piątek, 9 sierpnia 2013

Część 39.

Yo yo ludzie.! :D  Wiem, że długo nie dodawałam, Am so Sorry ;(  , ale podjęłam nową działalność, którą dopiero rozkręcam i totalnie brakuje mi czasu.! ;o  A w dodatku jakieś wyjazdy czy cos a tearz szykuje sie do wesela, które mam za jakies 3-4 h, więeeeec widzicie, jestem niesamowicie zabiegana.!  Postaram się poprawić jakoś tę sytuację tylko jeszcze nwm jak. I nwm czy będzie coś an 6 tysi wejść. Ale musze Wam powiedzieć, że...
 ZA TE 6.000 WEJŚĆ!!!!!! <333 ;******
Jesteście niesamowici!!!!!! ;****** <33
A więc bez przedłużania, kolejna nudna notka ;(. Zapraszam na część 39 ;D  :
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- 


                                                *Wera*

Szłam korytarzem szpitalnym. Zmierzałam do Sali Carlosa, ponieważ nie zastałam lekarza w jego gabinecie. Nagle usłyszałam krzyki.
-Nieee!! Nieeee!! Błagam!!! Nieee!! Ja chcę żyć!!!! – to był głos Carlosa. Zerwałam się i popędziłam do jego Sali, a stając w drzwiach ujrzałam taką scenkę:
Lekarz stoi przy łóżku Carlita ze strzykawką o długości jakichś 3 cm z czego igła to 1 cm, a Carlos chowa się pod łóżkiem drąc się niemiłosiernie.
-Ludzie! Ludziee!!! Zbieście to ode mnie!! – wskazywał na strzykawkę i bardziej chował się pod tym łóżkiem. Ja tylko strzeliłam facepalm’a.
-Carlos! Boże ogarnij się! – spojrzałam na niego.
-Wera! Co?  Eee ja ten.. – wyszedł spod łóżka. – Ja się nie bałem. To.. ja.. pokazywałem jakby się zachował James – kiwnął głową. Nagle spojrzał na lekarza z zastrzykiem, pisnął jak dziewczyna i schował się za mną.
-Ty mój bohaterze – wywróciłam oczy i przeciągnęłam go tak, ze stał przede mną.
-Ale to jest straszne.!! – zrobił minkę smutnego psiaczka.
-Boże nie załamuj mnie Carlos – pokręciłam głową. – Przepraszam, panie doktorze, to z nim już lepiej, że tak biega? – wskazałam na Latynosa, który się zgarbił  i rozglądał raz w lewo raz w prawo jak nienormalny.
-No własnie nie, ale nie mogłem go opanować. – wskazał lekko podenerwowany lekarz na Carlita.
-Aha, rozumiem. Dobrze to ja panu pomogę – kiwnęłam głową i wzięliśmy się za tą sierotę.

                                                *Logan*

Stałem i patrzyłem na nich osłupiały, a oni na mnie. Nikt się nie ruszał i panowała przerażająca cisza 0.o  Nagle poderwał się James.
-My?! Myyyy gadamy! – zaczął podenerwowany. – To chodź, idziemy na obiad.! – zestresowany chwycił Zuzę za rękę i wybiegł z pomieszczenia.
Nie. Nie. Nie no nie wierzę.!  Co to niby kurde miało być?! No dobra luz.. Logan.. nie wyciągaj pochopnych wniosków… Ehh.. Mam nadzieję, że to nie było to co myślę..

                                                *Wera*

Weszłam wykończona do domu lekko trzaskając drzwiami. To było tragiczne. Razem z lekarzem, najpierw musieliśmy złapać Carlosa, potem przywiązać go pasem do łóżka, ja potem musiałam jeszcze na nim usiąść, żeby się za bardzo nie ruszał, a lekarz mógł dać mu ten zastrzyk. Ale kiedy wreszcie cudem się udało ten debil zasnął. Nwm czy on tak generalnie nie myśli czy teraz keidy jest poturbowany. Samo chodzenie jest dla niego niebezpieczne, a co dopiero takie akcje!?  Ygh.! Tak czy inaczej potem poszłam do Kendalla, ale lekarze mnie do niego nie wpuścili, a badania jeszcze nie zostały skończone. Więc nie mialam już co tam robić, więc wróciłam do willi. Weszłam do kuchni i zobaczyłam siedzących przy stole Zuzę, Jamesa i Logana. Panowałam niesamowita cisza. Wszyscy byli albo poważni, jacyś  zagubieni i zmieszani. Nikt się nie odezwał kiedy weszłam. Nie kumałam o co chodzi.
-Cześć kochani – odezwałam się wreszcie z promiennym uśmiechem na co każdy z osobna uśmiechnął się do mnie i wrócił do jedzenia obiadu. – A co wy tacy? – usiadłam na krzesło i odstawiłam torebkę. Cisza. – No ej.?! – spojrzałam po wszystkich. Nagle odezwał się James.:
-I jak tam u Carlosa?
-Ehh nawet nie pytaj. Ten idiota prawie się poryczał na widok zastrzyku – pokręciłam głową na co wszyscy się uśmiechnęli. – Za to do Kendalla mnie nie wpuścili – wzruszyłam ramionami. – A wogle to gdzie Wika? – rozejrzałam się.
-Śpi – mruknął Logan.
Spojrzałam na nich wszystkich przymrużając oczy. Nie miałam pojęcia co się z nimi wszystkimi dziś dzieje?!
-Zuza, chodź na chwilkę – wstałam, a Zuz spojrzała na mnie przestraszona. – No chodź, toż cię nie zgwałcę – wywróciłam oczami.
-A kto cie tam wie – uśmiechnął się Logan do siebie, a ja go kopnęłam w kostkę. Zuz jednak wstała i udałyśmy się do salonu.
-No to gadaj. Co się dzieje?! – rozstawiłam ręce.
-A-alle.. co się ma dziać? – patrzyła na mnie ciągle przestraszona brunetka na co uniosłam brew.
-Nie pieprz.! – przymrużyłam oczy. – No gadaj. Jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami, no musisz mi powiedzieć – założyłam ręka na rękę. – Czy wy coś przede mną ukrywacie? – przyszło mi na myśl i unosłam brew, a Zuz się aż zlękła.
-Ja.. no… i.. ten… no… i wiesz… - jąknęła. – Odbiorę.! – krzyknęła i poleciała do swojego pokoju.
Nieogarnięta stałam jak wryta i tyko patrzyłam przed siebie nic nie kumając. Nagle podszedł do mnie Logan.
-Ee Log? A ty co tu robisz?  - spojrzałam na niego unosząc brew.
-Ponoć mieszkam – wzruszył ramionami. – Słuchaj… Wera… ja chyba muszę ci coś powiedzieć.. – spojrzał mi w oczy.
------------------------------------------------------------------------------------------

Nie pogardzę komeczkami ;****** ^___^  Kocham Was do nn ;******


1 komentarz:

  1. Biedny Carlos stsykawki sie boi ,oby wyzdrowial <3 Logan jesteś bardzo uczciwy więc powiedz werze to co widziałeś :) może będzie zła na zuze i jamesa ale wtedy zrozumie że loffcia carlosa,zdrowia kendziu i odnajdźcie wreszcie pacie :* cudowny rozdział czekam nn <3

    OdpowiedzUsuń