czwartek, 27 czerwca 2013

Część 37.



Ehh... no y0 kochani!!!! :DDD
JAkoś tak mam dobrego humora :D
Loffaaaaammmm Wasss za komentarze!!!! :DDD ;***** Skrycie czekałam do 5 jak ten 4 zobaczyłam, ale nie chcę już Was męczyć. XD :D .. tearz Was pomęczę tym rozdziałem :D xdWiem, że mnie kochacie :D
Wejścia mnie martwią.. prawie doprowadzaja do łez,ale się trzymam!! jeszcze.. 
Co do 5 tyś wejść.... WOOOOWWWW *O* Cud!!! *O* Ale przez te opuszczenie się z wejściami to możliwe ze tylko ten rzdz bd na 5 tysi. alle nwm. tylko sie nie obrażajcie błaaagam :(
No więc, wiecide o co plose. ^^ wejścia i komeczki ^^ kocham Was skarby i licze tearz na te 5 komków ^^ no i wejść kolejne 5 tysi :DDDD alez ja wredna, tak was męcząc, ale cóż, taka natura xd
Przepraszam, że Was nudze teraz tymi rozdziałami :( no, ale przyszedł czas na kolejne dramaty xd. Zapraszam :) : 
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przykuty do  drzewa darłem się i szarpałem, ale daremnie. I nwm ile bym tam jeszcze sterczał gdyby nie pewien mechanik, który akurat przechodził przez ten park. Pomógł mi. Rozciął mi kajdanki i pomógł zdjąć.  Podziękowałem mu i jak najszybszym tępem poleciałem pod willę. Kluczyki miałem w kieszeni. Wziąłem auto i ruszyłem na miasto.
-Gdzie ona może być, gdzie ona.. – mówiłem sam do siebie marszcząc czoło i rozglądając się za czerwoną ciężarówką, do której widziałem, że ją pakowali. Ale to było dawno.. pewnie już zdążyli ą zabrać.. byłem załamany. Kiedy tak krążyłem bez celu po Los Angeles nagle zauważyłem tak dobrze już znane mi auto. Rejestracja byłą ta sama. To oni!  Od razu wcisnąłem pedał gazu i z piskiem opon ruszyłem w ich stronę, ale niestety chyba właśnie przez ten pisk, zauważyli mnie.  Z podwójnie większym piskiem odjechali, ale ja nie miałem zamiaru się poddać. Goniłem ich najszybciej jak tylko mogłem. Ale niestety.. Ja zawsze muszę mieć pecha. Moje plany pokrzyżowała jakaś staruszka na przejściu. -,- Przechodziła chyba godzinę, a ja musiałem czekać -,- Kiedy ruszyłem.. nie było po nich żadnego śladu. Ale myślałem tak.: „Już raz ich znalazłem, znajdę i drugi.!”
*2godziny później*
Kolejna godzina jazdy. Przecież L.A. jest ogromne! Powoli nachodziły mnie myśli: czy się uda? Starałęm się je odrzucać. Nie poddawałem się. I dzięki Bogu! Kiedy wjechałem w jakąś opustoszałą dzielnicę, wiecie taki, szary zakątek, zauważyłem przy jakimś budynku tę ciężarówkę. Bez chwili namysłu ocknąłem się trochę i zaparkowałem auto. , za rogiem, żeby tamci nie zauważyli. Podszedłęm do blaszanych drzwi i lekko pchnąłem. Na szczęście były otwarte. Na początku ciemnego korytarza usłyszałem jakieś krzyki. Za ich śladem ruszyłęm tym ciemnym korytarzem.  Krzyki były już strasznie głośne. Tak jakby ktoś krzyczał obok mnie. I nie myliłem się. Zauważyłem jasny pasek światła. Padał on przez niedomknięte drzwi. Właśnie przez szparę od nich zauważyłem Werę i tych dwóch meneli! Bez jakiegokolwiek namysłu rzuciłem się do środka. Wszyscy spojrzeli na mnie lekko skołowani. Wera leżała na jakimś stole była przerażona.! Miała łzy w oczach i próbowała się wydostać, ale bezskutecznie. Ten mniejszy wziął jej ręce do góry i trzymał mocno, a ten większy stał z drugiej strony i ją rozbierał?! X.X  Była już bez bluzki, której strzępki leżały obok i bez spodni.! Natomiast ten większy już rozpinał rozporek!! O_O
-No nie kurwa! Tak nie będzie! Puszczać ją!!! – mega wkurzony wyrwałem jakąś rurę i zaczęła lecieć para. Idealnie do zajebania ich krzywych mord!  Z początku dopiero się wprawiałem w obsługę tej rury, więc tego większego , Mike’a , walnąłem w plecy po czym on mi najpierw z pięści, a potem nożem przywalil w brzuch. Krew była dosłownie wszędzie.! Traciłem siły, ale walczyłęm cały czas.! Wziąłem mocny zamach i przywaliłem tą rurą temu jebanemu sukinsynowi w twarz aż tamten upadł. Wtedy korzystając okazji wziąłem Werę na ręce, narzuciłem na nią ten strzępek bluzki i zmierzałem ku wyjściu kaszląc prze parę i od czasu do czasu chwiejąc się przez ranę. Ale to by było za proste.. -,-  Zatrzymał mnie ten niższy. Wkurzony i trochę zmęczony, zdjąłem z siebie bluzkę i strzeliłem mu nią w twarz tak, że aż oparł się o ścianę i lekko skulił.
-A tak lubiłem tą koszulkę .. – westchnąłem i szybko zabrałem stamtąd mega wystraszoną, zapłakaną i mocno we mnie wtuloną dziewczynę.

                                                      *Wera*

-Haloo. Weraa. – poczułam jak ktoś delikatnie głaszcze mnie po policzku. Otworzyłam lekko oczy delikatnie sklejone. Zobaczyłąm Carlosa. Byliśmy w aucie. Trzymał mnie mocno do niego wtuloną.
-Carlos? – przyjrzałam się mu dokładniej, a on się uśmiechnął.
-Nic ci nie jest? – wyglądał na zatroskanego.
-Chyba.. Już po wszystkim? – spojrzałam mu w oczy.
-Tak – uśmiechnął się.
-Ty?... – zaczęłam i nagle się na niego rzuciłam. – Dziękuję! – jeszcze mocniej go przytuliłam. Czułam ja odwzajemnia uścisk. Uśmiechnęłam się tylko.
Kiedy już się od niego oderwałam spojrzałam mu głęboko w oczy co odwzajemnił. Przybliżyłam się do niego, ale James.. , więc tylko jedną dłonią złapałam go za policzek, a w drugi pocałowałam.
-Dziękuję – powtórzyłam z uśmiechem. Wtedy coś zauważyłam.. Zeszłam z niego i oprócz jego boskiej klaty *OOOOOOOO* zauważyłam, że ma straszną ranę od noża w brzuchu i mocno krwawi.! – Carlos!! Ty krwawisz!! – wskazałąm przerażona.
-Co? A.. to.. – złapał się za ranę. – To nic .. – sztuczny uśmiech.
-Jasssne. Szybko! Do szpitala! – przekręciłam kluczyk w stacyjce.
-Dam radę – próbował zgrywać twardego, ale nie ze mną.
-Carlos. Jedź. – wskazałam na drogę. Widział, że nie żartuję, więc w końcu odpalił auto.
-Ale najpierw odwiozę cię do domu – powiedział w drodze.
-Nie ma opcji! Do szpitala! – strasznie się o niego martwiłam. W dodatku ciągle nie przestawał krwawić..
-Ale.. – zaczął, ale mu nie dałam.
-Carlos. Jedź. – mówiłam stanowczo.
-No dobra już, ale chociaż coś włóż.. – zbadał mnie od góry do dołu, a ja idąc za jego wzrokiem spaliłam buraka. – Weź moją kurtkę – podał mi skórzaną kurtkę z tyłu, a ja ją włożyłam i pojechaliśmy do tego szpitala.
*godzinę później*
Chodziłam w tą i powrotem przed gabinetem lekarza. Carlos siedział tam już pół godziny, a ja tu umierałam ze strachu.! Nagle klamka drgnęła i drzwi Si otworzyły, a ja aż podskoczyłam.
-I co?! – dopadłam doktora i zobaczyłam że za nim wychodzi cały zabandażowany Carlos, tylko, że utykał i nie wyglądał najlepiej.
-Pan Pena doznał dość poważnego, bo  dość głębokiego ciosu, a najgorsze jest to, że czeka go operacja i to poważna. – oznajmił mi lekarz, a ja myślałam, że zaraz zemdleję  na miejscu, jak stoję.
-Ale dlaczego?! – patrzyłam wystraszona raz na lekarza raz na Carlita.
-Kawałek ostrza, którym Pan Pena został zraniony utknął w środku. – oznajmił mi lekarz, a mi aż zrobiło się cieplej. No wiecie w tym negatywnym znaczeniu.
-Matko Carlos!! – chciałam rzucić się do niego, ale lekarz mnie zatrzymał.
-Proszę nie podchodzić!! Pan Pena nie może wykonywać teraz żadnych nagłych ruchów! Nawet samo chodzenie może być niebezpieczne. – ostrzegł mnie lekarz.
-O matko.! Panie doktorze, a czy istnieje zagrożenie .. – przełknęłam ślinę. – życia? – patrzyłąm wystraszona na lekarza licząc na przeczącą odpowiedź. Niestety..
-W zasadzie to istnieje takie zagrożenie.  Nawet nienajmniejsze. Dlatego musimy bardzo uważać. A na razie Pan Pena musi odpoczywać i zostanie on w szpitalu oczywiście. Operacja odbędzie się jak najszybciej. A teraz przepraszam, ale musimy pójść z Penem Carlosem po wózek i zawieźć go do jego Sali. Jakby chciała go Pani odwiedzić to będzie on w Sali nr. 7. Tylko już proszę nie dziś. Niech odpocznie. W razie czego ja się nim zajmuję, więc proszę o mnie pytać. Doktor Waliński. – i te skojarzenia :D – A może powiadomić Pani bliskich?
-Właściwie to ja z nim i przyjaciółmi mieszkam, więc to tak jakby m.in. ja. Ale rodzinę oczywiście zawiadomię. – wyjaśniłam.
-Aha. Dobrze, dziękuję. To do zobaczenia. – lekarz chciał już iść, ale go przytrzymałam.
-Przepraszam, czy mogę się chociaż z nim pożegnać? – spojrzałam błagalnie.
-Ehh, tylko ostrożnie. – po chwili wahania odpowiedział dr Waliński xd.
Podeszłam do Carlosa, spojrzałam mu w oczy z Łazami w oczach i przytuliłam mocno, ale jednocześnie najdelikatniej jak tylko umiałam.
-Trzymaj się.! Jestem z Tobą! – pocałowałąm go w policzek i się odsunęłam.
-Dzięki. Pa – uśmiechnął się i pomachał mi po czym odszedł z lekarzem.
Obróciłam się i już chciałam iść do wyjścia keidy zauważyłąm jak jakiś lekarz szybko podbiega do drugiego:
-Właśnie przywieźli jakiegoś chłopaka, 23 lata, poważnie potrącił go samochód. Znaleźliśmy dokumenty nazywa się: Kendall Schmidt – zmroziło mnie.

2 komentarze:

  1. Dziewczyno, to było cudne. Masz talent. Czekam na nn.

    OdpowiedzUsuń
  2. Carlos nie!!! Nie umieraj!!!!
    Dobrze im tak!!! JEBANE SUKINSYNY!!!
    Carlito jaka moc :D wziął wyrwał rure i zajebał dwóch gości na sterydach :P
    Przywieźli tą sierote.....myślałam, że sie nie doczekam xd
    Nie mam o czym pisać, bo mnie muli, a mimo, że 10 godzin śpie to sie nie wysypiam xd
    No to czekam na nn ;*

    OdpowiedzUsuń