wtorek, 23 lipca 2013

Częś 38.

Tak tak. W końcu udało mi się skończyć tę część. Więc tradycyjnie.. LIKE A BOSS.!! xDD
Sprawa targiczna...komentarze. Posuchajcie pod poprzednią notką zobaczyłąm napis : Brak komentarzy. I on nie zmienił się przez pelne kilka dni.! Załamka! Czyli wróciliśmy do punktu wyjścia, tak? Boszzz ja się na serio aż tak stoczyłam!? Wiem, że jest źle, ale naprawdę? Aż tak!? Przepraszam Was kochani.... ;(
Za to za wejścia Was kocham ;********* Nwm czy było pięćtysięcy pięćset coś czy pięć tysięc pięćset coś, ale jest fajnie! :) Co prawda byłam równa z kumpelą, a teraz jestem 2 tysie za nią, ale nie ważne. I tak się cieszę kochani, że wchodzicie.! ;**** <333
A więc zapraszam na część 38 :DDDD xdd
(po raz 100: i am so sorry ze nudna ;((( )
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Wparowałam do domu wściekła i cała zaryczana. Nie wiedziałam co teraz będzie. W szpitalu został Carlos, a kiedy chciałam zapytać o Kendalla nawet mnie nie wysłuchali, bo gdzieś poszli. Prawdopodobnie do niego. Ale najgorsze, że nawet nie wiem czy w ogóle przeżył.!  To jakiś najgorszy dzień w historii! A, więc jak już mówiłam, wparowałam do domu wściekła i załamana trzaskając drzwi, a przywitał mnie komitet powitalny z Jamesem na czele. Stali Sb w rządku z wyszczerzami i gapili się na mnie jak idioci. Nawet nie zwrócili uwagi na to jak wyglądam w samej bieliźnie. Za to pasażerowie autobusu, którym przyszło mi tu wracać, bo nie mam prawka, zwrócili na to duuuużą uwagę -,-  Nie mają co robić, jakby nigdy nie widzieli półnagiej dziewczyny jadącej sobie autobusem. Pff! No ludzie to w końcu Los Angeles jest!
-Wera! – James przybliżył się do mnie o krok i rozłożył szeroko ręce ciągle z tym wyszczerzem, ale wtedy zmierzył mnie wzrokiem i lekko się zdziwił.
-Nawet! Się! Nie! Zbliżaj!! – wyciągnęłam rękę w jego stronę pokazując, żeby nie podchodził.
-Ale o co chodzi? Mamy świetne wieści! :D – był wyjątkowo zadowolony, za to w przeciwieństwie do mnie.
-Nie interesuje mnie to.! – przerwałam mu. Może byłam wredna, ale halo, co tu się działo, podczas kiedy on Sb łaził po chacie dzwoniąc przez Tel.! X.x nawet teraz trzymał komórkę.! -,-  - Posłuchaj podczas kiedy Wy Se tu siedzieliście, a Ty nawijałeś przez telefon mnie prawie zgwałcili! Jakieś 2 obleśne menele z parku! Gdyby nie Carlos inaczej by się to skończyło! – wrzasnęłam, a wszyscy spojrzeli na mnie osłupieni. – Nawet nie zdajesz Sb sprawy co tu się działo! To była tragedia.. – podeszłam do schodów - , a o Carlosie i Kendallu już nie wspominając.! – zostawiając ich zkołowanych i lekko przerażonych pobiegłam na górę.
Miałam już wszystkiego dość. Wzięłam very Fast shower i jeszcze z łzami w oczach wręcz rzuciłąm się na łóżko chowając twarz w poduszce i zasnęłam.
*Następnego dnia*
Wstałam wreszcie wypoczęta. Byłam tak zmęczona, że spałam jak dziecko. Obudziłam się o 13.00 co w sumie nie zdarzało mi się aż tak rzadko. Przeciągnęłam się i ziewnęłam dochodząc do wniosku, że muszę ruszyć dupę pod prysznic. A więc szybko tam poleciałam po czym się ubrałam. Zeszłam na dół i spojrzałam na cały, a raczej resztę ludu zebranego przy stole w kuchni i dyskutujący.
-Cześć kochani – uśmiechnęłam się lekko do nich wchodząc do pomieszczenia po czym podeszłam do blatu kuchennego i wzięłam sobie Tosta.
-Powiedz… czy to prawda co wczoraj mówiła? – spojrzał na mnie z przerażeniem i lekko szklanymi oczami James kiedy podeszłam do stołu. Usiadłam pomiędzy Zuzą, a Loganem i wzięłam głęboki wdech.
-Tak – odpowiedziałam.
-Nic Ci się nie stało? – spojrzała na mnie przerażona brunetka obejmując mnie.
-Nie… Dzięki Carlosowi.. – spuściłam głowę, a po policzku spłynęła mi pojedyńcza łza.
-Co się stało?? – wzrok wszystkich padł na mnie.
-Carlos..Carlos uratowal mnie.. A więc tak – wzięłam ponownie wdech i zaczęłam opowiadać – To moja wina, że trafiliśmy an tych meneli. Spiłam się, a Carlos próbował mnie zaciągnąć do domu. Niestety nie udało mu się to. Włądowałam się na nich, a oni mnie zaciągnęli do jakiejś ciężarówki, a Carlosa skuli. Przypomniałam to sobie dopiero kiedy przywieźli mnie do jakiejś opustoszałej dzielnicy. Otrzeźwiałam, ale było na to trochę za późno ;/  Wzięli mnie do środka. Zaczęli rozbierać i… - urwał mi się głos. – Nagle wparował Carlos. Spojrzał na mnie i wściekły jak nigdy wyrwał rurę, z której zaczęła lecieć para. Chyba zaczęli się bić, ale ja nie widziała dobrze, bo zaczęłam się dusić i kaszleć od tej pary. Pamiętam tylko huki, jęki i jak ktoś bierze mnie na ręce. Obudziłam się w aucie Carlosa, który mnie trzymał. Zauważyłam, że krwawi. W szpitalu okazało się, że kawałek noża, którym został bardzo poważnie i głęboko zraniony utknął. Carlosa czeka poważna operacja. Na razie nie może nawet samodzielnie chodzić, żeby coś mu się  nie stało. Lekarz powiedział, że istnieje zagrożenie nawet życia – mówiłam przez łzy.
-A Kendall? Mówiłaś coś jeszcze o Kendallu – z łzami w oczach spojrzała na mnie Zuza.
-Tak – również spojrzałam na nią. – Kiedy Carlosa zabrali zobaczyłam, że do jakiegoś lekarza podbiega szybko inny i mówi, że znaleźli jakiegoś chłopaka. Powiedział, że w dokumentach było imię i nazwisko własnie : Kendall Schimdt. – Kiedy skończyłam mówić wszyscy byli przerażeni i załamani. Dziewczyny się rozpłakały, a i chłopacy ledwo się trzymali.
-James – zwróciłam się do swojego chłopaka – mówiłeś, ze macie jakieś świetne wieści. O co chodziło?
-A tak – przejechał dłonią po nosie – Znaleźli samolot, którym leciała Pati. Rozbil się na jednej z wysp na samym środku Atlantyka. Mamy dokładną lokalizację.
-Serio? To super – uśmiechnęłam się lekko.
-No dobra. Na razie mamy poważniejsze problemy – wstał Logan – nie ma co tracić czasu. Jedziemy do szpitala – przeleciał wszystkich wzrokiem. No tylko nie w tym sensie xd
*25minut później*
Dojechaliśmy do szpitala. Weszliśmy na ojom. Nagle zobaczyłam doktora Walińskiego.
-Ej! Chodźcie! To lekarz Carlosa! – wskazałam na doktora i szybko do niego podbiegliśmy. – Dzień dobry. To ja. Weronika, przyjechałam tu wczoraj z Carlosem, a to nasi przyjaciele – uścisnęłam dłoń z lekarzem i wskazałam dłonią na Logana, Jamesa, Wikę i Zuzę.
-A witam witam. – skłonił się podając dłoń lekarz. – Pamiętam, pamiętam – kiwnął głową.
-A więc? Proszę powiedzieć..co z Carlosem..?? – spojrzałam na niego przerażona.
-Cóż.. Na razie jest pod dobrą opieką. Jego stan jest stabilny, ale to nie zmienia faktu, że liczy się każda chwila. Jutro bądź pojutrze odbędzie się jego operacja. – poinformowal nas lekarz.
-Oh.. – spuściłam głowę splecione ręce przykładając do klatki piersiowej.
-Przepraszam – odezwał się James.  – A czy możemy go odwiedzić?
-Cóż na razie Pan Pena śpi. Należy mu się wypoczynek. Może następnym razem – kiwnął głową z uśmiechem lekarz i odszedł.
-I co teraz ?? – wszyscy patrzyli po wszystkich.
-Kendall – podniosłam głowę. – Do recepcji.! – odwróciłam się w stronę przyjaciół i pognaliśmy do recepcji.
-Przepraszam – odezwałam się do kobiety za biurkiem kiedy już tam dobiegliśmy – czy wczoraj został tu przywieziony pacjent o imieniu Kendall Schmidt.???
-Hmm.. – kobieta zaczęła grzebać w teczce. – A tak. Przywieźli go. Potrącenie przez samochód.  – zamarliśmy.
-A co się z nim teraz stało??? – dopytywałam prawie wchodząc na te biurko.
-Proszę pytać tamtego doktora – wskazała na akurat przechodzącego lekarza. Natomiast my jak poparzeni dopadliśmy go.
-Dzień dobry. – niecierpliwie odezwałam się.
-E dzień dobry? O co chodzi? – spojrzał na mnie jak an idiotkę i na resztę.
-Czy wczoraj przyjął Pan pacjenta nazywającego się Kendall Schmidt???? – spojrzałam na lekarza.
-Hmmm.. – zaczął się zastanawiać. – Ah tak! Przywieźli wczoraj takiego chłopaka, 23 lata, blondyn. Potrąciło go auto.
-A no własnie! I co się z nim teraz stało?!!?!?!? – chwyciłam lekarza za kołnierzyk cała znerwicowana.
-A więc po pierwsze proszę się opanować – odsunął mnie lekarz – A po drugie, co do Pana Schmidta. On….
-----------------------------------------------------------------------------------------------------

Tiak :3 Wiem, ze mnie kochacie ;3  A więc lofff za wejścia i liczę na następne ;** Bardzo liczę na komki, więc działajcie.! ;***** 
 

1 komentarz: