscy. – oderwałem się i spojrzałem na resztę stojącą przy moim łóżku, na które usiadłem.
-Musimy teraz jakoś się trzymać. – Wera usiadła obok mnie, a reszta podeszła do nas i stanęła obok Jamesa.
-Ale wy nie rozumiecie.. ja czuję.. ja czuję, że ona żyje.. – zacisniętą pięść przyłożyłem do klatki piersiowej i spojrzałem na stojących przede mną przyjaciół.
-Przykro mi – połozył mi dłoń na ramieniu Log - , ale musisz się z tym pogodzić. Nie możesz się łudzić. Kilka godzin temu rozbił się jej samolot. Przykro mi.
-Nie. Nie! Mówię Wam! Gdyby odeszła… w moim sercu zapanowałaby pustka. A tak nie jest. Czuje, że ona żyje. Jeśli się kogoś naprawdę kocha, to to się czuje. – upierałem się przy swoim.
-Stary… – usiadł obok mnie Log.
-Nie! Ona żyje! Naprawdę!!! Czuję to!! Uwierzcie wreszcie!! – krzyknąłem i wybiegłem z mieszkania. Dlaczego nie siedziałem załamany, nie płakałem i nie rozpaczałem? Bo czułem, że ona żyje! Wiedziałem to! Ale oni nie chcieli mi uwierzyć. Wtedy po raz pierwszy zacząłem wątpić. Ale tylko trochę, bo ciagle wiedziałem i wierzyłem, że żyje. Ale… ten gościu w tel.. On twierdzi, że nie żyje…  Powiedziałem już jej rodzicom… załamali się. I nagle naszła mnie taka koszmarna myśl. A jeśli to prawda… to…to co ja teraz z sobą zrobię? Moje życie bez niej nie ma najmniejszego sensu. Czy już nigdy jej nie zobaczę? Nigdy nie poczuję smaku jej ust? Jej oddechu mieszającego się z moim? Nigdy nie zobaczę jak wiatr rozwiewa jej piękne włosy? Jak słodko migoczą jej oczy kiedy się śmieje? Jak tańczy i śpiewa? Jak wariuje ? Już nigdy nie usłyszę jak mówi do mnie „Kocham cię”? To moja wina! Gdybym chociaż dał jej wyjaśnić! Nie leciałaby tym samolotem! Zyłaby! Znów mogłaby cieszyć się życiem! I… być ze mną.. Czyli już nigdy nie zabiorę jej na spacer, do kina, nie przytulę jej i nie pocieszę? Nie otrę jej łez i nie wywołam śmiechu na jej twarzy? Czy naprawdę już jej nie zobaczę?  - dobiegłem do wiaduktu. Spojrzałem na jadące w dole samochody. Pati. Jeśli odeszłaś ja pójdę za Tobą! Nie chcę żyć bez Ciebie! Moje życie będzie puste. Nie zasnę jeśli nie zobaczę Twojego słodkiego uśmiechu. Nie uśmiechnę się, jeśli nie zobaczę jak ty się śmiejesz i cieszysz życiem. Nie będę spokojny jeśli nie usłyszę Twego melodyjnego, słodziutkiego głosu. Na nic się nie odważę, jeśli nie złapiesz mnie za rękę i nie powiesz „Dasz radę!”.  Nic bez Ciebie nie zrobię. Na zawsze chciałem być z Tobą. Nie pozwolę, aby nas cokolwiek rozłączyło! Nawet śmierć! – stanąłem na dole barierki. Wychyliłem się i….
…..
..
…i nie skoczyłem. Nie mogłem.
Pati! Ja czuję, ze żyjesz! Nie pozwolę ci odejść ani sam nie odejdę! Nie poddam się! Czuję, że żyjesz i, że Twoje serce bije. W rytmie mojego. – oparłem się o barierkę i zjechałem na ziemię. – Obiecuję ci Pati! Dopóty czuję, że Twoje serce bije, nie poddam się nigdy! Nasza miłość zwycięży wszystko! Zobaczysz! Jeszcze będziemy razem!..

                                                *Wera*
Ehh biedny Kendall. Kocha ją. Z resztą ona też go kochała. To jest niewiarygodne.!
-Ja w to po prostu nie wierzę.! – rozłożyłam się na łóżku blondyna. – To się nie mogło wydarzyć.!
-No nie mów, ze wierzysz w to całe czucie, że ona żyje.  – wywrócił oczy Log.
-Wiesz  -usiadłam – ja sama już nie wiem. Zawsze byłyśmy strasznie zżyte. Zawsze potrafiłyśmy wyczuć kiedy coś się dzieje drugiej. Tak samo Kend! Kilak sekund przed tym telefonem strasznie zabolało go serce! – zwróciłam uwagę.
-No już nie wymyślaj. Czasem coś zakłuje w serce, ale afera. To jest niemożliwe, żeby wyczuć taką rzecz. – stwierdził sucho Log.
-Słuchajcie – usiadł obok mnie James. – Nie sprzeczajmy się o to. Może to jest prawdą. A jeśli tak to w końcu dojdziemy prawdy co się stało. Na razie wiemy tyle, ze samolot spadł i zgodnie z ogłoszeniem zginęli wszyscy. Ale na wszelki wypadek Wera, nie róbmy sobie za dużych nadziei. Bo potem możemy się bardzo zawieść – pokiwał głową, a ja spuściłam swoją wraz z wzrokiem.
-Nie martw się – podszedł do mnie Carlos i złapał za dłoń po czym na niego spojrzałam – Czas leczy rany, a serce znajdzie drogę również do prawdy. – uśmiechnął się. To były naprawdę straszne i smutne chwile. Tak się cieszę, że przynajmniej miał mnie kto wspierać. Tylko, że im też nie było łatwo i również potrzebowali wsparcia..  Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Poszliśmy otworzyć. Niechętnie otworzyłam drzwi, w których ujrzałam… Wikę i Zuzę. Bez żadnego słowa, po krótkiej chwili mocno się przytuliłyśmy i weszłyśmy do środka.

                                                *Pati*
……………..
……………
……………
………………
……………
………….
………..
………………………………………………………………………………………….
………………………………………………………………………………………….’
…..
Poczułam na sobie ciepłe, wręcz łaskoczące, promienie słońca. Pomyślałam, że pewnie zapomniałam spuścić rolety. Ale nie chciało mi się ruszać, więc dalej leżałam z zamkniętymi oczami. Nagle poczułam delikatny, przyjemny, jakby oceaniczny, wiatr i różne dźwięki przyrody, w tym właśnie jakby fale uderzające o brzeg? Pomyślałam, że na pewno mama albo tata znów coś  w kąpie włączyli, a ja nie zamknęłam też okna. Jednak nagle poczułam, że moje łóżko jest jakieś niewygodne. Niechętnie i z zaspanymi oczami podniosłam się. Delikatnie otworzyłam oczy nie przyglądając się zbytnio otoczeniu..
-No co jest?  -powiedziałam sama do siebie i spojrzałam na owe niewygodne miejsce, na którym sobie smacznie kimałam do tej pory. – A, luz. To tylko palma. – stwierdziłam po krótkiej analizie, kiwnęłam głową i z powrotem się położyłam, zwijając się w kłębek.
……
Chwilę później.
….
-Aaaa!! Co ja robię na palmie??!!! – zerwałam się tak jakby na równe nogi, ale konkretniej na klęczka. Matko! Byłam na szczycie palmy! Ale jak??!! Łeb mi nawalał i ogólnie byłam jakaś zdezorientowana, wiec  z powrotem usiadłam się wygodnie i przeanalizowałam sytuację. Wreszcie odkryłam co się wydarzyło. Lot do L.A. i wypadek samolotu to nie był sen, a ja cudem przeżyłam i wylądowałam na tej, jak stwierdziłam po rozejrzeniu się, sporej, ale … BEZLUDNEJ! -,-  , wyspie. Zaraz, że co?!
-Jak to jestem na bezludnej wyspie?! I co?! Z kim mam teraz gadać?! Będę nawijać sama do siebie?! – chwila skupienia – No świetnie! Już się zaczęło! – jęknęłam. Rozejrzałam się trochę i stwierdziłam, że jeśli nie chcę wylądować na twarzy to powinnam zejść z tej palmy. Udało mi się to i przy okazji zerwałam kokosa xd. Stwierdziłam, że przyda mi się na obiad.
-No tak. – otrzepałam się i rozejrzałam po okolicy. – Teraz przydałoby się jakoś tu ogarnąć.  – stwierdziłam i ruszyłam przed siebie..
------------------------------------------------------------------------------------------------
Taadaaaaa. Wiem, że mnie kochacie. ^^ Znaczy pewnie nie, ale pomarzyć można J No dobra łudzę się, że pare osób mnie kocha, ale nie w tym rzecz. Pewna osóbko z bloga Odwrotność losu…. Mówiłam! I mówiłam, że teraz na kolana padać będziesz i przepraszać! -,-    xD
No i magia, Pati żyje. Ale czy wróci do domu?..... xD


niedziela, 12 maja 2013

Część 34.



No hej.
Tak, tak, wiem, wiem, strasznie szybko dodaje nn, ale po prostu musiałam jak najszybciej dodać ten rozdział. Tak. To jest ten rozdział,  w którym ktooooś może chcieć mnie zabić. Też Was kocham! Xd ;p
Koooooooooooooooooooooooochaaaaaaaaaaaam Waaaaaaaaaaass za wejścia!! *___* <333 Bardzo, bardzo, bardzo proszę o komki!! Bo chyba się rozrycze!! Poważnie, bo dzis mam humorki xd.
Słuchajcie mam 7 obesrwatora!!!! ^^ XDDDD ;PPPP Jaram się tym tak strasznie, że prawie rozwaliłam łóżkoooo!! ^^ XD I looove you!!
No to już bez przeciągania, ten straszny zapowiadany rozdzialik:
----------------------------------------------------------------------------------------------


                                                *Pati*

Od kilku dni, może tygodnia, siedziałam tak sama, zdołowana. Nie chciałam z nikim gadać. Ani razu nie spotkałam się z dziewczynami. Przychodziły, ale ich nie wpuszczałam, odrzucałam wszystkie połączenia. To był największy doł jaki mogłam przeżyć. Cały czas robiłam tak jak Wera zazwyczaj robi kiedy ma doła albo coś tam coś tam, bo nie wiem w sumie czemu tak robi, czyli siadałam na parapecie i gapiłam się w okno. O czym myślałam? To chyba proste. Kendall. Nie mogłam pozbyć się myśli o nim. Nasz związek się skończył, ale on ciągle był w mojej głowie i sercu. Wspominałam te wszystkie wspaniałe chwile, pierwsze spotkanie, rozmowy, imprezy, jego wyznanie, ale również rozstanie  i odlot do L.A. Przy pierwszej części moich myśli uśmiechałam się i prawie aż odpływałam na tym oknie, ale przy drugiej.. miałam całe szklane oczy. Ciągle widziałam jak się zatrzymuje i patrzy na mnie. Jak spływa po jego policzku łza i jak odbiega. Myślałam, że wtedy nie wytrzymam. Serce mi krwawiło normalnie. Nie spałam całą noc wtedy i płakałam. Ale on już pewnie zdążył o mnie zapomnieć. Może nawet ma inną. Na pewno świetnie się bawią. A ja? A ja zostałam tu sama ze złamanym sercem. Naprawdę na to zasłużyłam? No dobra tego typu teksty są najgorsze na świecie. To w 100% moja wina! Moja!  Trzeba było o nim zapomnieć. Ale jak? Nie mogłam. Kocham go! Tak strasznie go kocham! Ale widocznie nie jest nam dane być razem. Nie byłam pewna czy wytrzymam. Chciałam się wybrać nad tę rzeczkę, ale byłam zbyt słaba, żeby nawet wyjść z domu. Moi rodzice też bezskutecznie próbowali mnie pocieszyć. Oczywiście nie wiedzieli o co chodzi. Nie mogłam uwierzyć, że przez taką głupotę rozpadł się mój związek i teraz muszę tak strasznie cierpieć. Tak właśnie wyglądał ten mój tydzień. Pewnego dnia patrząc przez te okno widziałam pewną parę. Na początku stał blondyn. Nagle rozłożył ręce, a kiedy spojrzałam w lewo zobaczyłam biegnącą do niego rudą dziewczynę. Obkręcił ją, przytulił i pocałował. Kiedy to zobaczyłam poczułam jak moje serce kruszy się na kawałki. Łzy leciały mi strumieniami. Głowa pękała mi od płaczu i aż zaczynało mi się w niej kręcić. I właśnie wtedy przyszły dziewczyny. Byłam w takim stanie, że nie dałam rady ich wyrzucić. Kiedy tylko zbliżyły się, rzuciłam się na nie tuląc je co mocno odwzajemniły. Ucieszyły się, że znów do niech wróciłam i się przed nimi otworzyłam.  Potem poszłyśmy do Wiki i gadałyśmy z Werą na skypie. Dzień po ich odlocie, dzień w którym wpadłam w tego doła, trafiłyśmy na Kenda, odetchnęłam z ulgą kiedy się dowiedziałam, że go nie ma, mimo, że tak strasznie chciałam go zobaczyć. No i kiedy wróciłam do domu znów wlazłam na ten parapet. Ale nie! Stwierdziłam, ze nie mogę się tak poddać.! Nie mogę go stracić! Postanowiłam, że będę walczyć o Kendalla! Oznajmiłam pełna energii, rodzicom, ze jadę do L.A. Szczęśliwi , że wróciłam do życia, nie mieli nic przeciwko. Spakowałam walizkę i pojechałam na lotnisko. Nic nie mówiłam dziewczynom. Po co. A rodziców prosiłam o dyskrecję. Dotarłam na te lotnisko. Kiedy tam weszłam prawie się rozryczałam, ale musiałam opanować emocje. Kupiłam bilet i poszłam na mostek. Po 15 minutach byłam w środku. Schowałam walizkę i wyjęłam najpotrzebniejsze rzeczy. Oczywiście, bo inaczej by być nie mogło, wsadziłam słuchawki w uszy i puściłam muzykę przy czym myślałam o Kendallu, o spotkaniu i o tym co się może wydarzyć, i co powiedzieć.
*2godziny później*
Nie wiem ile tak siedziałam. Godzinę? Dwie? Mimo, że muzyka leciała z fona nie patrzyłam na czas. Byłam zamyślona, a czas dla mnie stanął w miejscu. Jednak zanim co weszłam na twittera. Mała przerwa w słuchaniu muzy. Zauważyłam, ze Log przez ten czas nawrzucał sporo zdj. „Powrót do L.A. przy pizzy” xd. Heh. Uśmiechałam się przeglądając zdjęcia aż nagle zobaczyłam jedno, przez które stanęło mi serce. Kend całujący w drzwiach jakąś blondynkę w policzek!! Nie! Nie wierzę!! Ale nagle poczułam turbulencje. Zauważyam, ze ludzie siadaja i zapinają  pasy. Zdjęłam słuchawki i usłyszałam głos, który informował o natychmiastowym zapięciu pasów i tych własnie turbulencjach. Tak tez zrobiłam. Ale z chwili na chwilę samolot trząsł się jeszcze bardziej. Patrzyłam przez okno i widziałam, ze rozwala się skrzydło.
-Matko!! – pisnęłam.
Nagle w głośnikach słychać było gwałtowne:
-Ewakuacja!! Samolot spada!!! – aż mi bębenki w uszach się zatrzęsły. Ale niestety głos się nie mylił. Spadaliśmy!
Wyjrzałam przez okno. Samolot niebezpiecznie szybko zaczął zbliżać się do ziemi. Skrzydło rozlatywało się w kawałkach. Niektóre rzeczy latały po całym samolocie, a ja ledwo trzymałam się fotela. Ludzie byli przerażeni, dzieci płakały, kobiety krzyczały. Moją ostatnią myślą, przed myślą o tragedii był Kendall. W myślach powiedziałam : „Kocham Cię!” mimo zmieszanych myśli i szoku, którego przed chwilą doznałam, i znów spojrzałam w okno. To koniec!
-Matkoo!! Aaaaaa!! – krzyknęłam i zasłoniłam oczy dłońmi.

                                             *Kendall*

Właśnie wróciłem z miasta z Loganem. Kupiłem sobie nową czapkę i żel do włosów xd.
-Jesteśmy! – krzyknąłem kiedy weszliśmy do domu i trzasnąłem drzwiami jak to ja xd.
-Kendall! – zleciała Wera.
-No co? – spojrzałem na nią.
-No ja ci muszę coś pokazać!! – złapała mnie mocno za rękę i podejrzewam, ze Az odcieła dopływ krwi.
-Ał! Ał! Ał! Ok., ok. Ale puść.! Boli! – jęknąłem i puściła.
-No chooodź! – zaczęła mnie ciągnąć za rękę.
-No okk. – westchnąłem i poszedłem z nią do salonu.
Usiedliśmy się obok siebie na kanapie, a Wera wyjęła kamerkę. Wtf?! Nagle poczułem mocny ścisk w sercu.
-Ałł! – dotknąłem klatki piersiowej i lekko się skuliłem.
-Co jest? – spojrzała na mnie blondynka.
-Boli. Wiesz.. mam wrażenie, że coś się stało.. – zastanowiłem się. To dziwne, ale tak było. Poczułem, że coś się komuś stało. I to musiała być naprawdę ważna osoba..
-Ok.? Komu? – uniosła brew.
-No nwm… komuś ważnemu chyba.. – nie wiedziałem nawet co odp, pierwszy raz w życiu doświadczyłem czegos takiego. Dziewczyna tylko wywróciła oczy.
-Masz – podała mi urządzenie – o nic nie pytaj tylko to obejrzyj. – włączyła mi filmik.
*Po filmiku*
Dziewczyna wzięła kamerkę, a ja schowałem twarz w dłoniach. Boże! Boże, Boże, Boże!! Jaki ja byłem głupi!! Nie dałem jej nawet wytłumaczyć! Była po prostu pijana! Oni ją do tego namówili! Ona serio nic złego nie zrobiła, ani nic świadomego! A ja…, a ja z nią zerwałem!! Zostawiłem ją!! Zostawiłem!!! Zraniłem!! Ja pierdole!!! Co ja narobiłem!!?? Jestem największym chamem i idiotą na świecie!!
-I co? – spojrzała na mnie Wera z wyrzutem. Ale nie mogła zobaczyć mojej twarzy, ponieważ wciąż zasłaniałem ja dłońmi. Powoli i delikatnie odsunęła moje ręce od twarzy i ujrzała mnie całego zalanego łzami.
-Co ja narobiłem..?!  - spojrzałem na nią z łzami w oczach. – Nawet nie dałem jej wyjaśnić.. A przecież niczemu nie zawiniła. Kocham ją! A tak ją zraniłem…  - znów chciałam skryć twarz w dłoniach, ale za jedną złapał mnie Wera.
-No już. Rozumiem. Ale myślę, że jak kocha to wybaczy. – uśmiechnęła się. – A kocha cię bardzo.
-Mam taką nadzieję, że jeszcze – westchnąłem. – Myślisz?
 -spojrzałem na nią z nadzieją.
-Myślę, - przytaknęła.
-Muszę do niej zdzwonić! I szybko ją przeprosić! Znów ją zobaczyć! – chwyciłem za telefon i wstałem.
                                                  *Wera*

Wreszcie pokazałam mu te nagranie. No teraz czuje się okropnie, ale trochę an to zasłużył. Pati tak strasznie cierpi. Ahh. No, ale teraz może być już tylko dobrze. Wreszcie przejrzał na oczy. Wyjął komę i wstał chcąc do niej zadzwonić, ale nagle jego fon sam zadzwonił.
-No nie zalewaj, że to ona? – uniosłam brew.
-Niee – spojrzał na wyświetlacz. – Numer nieznany. – odebrał.
-Halo? – mówił do telefonu.
-Dzień dobry.  –usłyszałam głos w telefonie.
-Dzień dobryy. – niepewnie odp blondyn.
-Czy zna Pan Panią Patrycję Gabriellę Collins? – już prawie nic nie słyszałam.
-Tak.  A o co chodzi? – lekko wystraszył się Kend. Ja z resztą też.
-Czy mógłby Pan przekazać wiadomość jej najbliższej rodzinie? – i to było już ostatnie co usłyszałam. Reszty musiałam się dowiedzieć od Kenda.
-Tak, ale co się stało? – dopytywał się blondyn.
Nagle wytrzeszczył oczy tak, ze gały prawie wypadły mu z orbit. Oczy całe mu się zaszkliły. Ja zamarłam. Nagle wypuścił fon, który rozbił się o podłogę.
-Kend? Kend! Kend!! Co jest???!!!! – patrzyłam na niego wystraszona.
-Pati….. – odezwał się po chwili ledwo głosem słabnącym - ………………………………………………………………………..……..nie żyje.
------------------------------------------------------------------------------------------------------
Też Was kocham! ^^ xD

piątek, 10 maja 2013

Część 33.

Siemka every people!
Mam trochę doła, więc nie robię litanii.
Muszę wspomnieć, że za wejścia to bym Was chyba zatuliła na śmierć xD. Kocham Was! <3 xD ^^
Kukuje za komki my friends, którą w dalszym ciągu proszę o dodanie nn i dołączenia mnie do akcji -,-
Ciągle myślę nad tym skasowaniem bloga.  No. I ten. I tyle. No. Myśle no!...
Litania? Eee. Zapraszam na 32, która mi nie wyszła za to jeśli blog dotrwa do nn będzie ciekaawie xD. I pewien ktoś może chcieć mnie zabić. xd Zapraszam ^^
A no i nowa osóbka w Bohaterach! Looknijcie!! xD
 
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------



                                                 *Wera*

Dotarliśmy do willi. O matko jak ja się za nią stęskniłam! Wleciałam do swojego pokoju i padłam na łóżko.
-Kocham cię, kocham cię, kochaaam cięęęę!! ^^ - wtulałam się w nie i  całowałam tak jakby xd.
-I kto tu kogo zdradza? – uniósł brew zaglądając do mojego pokoju Maslow.
-Wybacz James, ale z łóżkiem przegrałeś. – oznajmiłam z uśmiechem tuląc moje kochane łóżko ^^.
-Taaaaaak? – uniósł cwano brew. – Zaraz zobaczymy! – odstawił walizkę i podbiegł do mnie rzucając się. W ułamku sekundy był już nade mną na czworaka. – A czy łóżko zrobi tak? – powiedział i pocałował mnie namiętnie. Po chwili zjechał na szyję i powoli zaczął się zbliżać do dekoltu.
-No masz rację – podniosłam mu głowę tak, że na mnie patrzył – spać można też na tobie. – pocałowałam go.
Nagle usłyszeliśmy chrząknięcie.
-Ekhem! Gołąbeczki! Moglibyście się rozpakować. Albo chociaż drzwi zamykajcie – wywrócił oczy Kend kiedy się oderwaliśmy i na niego spojrzeliśmy.
-Spadaj! – rzuciłam w niego poduszką aż sobie poszedł.
-To jak.. co dalej? ^^ - zamruczał James schylając głowę, zabierając się do muśnięcia mnie w szyję.
-Spadasz stąd! – zepchnęłam go z łóżka i popatrzyłam na niego z uśmiechem.
-Pogniewałbym się, gdybym cię tak nie kochał – wstał i pocałował mnie w policzek. Podszedł do drzwi, uśmiechnął się do mnie i wyszedł. Przez chwilę siedziałam uśmiechnięta, ale już po chwili spuściłam głowę…
*25minut później*
No! Wreszcie się rozpakowałam! Uff!! Padłam wycieńczona na krzesło i spojrzałam na mój pokój z uśmiechem. No kocham go! <3 Potem obróciłam się na krześle i spojrzałam na laptop po czym go włączyłam.
-Puk, puk. – wszedł do pokoju z uśmiechem Carlos. Od razu pojawił się promienny uśmiech na mojej twarzy i poczułam takie.. motyle w brzuchu… Nie wiem czemu…
-No hej. – uśmiechnęłam się. – Ale cokolwiek chcesz; właśnie usiadłam i nie mam zamiaru wstawać. – ostrzegłam.
-Ooo , a szkoda. Bo chcieliśmy cię prosić, żebyś nam zrobiła obiad. – uśmiechnął się, zamknął drzwi i usiadł na moim biurku.
-Ej, ej! Won mi stąd! – pociągnęłam go za rękę. – Gdzie z dupą do mojego laptopa?!
-Jak chcesz mogę do ciebie. – wystawił język. Jednak po chwili przekonałam się, że nie żartował. Usiadł na moje kolana.! -,-
-O matkooo!! Złaź! Bo się uduszę! – zaczęłam kaszleć.
-Było być grzecznym do mnie ^^ - odpowiedział beztrosko.
Tak go próbowałam zepchnąć aż razem z nim sama poleciałam na ziemię. On wylądował na plecach, a ja na czworakach na nim.
-Ooooo było od razu powiedzieć, że o to ci chodzi – poruszał brwiami.
-Zbok! – przyłożyłam jego policzek do ziemi i próbowałam wstać, ale złapał mnie w biodrach. – Ej no puść mnie! – próbowałam odbić się o jego klatę.
-Jak dostanę buziaka – wyszczerzył się.
-Oooo nie! – dalej próbowałam się uwolnić, ale mocno mnie trzymał. Natomiast on uśmiechnięty i pewny siebie wskazywał nadal an swój policzek. Wywróciłam oczy i pocałowałam go w ten policzek nieszczęsny aż mnie puścił. -No wreszcie! Mogę oddychać! – wstałam i rozłożyłam ręce próbując zachować równowagę.
-Heh. Przeżywasz. – również wstał.
-Idiota! – walnęłam go z poduszki. Mimo to wcale nie mówię, że nie podobało mi się całowanie go mimo, że tylko w policzek… Wo, wo! James!
Zobaczyłam, że laptop się włączył. Weszłam na skypa. Dziewczyny były dostępne. Od razu zadzwoniłam.
Ja: Sieeeemkaaaa! – pomachałam im.
One: No eloooo! Wreszcie jesteś! – odmachały mi.
Ja: Rozpakowywałam się iiiii przyjmowałam gości.. – spojrzałam na Latynosa przymrużając oczy.
Carlos: Siemka! Witajcie dzieci, co robicie? – wyszczerzył się do dziewczyn siadając na przyniesionym krześle.
One: Trochę czekałyśmy na was. – wzruszyły ramionami.
Ja: Aż tak wam nudno? – uniosłam brew.
One: Eeeee.. – znów wzruszyły ramionami. I wtedy coś zauważyłam.
Ja: Ej czemu Pati nic nie mówi? Pati co jest? – spojrzałam na nią. Siedziała na brzegu łóżka ze spuszczoną głową.
Wika: Nie wiemy. Jest taka od waszego odlotu.
Ja: Oooooo. Aż tak się wzruszyłaś, że wyjechałam? ^^
Pati: Nie.
Ja: -,- No dzięki. Miło. -,-
Pati: Znaczy też, ale to nie to.. – próbowała wyjaśnić, ale przerwał nam Kend.
-Siemka. Słuchajcie zamówiliśmy pizzę, idziecie? – spojrzał na nas, a potem na monitor. – A co tam robicie? :) – zaczął bardziej się wychylać,  aby zobaczyć ekran laptopa.
-Aa gadamy z… - zaczęłam, ale spojrzałam na ekran, gdzie zobaczyłam, że Pati zauważa Kenda i obraz nagle znika. - …Już z nikim. Idziemy – uśmiechnęłam się i wyszłam za Kendem z pokoju, ciągnąc Carlosa za sobą.  Zachowanie Pati i Kenda serio jest bezsensowne, ale się im nie dziwię. Ejj!! Przecież ja mam tę kamerkę! Muszę mu to pokazać! – uświadomiłam sobie. Puściłam Carlosa i szybko pobiegłam za Kendem.
-Kendall! – zbiegłam ze schodów i wpadłam do kuchni.
-Co? – spojrzał na mnie siadając przy stole.
-Muszę ci coś pokazać! – podbiegłam do niego nerwowo.
-Co? – zapytał razem z Jamesem podczas kiedy Carlos przysiadł się do stołu.
-Baby’s uśmiech! – Logan zrobił nam fotkę. – Zdjęcia na twittera „  Po powrocie do L.A. przy pizzy” ^^ xD.
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.
-Otworzę. – wskazał na drzwi Kendall.
Poszedł otworzyć, a kiedy już otworzył usłyszałam kobiecy głos. Wyszłam na korytarz i zobaczyłam jaką obcą, śliczną dziewczynę.
-Lucy!! – przytulił ją.
-Kendall! – odwzajemniła uścisk.
-Jak ja cię dawno nie widziałem! – uśmiechnął się i pocałował ją w policzek po czym wprowadził do domu, czyli aż 2 metry dalej,  zamykając drzwi. W tym momencie podszedł do mnie Log.
-O co be? Kto to?? – szepnęłam do niego nie odrywając od nich oczu.
-To Lucy Grender. Jego stara przyjaciółka. – wyjaśnił mi.
-Uff! To całe szczęscie  - odetchnęłam z ulgą. Nagle oślepił mnie flesz i zobaczyłam, że Log robi im zdjęcie. Kiedy już odzyskałam wzrok zobaczyłam, że wrzuca te zdj na twittera.
-Nie! Powaliło cię?! – szybko wyrwałam mu tel.
-Co jest? – spojrzał na mnie nieogarnięty.
-No?! A co Pati pomyśli jak to zobaczy?? -,-  - spojrzałam na niego jak na idiotę.
-Aaaa. – ogarnął kiwając głową na co tylko wywróciłam oczy.
-Ekhem! – spojrzeli na nas Kend i ta jego przyjaciółka.
-Co jest? – wskazał na nas blondyn.
-Nic – odpowiedziałam chowając tel Loga za swoimi plecami.
-Okk. Aa, czekajcie, wy jeszcze się nie znacie. Wera, to jest Lucy, moja stara dobra przyjaciółka ^^, Lucy, to jest Wera, nasza przyjaciółka z Polski.
-Cześć, miło poznać – podeszła do mnie i podała dłoń z sympatycznym uśmiechem. Nie byłam do niej przekonana, ale robiła wrażenie tak miłej osoby, że to byłoby głupie jakby mi odwaliło, że może odbić Kenda dla Pati.
-Hej – podałam jej dłoń i też się uśmiechnęłam.
-To jak, mieszkasz tu z nimi? – rozejrzała się po pomieszczeniu.
-Tak. – odpowiedziałam.
-Fajnie. Lubię to miejsce – uśmiechnęła się.
-Luc, może zostaniesz z nami na powrotnej pizzy xd. – podszedł do nas Kend. Nie byłam tym pomysłem zachwycona. Nie to, żeby coś, ale to było nasza prywatna powrotna pizza. Jednak nie dałam po sobie poznać niezadowolenia.
-Nie, nie. Nie będę się wam wcinać. Przyszłam tylko się przywitać, jak tylko dowiedziałam się o koncercie powrotnym bardzo się ucieszyłam, że wracacie xd. – uśmiechnęła się. Mimo, że była tak strasznie miła nie mogłam pozbyć się myśli, że może odbić Kenda Pati. No, ale halo! Przecież to tylko przyjaciele.! Luz.
-No ok., jak chcesz. – odrzekł Kendall. – Odprowadzę cię. – dodał kiedy dziewczyna zajrzała do kuchni i pomachała chłopakom po czym do każdego podeszła i przytuliła, kończąc na Logu.
-Coś nie tak? – spojrzał na mnie kiedy wyszła.
-Nic. Chyba nic..  – odpowiedziałam spuszczając głowę. Martwiłam się o Pati i z dnia na dzień zastanawiałam się czy jeszcze do siebie wrócą chociaż w głębi serca czułam, że się kochają i, że znów będą razem.  Musiałam jak najszybciej pokazać te nagranie dla Kenda.
-Ej słuchaj! – podbiegłam do Schmidta.
-Hm? – spojrzał na mnie stając w progu kuchni.
-Naprawdę muszę ci coś pokazać! – nalegałam i zaczęłam go ciągnąć za ramię.
-Oj już nie przeżywaj tak. Nie pali się. A nasza pożegnalna pizza stygnie. Już nie zatrzymujmy. Potem. Oki? – położył dłoń na moim ramieniu.
-No okkii.. – westchnęłam i się usiedliśmy do stołu.


 

 

sobota, 4 maja 2013

Część 32.



Hejo ludzie. Wiecie.... Dziś oglądałam na Nicku , tak, tak ^^ wreszcie mi go włączyli ^^, odcinek BTR, w którym Kend rozstaje się z Jo. Nooooo i się poryczałam. No co? Przepraszam, że mam serce! -,- Jak to przeczyta pewna osóbka wściekła na mnie za pomysł z usunięciem bloga, to się pewnie uśmieje. Tak! Wyobraź sobie, że mam serce! -,- Aaaallleee, serio na Worldwide i jeszcze na tym lotnisku to już wogle się rozwalam! No, więc ten odcinek już totalnie zmotywował mnie do dodania dziś tego rozdziału. No dooobra, ale kończę się użalać.
Z tym, wyżej wymienionym, pomysłem na usunięcie bloga (poprzednia notka) to serio nie żart. Jeszcze myślę....., ale przyznam, że twój komek GabaRushers ;p trochę mnie podniósł an duchu xd, ale i tak jeszcze myślę..
No dobra, kończę te jęczenie. Amen. Zapraszam na Część 32....
----------------------------------------------------------------------------------------------------------


                                          *Kendall*


-Gotowi??! – poganiałem ich stojąc z walizką przy schodach.
-Już, chwila! – odkrzyknęła mi Wera.
-Co ty tam jeszcze wogle robisz?? Jak można tyle czasu się pakować?? – chyba nigdy jej nie zrozumiem -,-
-Zabieram najpotrzebniejsze rzeczy.! Z resztą chłopacy też jeszcze nie są gotowi! – uświadomiła mnie.
Nagle usłyszałem gwałtowny krzyk. Myślałem, że uszy mi pękną. Nagle zobaczyłem zbiegającego po schodach Jamesa. Zatrzymał się tuż przede mną. Był zdyszany i rozglądał się wszędzie z wytrzeszczonymi oczami. Myślałem, że zeza dostanie.
-James. James! Jameees!! – darłem się na tego nieogara. – Co jest?!
-Słuchaj! – złapał mnie za ramiona. – Stało się coś strasznego? – zaczął mną trząść.
-Mianowicie? – uniosłem brew i starałem się być poważny i nie patrzeć na jego rozwalone włosy, które doprowadzały mnie do łez.
-ZGINĄŁ MÓJ LAKIER!!!!! – wydarł mi się w twarz. Na co strzeliłem facepalm’a.
-Za to mi zaraz zginie słuch. – pomasowałem się po uszach. – A patrzyłeś w łazience? – wskazałem na toaletę.
Brunet jak jebnięty (nie to, że taki nie jest) wleciał do niej. Już po chwili usłyszałem dźwięk całowania na co tylko uniosłem brew patrząc na ciemność panującą w kiblu gdzie zniknął ten idiota. Nagle wyszedł całując się z lakierem.
-Mój lakierku! Już nigdy cię nie opuszczę! – całował go i przytulał -,-
-Ekhem! James! Bo zacznę być zazdrosna. – ze schodów, wreszcie -,- , zaczęła schodzić Wera.
-Nie sądzę, żeby było o co, ten lakier kosztował 2, 99. – wywróciłem oczy opierając się o ścianę.
-Co??? Przecież mój lakier kosztuje 10zł! To co to za podróba! – odciągnął od siebie puszkę lakieru James.
-Nie chciało mi się wydawać kasy na te twoje badziewie, więc kupiłem ci jakiś czas temu to. – bez większego przejęcia wyjaśniłem.
-Ooooooo!! Schmidt!!!! To wojna!! – już próbował się na mnie rzucić, ale Wera go powstrzymała.
-Ej ej ej! Całujesz się z lakierem, próbujesz zgwałcić Kenda. Opanuj się albo będzie separacja! – pogroziła mu palcem jak już go ustawiła normalnie.
-Ojjj no nie złość się. – pocałował ją w policzek.
-No to uważaj. – odsunęła go od siebie, pogroziła palcem i obróciła się w moją stronę. – Nie dziękuj.
-Nie mam zamiaru. – uśmiechnąłem się po czym przez jej minę natychmiast wycofałem zdanie.
-Uwaga nadchodzę! – usłyszeliśmy Carlosa. Nagle pojawił się na schodach. Trzymając w rękach swoją zjeżdżał na walizce Jamesa.  Z jechał szybko, ale prawie się wywalił, gdyby nie Kend, który go złapał, ale walizka Jamesa nie miała tyle szczęścia i skończyła na ścianie.
-Carlos idioto! Tam jest mój telefon! – warknął James i dopadł do swojej własności.
-No pięknie! A teraz walizkę obmacuje! – rozłożyła ręce Wera.
-On ma popędy. Pilnuj się. – pokiwałem palcem.
-A ja jako chyba jedyny zejdę jak człowiek. – oznajmił schodzący Henderson. Jednak jego plany legły w gruzach, gdyż ów geniusz i poważny rozważny człek nie dopiął zamka walizki i potknął się o swoje bokserki, które tak poleciały, że złapała je Wera. Jej mina – coś po między śmiechem, a obrzydzeniem. Bezcenne! A sam ów człek tak zleciał ze schodów, ze twarzą wylądował pod moimi nogami.
-Mam czyste buty nie zaśliń mi ich! – odsunąłem się od niego.
-Nic mi nie jest! Dzięki! – wstał i przymrużył na mnie oczy.
-Nieeee mogeee! Bokserki w serca!!! – wybuchła śmiechem Wera i zaczęła się taczać po podłodze.
-Haha! No bardzo śmieszne! To jedyna taka para.. – wyrwał jej gacie Log.
-Niee, no jasne. – pokiwała głową z uśmiechem Wera.
-Ehhh, jak dzieci. – jęknąłem.
Wreszcie jakoś się pozbierali i dotarliśmy do samochodu.
-No. Może nawet zdążymy na lot. – powiedziałem kiedy ruszyliśmy.
-Walić lot! Dziewczyny mają przyjść się pożegnać! – oznajmiła Wera. Na co ja tylko spuściłem głowę. No co? Mam serce, nie? Pati przyjdzie…
*20minut później*
-Słuchajcie chodźcie już. – jęczałem.
-Nie! Zaraz przyjdą! – powiedziała wtulona w szybę okna Wera.
-No! A mówią, ze to ja mam popędy! – wskazał na swoją dziewczynę Maslow.
-No bo masz. – spojrzałem na niego swoją miną mądrego za bardzo. No coment co do nazwy.
-No, ale to nie ja gwałcę szybę! – dalej wskazywał na dziewczynę.
-Nie wiem czy wiesz, ale ty z nią chodzisz. – uniosłem brew uświadamiając go.
Zastanowił się, a ja tylko wywróciłem oczy.
-O! Patrzcie! Są! Są!! – oderwała się od szyby i zaczęła wskazywać na wejście krzycząc i skacząc Wera. Dziewczyny podbiegły i mocno się z nią stuliły. Podeszli też do nich chłopacy, którzy po krótkiej chwili również dołączyli do miśka. A ja? Stałem z boku. Kiedy zobaczyłem Pati… serce mocniej mi zabiło. Ale nie mogłem wytrzymać, bo ciągle tak bardzo ją kochałem, a przez to co się stało po prostu nie mogłem, nie dałem rady nawet do niej podejść.  Jej widok… wprowadzał mnie w szczęście, ale jednocześnie i ból. Nie wiedziałem co mam zrobić aż nagle z zamyślenia wyrwał mnie głos Wery.
-Kendall! Chodź no! – machnęła na mnie Wera. Uśmiechnąłem się delikatnie no i już poszedłem dołączyć do miśka.

                                           *Wera*

Tak trudno mi się było z nimi żegnać. Niby tylko na półtora miesiąca, ale dla mnie to strasznie długo. Aż się poryczałam. xD. A za mną one wszystkie. Xd
I tak się tuliliśmy, a potem zaczęliśmy pożegnalną gadkę, ale nagle zaczepiła mnie Wika.
-Ej Wera! – szturchnęła mnie.
-Co? – spojrzałam na nią.
-Cho na chwile. – machnęła na mnie i odsunęłyśmy się.
-No co jest? – patrzyłam na nią.
-Weź to.. – wyjęła kamerkę z nagraniem z tamtej nocy - ..i pokaż Kendallowi. Musi wiedzieć co tak naprawdę się wydarzyło. Oni nie mogą się rozstać. – podała mi urządzenie. Wzięłam je i spojrzałam na nią z uśmiechem.
-Dzięki. – przytuliłam ją co odwzajemniła.
-A wy co tam robicie? – zawołał nas James.
-Aa nic. Już idziemy. – schowałam kamerkę do torebki i poszłyśmy do nich.
*10minut później*
Chłopacy już skończyli swoje pożegnanie i przyszła kolej na mnie.
-Pamiętać ludki! Codziennie na skypie! Informować mnie o wszystkim co się tu dzieje! Ja też się tego trzymam. I jeszcze jedno.., najważniejsze.. tęsknić za mną i czekać aż wrócę. – uśmiechnęłam się i wszystkim nam zrobiły się szklane oczy. Momentalnie się przytuliłyśmy.
-Proste! – odpowiedziały po 5 minutowym uścisku.
-To paa! – powiedziałam z chłopakami i przesłałam im całusa xd kiedy usłyszeliśmy, ze nasz samolot odlatuje za 3 minuty.

                                                *Kendall*

-To będzie twoja wina jak się spóźnimy! – powiedziałem do Wery kiedy biegliśmy do kasy.
-Spadaj! – szturchnęła mnie aż prawie wpadłem na jakieś dziecko z czego miała zaciesz.
( I teraz.... romantic it's fantastic! ;* Chociaż tu zero romantyzmu, aleee, szczegóły no! piosenkaaa) Jednak nie! Nie mogłem! Kiedy oni biegli dalej ja stanąłem ….. i obróciłem się. Musiałem  ją jeszcze raz zobaczyć. Stała tam z dziewczynami. Patrzyła jak odbiegamy. Dopiero opadała jej ręka od machania. Wiatr wpadający przez uchylone okno rozwiewał jej włosy, a oczy były zaszklone od łez. Nawet z daleka było to widać. Patrzyłem na nią i myślałem: co ja robię?! Kocham ją! Tak cholernie i niesamowicie! Ale nic nie mogłem z tym zrobić. Nie umialem. Nie dałem rady. Tak bardzo nie chciałem jej stracić, ale nie potrafiłem też do niej teraz wrócić. Tak rozdarty nigdy jeszcze do tej pory nie byłem. Zauważyła mnie. Jej mina zmieniła wyraz. W jej oczach było widać smutek, żal, szczęście i strach. Te uczucia krążyły po niej. To było widać. Czułem jak bardzo ją ranię. Nie chciałem jej ranić! Nagle dostrzegłem łzę spływającą po jej policzku. Chciałem podbiec, otrzeć ją, gorącą pocałować i powiedzieć, że już dobrze. Nie mogłem. Poczułem, ze po moim policzku także spływa łza. Byłem tak strasznie zdruzgotany. Nie mogłem wytrzymać. Chwyciłem walizkę i jak najszybciej pobiegłem do kasy. Biegłem ile tylko sił w nogach. Jakbym… chciał od tego wszystkiego uciec..
Zdążyłem.  Dotarliśmy na samolot. Ale ja ledwo wytrzymywałem. Taki mętlik w głowie pierwszy raz w życiu przeżyłem. Tyle emocji… i w dodatku jeszcze JĄ zraniłem… Dlaczego?! Chociaż sam byłem zraniony.. czułem się koszmarnie..
Strasznie mi było stamtąd wyjeżdżać. Zostawiać to wszystko, te wspaniałe życie i….. JĄ. Mimo tego co się wydarzyło … nadal ją kochałem i to się nigdy nie zmieni. Tak cholernie ją kocham! Ale byłem tak tym wszystkim zdruzgotany, że nie mogłem…. Nie mogłem. To co się zdarzyło wbiło nóż w moje serce. Nie mogłem tego wytrzymać.  Ten kto tego nie doświadczy, nigdy nie zrozumie.. Kochać kogoś, a nie potrafić z nim być. Widzieć jak płacze i nie potrafić wybaczyć i otrzeć łez.  Miałem nadzieję, że jakoś poukładam sobie to wszystko i kiedyś znów będziemy mogli być razem…, ale teraz… teraz jeszcze nie potrafiłem..

czwartek, 2 maja 2013

Część 31.



Siemka ludzie.
Wiecie…… kocham Was tak strasznie za czytanie bloga <3333 *_____*, ale jak tak patrze na komki teraz to…. Taki smutas, że….O.O :’’((( Więc tak się zastanawiam czy nie usunąć bloga. Nie będę kończyła historii tylko tak po prostu zostawię. Trochę szkoda, bo miałam jeszcze pare pomysłów no, ale odnoszę wrażenie, że i tak Was moi kochani troche nie interesuje to, że tak mi koszmarnie. No, bo co. Piszę tylko dla siebie, a przynajmniej tak to wygląda. No dobra. Jeszcze pomyślę. No to Amen i rozdział….:

-----------------------------------------------------------------------------------------------------


                                             *Wera*


Właśnie ledwo co udało mi się skończyć ten pożegnalny obiad. Jestem ostatnio tak przemęczona, a te tabletki tylko pogarszają sprawę -,- , , że ledwo funkcjonuje.  James, Carlos i Log przenosili stół i krzesła z salonu do ogrodu, bo tak mi się zamarzył ten obiad ^^. Wiem, wiem. Obiad?! Zwykły obiad?! Ale ostatnie wydarzenia nie pozwalały na zrobienie jakiejś zajebistej imprezy, więc wymyśliłam taki zwykły obiad. Kendall cały czas siedział w swoim pokoju na górze i nawet nie wiedziałam czy zejdzie. A Pati? Pati chłopaki wczoraj zawieźli do lekarza. Lekarz powiedział, że zrobi jej badania i zostawi na obserwacji, a jeśli wszystko będzie ok. to jeszcze dziś ją wypuści. Ale i tak wszyscy się denerwują, bo nie wiadomo co się z nią dzieje.
Nagle do mieszkania wleciały Zuza i Wika. Przyniosły jakieś dodatkowe rzeczy na ten obiad. Kiedy tylko weszły tak się wydarłam, że chyba w sekundę stały przede mną zasapane. Nie no, miały się czym zmęczyć -,- Jakby dopiero co z łózka wyszły. Oczywiście zależy czy robi się to na łóżku czy nie.. xd
-Co jest?? – spojrzały na mnie zdziwione.
-Wszystko mi na stół pozanosić i dokończyć przygotowania.! – warknęłam.
-A ty? – uniosła brew Wika.
-WON! – wskazałam na drzwi, a one potulnie z naczyniami pobiegły do ogrodu. Byłam już wyczerpana. Kiwając się próbowałam dojść do salonu. Po drodze wpadłam na jakiś biały proszek, może mąkę? Nwm. Kołysząc się doczłapałam do salonu gdzie tak jakby zahaczyłam o oparcie kanapy i się na niej wyłożyłam jak długa zasypiając natychmiast.

                                                 *James*

Właśnie powynosiliśmy ten stół przeklęty i krzesła, więc Log wysłał mnie do Wery spytać czy coś jeszcze jest do zrobienia, mając nadzieję, że jednak nie. Tak strasznie się cieszyłem, że pojedzie z nami do L.A. Ostatnio się od siebie oddaliliśmy, więc wreszcie mieliśmy okazję się znów się do siebie bardziej zbliżyć. Przechodząc przez salon nie rozglądałem się po pomieszczeniu, więc jej nie zauważyłem. W kuchni jej nie było.
-Wera! – wyjrzałem na korytarz rozglądając się po nim, łazience i schodach.
Wszedłem do salonu i zobaczyłem jak słodziutko sobie śpi na kanapie.  Była lekko skulona, przytulała poduszkę i była lekko ubrudzona mąką na twarzy. Taki mały, bezbronny koteczek. ^^  Wyglądało tak słodziutko, że aż zrobiłem jej zdjęcie. Chciałem ja wrzucić na twittera, ale uznałem, że się wkurzy i będzie chciała mnie zabić, więęęęc darowałem sobie. Ta sweet focia zostanie tylko dla mnie ^^. Chciałem po cichu wyjść, nie budząc jej, bo wiem, że ostatnio jest strasznie przemęczona. Ale noga stołu próbowała zmolestować moją i z moim talentem pięknie się wyłożyłem. Dziewczyna aż podskoczyła na kanapie jak oparzona.
-Co jest?? – podniosła się.
-Tu jestem kotku. – jęknąłem unosząc rękę zza stołu.
-James! Wszystko gra? – pomogła mi wstać.
-Teraz już tak. – uśmiechnąłem się co odwzajemniła.
-To dobrze. – musnęła moje usta swoimi.
-Ej kocie – przyciągnąłem ją do siebie za biodra, a ona tylko mruknęła. – Masz tu coś – przejechałem palcem po jej policzku. Po czym powtórzyła mój gest i spojrzała na swoją dłoń.
-Mąka – stwierdziła.
-Wiesz, jesteś taka przemęczona. Idź na górę, odśwież się, włóż coś ładnego, a my tu się wszystkim zajmiemy. – uśmiechnąłem się.
-Serio? Dzięki! – pocałowała mnie w policzek i poleciała na górę.

                                                    *Wera*

*2godziny później*
Byłam już gotowa. Po prysznicu jakoś przestałam odczuwać zmęczenie. Przebrałam się, rozpuściłam włosy i nałożyłam delikatny make-up. Zeszłam na dół i okazało się, że James, Logan, Carlos, Wika i Zuz, też się przebrały. Szok, że Wika była w sukience i to takiej nie w jej typie, przecież od zawsze ich nienawidziła. O.o James tylko zamruczał jak na mnie spojrzał na co lekko się zaśmiałam i wywróciłam oczy.
-To jak idziemy? – uśmiechnęłam się do reszty kiedy James mnie objął.
-A Kend? – wskazała na schody Zuza.
-Ehh.. – też na chwilę spojrzałam na schody. – Chyba już by zszedł do tej pory.
Już chcieliśmy iść, ale nagle usłyszeliśmy kroki na schodach i otwieranie się drzwi. Ze schodów zszedł Kend (ubranie w linku James, Logan, Carlos), a przez drzwi weszła Pati. Podeszli tak, że    stanęli naprzeciwko siebie. Patrzyli tak na siebie, a nas zamurowało. Czekaliśmy na jakąś reakcje, a chyba zwłaszcza ja, bo myślałam, ze mnie tam poniesie. Stali tak naprzeciwko siebie i patrzyli chyba z 5 minut, aż nagle obrócili się w naszą stronę i jakby nigdy nic ruszyli w naszym kierunku.
-Nieeeeee!! No weźcieee!! – padłam na kolana i wyciągnęłam ręce do góry.
-Okejjjj. Nie, nie wyjdę za ciebie. – uniósł brew do góry Kend.
-Eeeee, Wera? – spojrzał na mnie James. Pewnie głównie dlatego, że cięgle nie zmieniałam pozycji.
-Wstawaj idioto! – kopnęła mnie w tyłek Wika. – A mówią, że to mi odwala – wywróciła oczy.
Wreszcie się podniosłam masując przy tym mój biedny, molestowany tyłek. Tak patrzyłam raz na blondyna, raz na brunetkę i nagle wszyscy rzuciliśmy się na Pati.
-Nic ci nie jest?! – spojrzałam na nią.
-Nie.. chyba nie.. Nie wracajmy do tego tematu. Nie psujmy wieczoru. A wogle o co chodzi? – popatrzała na ogród.
-Robimy pożegnalny obiad. Chłopaków… i mój. – spuściłam głowę.
-Co?? Też wyjeżdżasz?? – otworzyła szerzej oczy.
-Takk.. Sorki, muszę. – popatrzyłam na nią błagalnie. Po minucie się przytuliłyśmy.
Kątem oka spojrzałam na Kenda. Zawiedziony zaczynał od nas odchodzić.
-Oooooo nie! Wreszcie wróciłeś do normy i teraz cię nie wypuszczę. Naskoczyłam na niego naplecy i przytuliłam.  No choooooodź! – wzięłam za rękę i pociągnęłam go do ogrodu, a za nami ruszyła reszta.
*3godziny później*
Świetnie się bawiliśmy jak na taki zwykły obiad. ….O.o  Tylko Pati i Kend się do siebie nie odzywali. Nie wiem jak Kend, bo jemu się akurat aż tak nie przyglądałam, ale Pati czasem na niego kątem oka paczała. Kurde! Uparci jak dwa osły!  Właśnie jedliśmy deser. Logan jest taki zdolny, że ciasto czekoladowe wypuścił tak, że upadło na ubranie Wiki.
-Oooooo nie! – wstała patrząc na plamę. – Teraz to już nie żyjesz! – wzięła miskę z mleczną czekoladą i zaczęła ganiać chłopaka po całym ogrodzie. Wreszcie dorwała go przy drzewie na, które próbował się wspiąć, haha widok bezcenny xd. Wylała na niego całą zawartość miski. Od głowy mniej więcej do pasa ociekał czekoladą. Najpierw jęczał na ubranie i włosy, a potem tylko przymrużył oczy patrząc przed siebie, czyli w tym wypadku na nas. Wika podeszła do niego, przejechała mu palcem po nosie zbierając czekoladę i zlizała ją.
-Sierota z ciebie. Ale słodka. – powiedziała i dołączyła do stołu.
-Heh. Skoczę po 2 mus czekoladowy .- wskazała na dom Zuza i weszła do środka.

                                                      *Zuza*

Poszłam po ten nieszczęsny mus, bo tamci idioci cały zużyli, a nawet go nie spróbowałam -,-  Znalazłam miskę z naczyniem na blacie.  Jednak cała była zastawiona jakimiś pudełkami po składnikach. Wzięłam jedno, żeby przestawić i nagle usłyszałam chrząknięcie. Obróciłam się i zobaczyłam Jamesa opierającego się o futrynę drzwi od kuchni.
-Pomóc ci? – uśmiechnął się. Czego nikt nie wiedział, James mi się podobał. No, ale to chłopak mojej najlepszej przyjaciółki, a w dodatku gwiazda. Ehh. Można pomarzyć. Ale mimo to czasem przy nim byłam sierotą. Teraz akurat upuściłam pudełko.  -,- No. Ma się ten talent -,-
-Kurde! – mruknęłam sama do siebie.
-Nie denerwuj się tak. Złość piękności szkodzi. – uśmiechnął się i tak jak ja schylił po pudełko. Oboje je chwyciliśmy w tym samym czasie tak, że tyknęliśmy się dłońmi. Nagle chłopak spojrzał mi w oczy. Czułam jak robię się czerwona. Chciałam jakoś odwrócić wzrok, ale nie mogłam. Debil jeden mnie hipnozował swoim spojrzeniem *.*  Ależ on ma zajebiste oczy! *O* Wreszcie spuściłam wzrok. Oboje wstaliśmy.
-Proszę. – puścił pudełko.
-D-dzięki. – jąknęłam.
Po chwili chrząknęłam i wydusiłam.
-A wogle po co przyszedłeś. – odstawiłam pudełko na stół szukając wzrokiem spowrotem miski z musem.
-Po drinka. – uśmiechnął się.
-James - chwyciłam miskę z czekoladą. – To jest obiad. – podeszłam do drzwi.  – Weź jeszcze cole i energetyk ^^ - dodałam patrząc na niego z delikatnym uśmiechem i poszłam do ogrodu. No kurde czy on serio musi mi się tak podobać?! -,-


                                                      *James*

Matko to było dziwne. Kiedy złapałem ją za ręce przypadkiem i spojrzałem w te jej piękne, duże brązowe oczy zamarłem. Aż normalnie poczułem motylki w brzuchu. Jakoś do tej pory byłem tak skupiony na Werze, że nie zwracałem uwagę na Zuzę w taki sposób. To takie dziwne..czy ja.. czy ja.. czy ja się w niej zakochałem?? O.o Ale jak to możliwe?! Kiedy niby mieliśmy się do siebie zbliżyć? No dobra, ostatnio spędzałem z nią dużo czasu, ale jak przyjaciele… Kurde. Przecież chodzę z jej najlepszą przyjaciółką. Ale Zuza jest taka słodka, zabawna, szalona ^^, ale to chyba jak wszyscy tu xd, urocza…. Wo, wo, wo! Ogarnij się! Chodzisz z Werą! Z resztą i tak wracamy do L.A………… Wziąłem butelkę jakiegoś szampana, Polskiej wódki ^^, no co?!, jeszcze jej nie piłem…, colę i 8 energetyków xd.  Jednak ciągle nie mogłem przestać myśleć o tym wszystkim. Takiego mętliku w głowie jeszcze nigdy nie miałem…
 


-----------------------------------------------------------------------------------------------------

Ok. To na razie tyle. I Love YOU za wejścia!! <33 Bayy…