--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
*Wera*
-Podczas operacji wystąpiły komplikacje.. – zaczął
lekarz, a ja aż z niego spadłam z wrażenia.
-Ale wszystko się powiodło!!! Carlos wyzdrowieje!!!
Już go przewieźli na jego salę!!! –
rozwrzeszczał się wreszcie szczęśliwy Logan.
-To czemuś mi żesz tego kurwa wcześniej nie
powiedział!?!?!?!?! – spojrzałam na niego z miną mordercy.
-A bo mnie tak jakoś zatkało z wrażenia.. – mruknął Log
zastanawiając się, a ja już się ustawiłam w pozycji bojowej i kiedy chciałam na
niego skoczyć w ostatniej chwili zapał mnie James.
-Ej, ej. Spokojnie. – pogłaskał mnie po głowie.
-Ty też mogłeś się odezwać.! – odsunęłam się od niego i
założyłam ręka na rękę. Brunet już chciał coś powiedzieć, ale odezwała się
Wika.
-Dobra, dobra. Najważniejsze, że z Carlosem wszystko w
porządku. – stanęła między mną, a moim chłopakiem.
-Właśnie! Panie doktorze, czy my możemy go teraz
zobaczyć. – spojrzałam błagalnie na doktora.
-W zasadzie nie powinniście.., ale ehh. Jeśli tylko na
chwilkę to możecie – westchnął lekarz.
-Dziękuję! – przytuliłam go. – A i sorki za ten.. naskok
– wyszczerzyłam się i na czele naszej pieprzniętej gromady ruszyłam do Sali nr
7.
Carlos wcześniej był jednym z dwóch pacjentów w tej Sali,
ale tamtego już wypisali, więc został sam. Zazwyczaj po operacji się zasypia,
jakoś tak już jest, ale my przyszliśmy tak szybko, że jeszcze nie zdążył.
-Carlos.!! -
dopadłam do łóżka i zaraz usiadłam na małym krzesełku.
-Wera? – Carlos zaczął mrugać oczami, aby lepiej mi się
przyjrzeć. –Wera! Tak się cieszę, że cie widzę.. – zaczął mówić z uśmiechem i
wyglądał jakby miał coś jeszcze powiedzieć, ale podszedł do nas James kładąc mi
dlonie na ramionach, a Carlos, takie odniosłam wrażenie, nie dokończył tego co
miał mi do powiedzenia. – Cześć kochani. Jak cudownie, że przyszliście. –
uśmiechnął się kiedy podeszła reszta.
-No chyba nie sądzisz, że byśmy cię tu samego zostawili –
dodał z uśmiechem James.
-A jak się czujesz? – spojrzałam na Carlosa.
-Już lepiej, dzięki. Myślę, że miną jakieś 2 tygodnie
zanim wrócę do normalnego stanu zdrowia. – wyjaśnił Latynos.
-To dobrze, że się kurujesz. A i nie martw się, prasa nic nie wie o
zajściu – dodał Logan.
-O to dobrze – kiwnął głową Carlos.
-A jak myślisz kiedy cię stąd wypuszczą? – uprzedzila mnie
w pytaniu Zuz.
-Nwm. Ale myslę, że NAJWCZEŚNIEJ za jakieś 3 dni. Tylko,
że w takim wypadku będę musiał bardzo uważać. Najbliższy czas wogle się nawet
nei ruszać najlepiej. – odpowiedział Carlos.
-To zrozumiałe – odezwała się Wika.
Nagle rozmowę przerwał nam lekarz. Wpadł prawie jak
szalony i odezwał się.
-Są już wieści o Panu Kendallu.! – uniósł swoją teczkę do
góry, a wszyscy spojrzeli na niego wyczekująco. – Cóż wybudził się w końcu.
Badania są na razie pozytywne i w zasadzie może już wracać do domu, ale jest
jeden problem. – na te słowo aż wzniosłam oczu ku górze. No ile można tych
problemów.?! – Ma amnezję. – stwierdził lekarz, a nas zatkało.
-Jak to, amnezję?! – odezwał się skołowany James.
-Normalnie. Podczas wypadku doznał silnego urazu głowy co
spowodowało zanik pamięci. – wyjaśnił lekarz.
-Ale jak to? A więc nic nie pamięta?? – rozłożyłam ręce patrząc
na lekarza.
-Nic. Absolutnie. – pokręcił głową przecząco lekarz.
-Nawet swojego imienia? Nas? Zespołu??? – pytałam aż
jakby niedowierzając.
-Dokładnie. Dlatego to waszym zadaniem będzie przywrócić
mu pamięć – wskazał na nas lekarz, a mnie już zupełnie rozwaliło.
-Naszym? Ale czemu naszym? Nie, że nie chcemy mu pomóc,
ale my się przecież nie znamy na tym, myślałem, że tym zajmuje się szpital. –
odparł James.
-To z państwem Pan Schmidt był najbardziej emocjonalnie
związany, a więc tylko i wyłącznie dzięki Wam może wrócić do zdrowia. Wy,
jakieś wspólne zdjęcia, Wasze piosenki, wspomnienia, wszystko; trzeba mu
przypomnieć opowiedzieć. Głęboko wierzę, że Wam się uda. – cóż lekarz miał
rację. Bądź co bądź rodzice Kendalla przeprowadzili się 3 lata temu do Ameryki
Południowej i nie ma teraz możliwości kontaktu z nimi, aby mogli mu pomóc,
zostaliśmy tylko my. To było trudne zadanie, ale musieliśmy się go podjąć.
Wszyscy spojrzeli po sobie pełni obaw i niepewności, jednocześnie mając
nadzieję, że wszystko wreszcie będzie dobrze.
Arcy sorry, że dopiero teraz komentuję, ale wcześniej nie mogłam. Dawaj następną notkę szybko!
OdpowiedzUsuń