Ok, a tu dla Was taki krótki rozdzialik ;*** Jeszcze raz sorki, że aż 2 tygodnie czekaliście.. ;__;
----------------------------------------------------------------------------------------------------
*Wera*
Już 6 godzinę staliśmy pod drzwiami, za którymi operowali
Carlosa. Wszyscy byli niesamowicie zdenerwowani. W powietrzu wisiało
niesamowite napięcie i lepiej było się nie odzywać, bo napięta atmosfera mogła
wywołać ogromną kłótnię. Ja byłam już cała mokra i myślałam, że zaraz normalnie
wybuchnę.!
-No ile oni tam będą siedzieć?! – wstałam z krzesła i
wrzasnęłam na cały korytarz.
-Ej, spokojnie. – położyła mi dłoń na ramieniu Zuza.
-Spadaj!! – huknęłam na nią, a ona odsunęła się
wystraszona.
-Ej ej – podszedł do nas James. – Spokojnie.
-Ja mam być spokojna?? Powiedz to swojej DZIEWCZYNIE.! –
nałożyła nacisk na ‘dziewczynie’ i po wskazaniu na mnie odeszła.
-Wera opanuj się. – złapał mnie za rękę James.
-A może sam się opanujesz? Bo to ty koleś widzisz jakiś
problem.! – próbowałam się wyrwać, ale nie dałam rady.
-Nie, nie tylko on. My wszyscy – wtrącił się Logan.
-Taki pewny – wywróciłam oczy krzywiąc się.
-Bo tak jest – wszyscy kiwnęli zgodnie głowami i przez
wzrok chcąc mi to udowodnić. Natomiast ja usiadłam na krzesełku pod ścianą,
założyłam ręka na rękę, noga na nogę i odwróciłam głowę w przeciwną stronę na
znak focha.
-Bardzo się stresuje – objął mnie James.
-Ta, no widać – wywrócił oczy Logan, którego ta
informacja jakoś nie wprawiła w lepszy humor po dodatkowym moim występie, który
właściwie przeciez i tak mógł być wiele gorszy.
-James.. – szepnęłam ze spuszczoną głową obracając się w
ich stronę. – Przepraszam!! – rozryczałam się jak jakieś dziecko mocno do niego
przytulając co odwzajemnił. – Bo.. bo ja tak się boję..
-Ej. No już.. Spokojnie. Rozumiem – pogładził mnie po
plecach, a potem po główce.
-Ej, Wera. – podeszła do nas Wika podczas kiedy Zuz
jednak wolała zostać przy Loganie. – Choć pójdziemy do kibla.
Tusz ci się rozmazał. – Wera tylko spojrzała na nią, kiwnęła głową chwyciła ją
za rękę i poszły.
*Wika*
Wera właśnie się ogarniała, a ja tak stałam oparta o
umywalkę i na nią patrzyłam. W końcu skończyła i spojrzała się na mnie dziwnie
po czym uniosł brew.
-Wika? Wszystko gra? – zmierzyła mnie wzrokiem.
-Jak długo będziesz jeszcze nas, a przede wszystkim
siebie oszukiwać? – patrzyłam prosto w jej oczy, w których teraz ukazało się
zmieszanie i odrobina lęku.
-A-ale o czym ty..? – patrzyła niezrozumiale.
-O przyjaciół się martwi. A ty jesteś dziwna i wybuchowa.
Ale nie wierzę, że Carlos jest dla ciebie tylko przyjacielem. – powiedziałam to,
a ją zatkało.
-C-co? – spojrzała na mnie już bardziej wystraszona.
-No to. – nie owijałam w bawełnę.
-Ja… Carlos to tylko mój przyjaciel… - spuściła głowę. Oj
no ona jest chytra i przebiegła, ale jak się zakocha widzę to na kilometr.
-Tak bardzo cierpisz, czemu nie chcesz się przyznać? Nie
widzisz ile to wszystkich kosztuje? – patrzyłam na nią wyczekująco i uprzedzając
pytanie „kogo?” dodałam.: - Jesteś zaślepiona i nie widzisz co się wokół
dzieje. Wiem, że boisz się zranić innych, ale w ten sposób ranisz siebie. A nie
zdajesz sobie sprawy co się dzieje. Ty wiesz czego chcesz. Słuchaj głosu serca,
ono Cię nie zawiedzie.. – wskazałam na jej serce.
-Jesteśmy tylko przyjaciółmi…. – nawet nie podniosła
głowy, a ja tylko westchnęłam głęboko.
-Jak uważasz. Współczuję ci bardzo. Chodźmy już, bo
pomyślą, że ktoś nas tu gwałci.. – wyszłyśmy i zobaczyłyśmy chłopaków
rozmawiających z lekarzem… ,KTÓRY OPEROWAŁ CARLOSA!!!!! :O Kiedy nas dostrzegli zwrócili się w naszą
stronę z grobowymi minami. Nie wiedziałyśmy co miały oznaczać. Wera drgnęła, a
w zasadzie z lęku aż podskoczyła. Nagle, dosłownie w ułamku sekundy czego się
nikt nie spodziewał ruszyła prosto na lekarza. Już po chwili była tam przy nich
i wskoczyła na doktora, złapała za ramiona i prawie, że się wydarła.:
-I co z Carlosem?!?!?!?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz