sobota, 7 września 2013

Część 43.

Słuchajcie kochani, widzę, widzę, patrzę, patrzę, i wiecie co dostrzegłam? Napis: "Brak komentarzy" pod ostatnimi notkami. Wiem, że zaczęłam dodawać rzadziej, ale szkoła, zrozumcie mnie. Teraz postaram sie już pisać regularnie, ale uwaga. Nie chciałam czegoś takeigo robić, bo myślałam, że podoba się Wam mój blog choć trochę, ale trudno. Teraz notki (części)  będą dodawane o ile pod poprzednią będą co najmniej 2 komentarze poczynając od tej. Sory bardzo, ale nie mam innego wyjścia. A tu macie krótki rozdzialik ;*
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------



                                                *Wera*

-Podczas operacji wystąpiły komplikacje.. – zaczął lekarz, a ja aż z niego spadłam z wrażenia.
-Ale wszystko się powiodło!!! Carlos wyzdrowieje!!! Już  go przewieźli na jego salę!!! – rozwrzeszczał się wreszcie szczęśliwy Logan.
-To czemuś mi żesz tego kurwa wcześniej nie powiedział!?!?!?!?! – spojrzałam na niego z miną mordercy.
-A bo mnie tak jakoś zatkało z wrażenia.. – mruknął Log zastanawiając się, a ja już się ustawiłam w pozycji bojowej i kiedy chciałam na niego skoczyć w ostatniej chwili zapał mnie James.
-Ej, ej. Spokojnie. – pogłaskał mnie po głowie.
-Ty też mogłeś się odezwać.! – odsunęłam się od niego i założyłam ręka na rękę. Brunet już chciał coś powiedzieć, ale odezwała się Wika.
-Dobra, dobra. Najważniejsze, że z Carlosem wszystko w porządku. – stanęła między mną, a moim chłopakiem.
-Właśnie! Panie doktorze, czy my możemy go teraz zobaczyć. – spojrzałam błagalnie na doktora.
-W zasadzie nie powinniście.., ale ehh. Jeśli tylko na chwilkę to możecie – westchnął lekarz.
-Dziękuję! – przytuliłam go. – A i sorki za ten.. naskok – wyszczerzyłam się i na czele naszej pieprzniętej gromady ruszyłam do Sali nr 7.
Carlos wcześniej był jednym z dwóch pacjentów w tej Sali, ale tamtego już wypisali, więc został sam. Zazwyczaj po operacji się zasypia, jakoś tak już jest, ale my przyszliśmy tak szybko, że jeszcze nie zdążył.
-Carlos.!!  - dopadłam do łóżka i zaraz usiadłam na małym krzesełku.
-Wera? – Carlos zaczął mrugać oczami, aby lepiej mi się przyjrzeć. –Wera! Tak się cieszę, że cie widzę.. – zaczął mówić z uśmiechem i wyglądał jakby miał coś jeszcze powiedzieć, ale podszedł do nas James kładąc mi dlonie na ramionach, a Carlos, takie odniosłam wrażenie, nie dokończył tego co miał mi do powiedzenia. – Cześć kochani. Jak cudownie, że przyszliście. – uśmiechnął się kiedy podeszła reszta.
-No chyba nie sądzisz, że byśmy cię tu samego zostawili – dodał z uśmiechem James.
-A jak się czujesz? – spojrzałam na Carlosa.
-Już lepiej, dzięki. Myślę, że miną jakieś 2 tygodnie zanim wrócę do normalnego stanu zdrowia. – wyjaśnił Latynos.
-To dobrze, że się kurujesz.  A i nie martw się, prasa nic nie wie o zajściu – dodał Logan.
-O to dobrze – kiwnął głową Carlos.
-A jak myślisz kiedy cię stąd wypuszczą? – uprzedzila mnie w pytaniu Zuz.
-Nwm. Ale myslę, że NAJWCZEŚNIEJ za jakieś 3 dni. Tylko, że w takim wypadku będę musiał bardzo uważać. Najbliższy czas wogle się nawet nei ruszać najlepiej. – odpowiedział Carlos.
-To zrozumiałe – odezwała się Wika.
Nagle rozmowę przerwał nam lekarz. Wpadł prawie jak szalony i odezwał się.
-Są już wieści o Panu Kendallu.! – uniósł swoją teczkę do góry, a wszyscy spojrzeli na niego wyczekująco. – Cóż wybudził się w końcu. Badania są na razie pozytywne i w zasadzie może już wracać do domu, ale jest jeden problem. – na te słowo aż wzniosłam oczu ku górze. No ile można tych problemów.?! – Ma amnezję. – stwierdził lekarz, a nas zatkało.
-Jak to, amnezję?! – odezwał się skołowany James.
-Normalnie. Podczas wypadku doznał silnego urazu głowy co spowodowało zanik pamięci. – wyjaśnił lekarz.
-Ale jak to? A więc nic nie pamięta?? – rozłożyłam ręce patrząc na lekarza.
-Nic. Absolutnie. – pokręcił głową przecząco lekarz.
-Nawet swojego imienia? Nas? Zespołu??? – pytałam aż jakby niedowierzając.
-Dokładnie. Dlatego to waszym zadaniem będzie przywrócić mu pamięć – wskazał na nas lekarz, a mnie już zupełnie rozwaliło.
-Naszym? Ale czemu naszym? Nie, że nie chcemy mu pomóc, ale my się przecież nie znamy na tym, myślałem, że tym zajmuje się szpital. – odparł James.
-To z państwem Pan Schmidt był najbardziej emocjonalnie związany, a więc tylko i wyłącznie dzięki Wam może wrócić do zdrowia. Wy, jakieś wspólne zdjęcia, Wasze piosenki, wspomnienia, wszystko; trzeba mu przypomnieć opowiedzieć. Głęboko wierzę, że Wam się uda. – cóż lekarz miał rację. Bądź co bądź rodzice Kendalla przeprowadzili się 3 lata temu do Ameryki Południowej i nie ma teraz możliwości kontaktu z nimi, aby mogli mu pomóc, zostaliśmy tylko my. To było trudne zadanie, ale musieliśmy się go podjąć. Wszyscy spojrzeli po sobie pełni obaw i niepewności, jednocześnie mając nadzieję, że wszystko wreszcie będzie dobrze.
 

1 komentarz:

  1. Arcy sorry, że dopiero teraz komentuję, ale wcześniej nie mogłam. Dawaj następną notkę szybko!

    OdpowiedzUsuń